Czesław Michniewicz. Fot. PAP/Zbigniew Meissner
Czesław Michniewicz. Fot. PAP/Zbigniew Meissner

Brzęczenie Michniewicza. Koń, z którego spadnie, rośnie w szybkim tempie

Marcin Dobski Marcin Dobski Marcin Dobski Obserwuj temat Obserwuj notkę 76
Selekcjoner Czesław Michniewicz swój "spektakularny" występ w Kanale Sportowym, w którym przejechał się po dziennikarzach, podsumował zdaniem: "Nie bierzemy jeńców". Nie powinien mieć więc pretensji, jeśli z tego samego założenia wyjdą reporterzy, którzy będą wytykać nawet najmniejsze jego wpadki i do znudzenia pytać o rozmowy z Ryszardem F., "Fryzjerem".

Awans Michniewicza

Selekcjonerowi, piłkarzom i PZPN należy pogratulować sukcesu, jakim jest zwycięstwo ze Szwecją 2:0 i awans na mundial. Niewielu w to wierzyło. Sam byłem niedowiarkiem i cieszę się, że się myliłem. Byliśmy w tym meczu lepsi i wygraliśmy. Michniewicz pokazał się jako dobry trener, powinien cieszyć się awansem. I na tym powinien zakończyć. Wtedy nie byłoby dalszej części tego tekstu.

Polecamy:

Michniewicz ostro o dziennikarzach sportowych po awansie. Padł wulgaryzm

Katar! Mamy Katar!

Gratulacje, choć zasłużone, nie powinny przesłaniać tezy, że to był obowiązek reprezentacji Polski. Mamy wystarczającej klasy piłkarzy, aby regularnie grali na dużych piłkarskich imprezach. Awans powinni wywalczyć już po meczach grupowych. To nie kibiców wina, że zawodnicy musieli grać w barażu. 

Dalej już nie będzie miło. Jest kilka powodów. Usłyszałem świetne podsumowanie zachowania Michniewicza po meczu: "koń, z którego przyjdzie spaść Michniewiczowi, rośnie w zastraszającym tempie". Otóż to!

Brzęczenie Czesława

Wystarczył jeden wygrany mecz, żeby Michniewicz wszedł w buty Jerzego Brzęczka. Temu sukcesy nie pomogły w utrzymywaniu poprawnych relacji z dziennikarzami, nie zrobiła tego też książka "W grze" napisana przez Małgorzatę Domagalik. Brzęczek uwierzył w swoją nieomylność, stał się arogancki, nie przyjmował żadnych słów krytyki, a im bardziej był nieprzyjemny, tym gorszą miał prasę.

Michniewicz poszedł jego śladami, czego już nie odkręci, choć może by chciał, jak już się wyśpi po świętowaniu awansu. Odpowiedzi na pomeczowej konferencji na pytania redaktora Kurowskiego pokazały, że nowy selekcjoner ma krótki lont. I znowu atakuje dziennikarzy.

"To bzdura, nieprawda. Kolejny raz szukacie afery, tam gdzie jej nie ma" - delikatny cytat z Michniewicza. I kolejny: "Wbrew wielu ludziom, w tym pana, udało się zbudować w krótkim czasie drużynę, która awansowała na mistrzostwa świata".


Powyższe wypowiedzi selekcjonera nie zwiastowały jeszcze tego co miało wydarzyć się później. Michniewicz dostał ogromną szansę, którą wykorzystuje pod względem sportowym, ale zupełnie nie radzi sobie w kontaktach z mediami. Bycie trenerem reprezentacji niesie za sobą też odpowiedzialność nie tylko za wyniki, ale też za słowa. O ile nie przeszkadza gdy takim językiem trener rozmawia z piłkarzami, bo do różnych zawodników trzeba docierać na różne sposoby, to podczas publicznych wystąpień powinniśmy oczekiwać minimum kultury, a nie słów spod budki z piwem. Te padły później.

Kanał w Kanale

Wypowiedzi na oficjalnej konferencji, choć niezbyt sympatyczne, można było puścić mimo uszu. Jednak później selekcjoner był rozmówcą właścicieli Kanału Sportowego. Mógł zakończyć swoje wypowiedzi na analizie gry i odpowiadaniu na pytania o konkretnych piłkarzy, bo to było bardzo ciekawe. Jak choćby opis rozmów z Jackiem Góralskim. Dostał jednak pytanie o wyżej opisane spotkanie z dziennikarzami.


Padło jednak pytanie o tę nieszczęsną konferencję. Wtedy Michniewiczowi puściły hamulce, tym bardziej, że był w bezpiecznym środowisku, wśród dziennikarzy-przyjaciół. Ich konkurencję nazywał m.in.: "Grupą zgredów", nestora dziennikarstwa sportowego Stefana Szczepłka: "Stefan - mokra koszulka, spocona". Uznał też, że warto zdradzić takie kulisy o jednym z dziennikarzy: "Oni mogą mnie oceniać na różne sposoby. Oceniaj mnie sportowo, nie jako człowieka, bo nie masz do tego prawa. Sam leżałeś w krzakach pod redakcją, pobity przez zdradzonego męża". Wspomniał również o Jacku Kurowskim: "My wygrywamy bardzo trudny mecz, a on mówi, że zawodnicy nie wiedzieli w jakim systemie gramy. Co on pierdoli za głupoty".

Całość swoich mądrości podsumował: "Nie bierzemy jeńców".

Wybiórcza pamięć do szczegółów

One man show, którego nikt nie potrzebował i nie chciał słuchać. Padło trochę nazwisk znanych dziennikarzy sportowych. Co skłania do ciekawej refleksji, że Michniewicz pamięta wszystkich reporterów, a także drobiazgowo okoliczności, w jakich 18 lat temu wystawił osłabiony skład w sprzedanym meczu Lecha Poznań ze Świtem Nowy Dwór. Natomiast zasłania się brakiem pamięci na temat setek rozmów z szefem piłkarskiej mafii Ryszardem F. Po nominacji na selekcjonera wszystko zaczęło się od roztrząsania wydarzeń z dawnych lat. Dziennikarze mają do tego prawo, mogą i powinni o to pytać, a trener powinien rzeczowo o tym opowiadać.

Bycie na tak ważnym stanowisku zobowiązuje, czy tego się chce czy nie. Selekcjoner reprezentacji musi być trochę politykiem, ważyć słowa, dbać o PR i kontakty z dziennikarzami. Pójście na zwarcie, a w tym przypadku można już mówić o wojnie z prasą, na dłuższą metę nie skończy się niczym dobrym. Dla trenera. Tym bardziej, że argumentów sportowych na mundialu z pewnością nam zabraknie. Obawiam się, że już wcześniej część opinii publicznej nie będzie miała litości podczas oceny pracy Michniewicza. A po słabym wyniku w Katarze, będzie jeszcze ciężej.

Niezmiennie życzę powodzenia i sukcesów.

Marcin Dobski

Czytaj dalej:

Niewielu w niego wierzyło. Cudowny powrót Christiana Eriksena do reprezentacji Danii

Iga Świątek właśnie przeszła do historii. Jest nową liderką światowego rankingu

Włosi załamani i rozbici. Nie mogli uwierzyć, że przegrali z "kopciuszkiem"

To nie jest żart. Rosja będzie się starać o organizację... Euro 2028 lub 2032

Wielki powrót Pudzianowskiego. Strongman znowu powalczy w klatce

Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka