Bolesław Głowacki Bolesław Głowacki
175
BLOG

PZU, zając i wielbłądy

Bolesław Głowacki Bolesław Głowacki Bieganie Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Pozornie nie ma nic, co by łączyło wymienione w tytule firmę i dwa gatunki zwierząt. Jednak nie jest tajemnicą dla części kibiców wczorajszego Maratonu, że miał on również swojego przegranego: zająca.

Skarpa rozpościerająca się pod Stacją PKP Warszawa Stadion była wczoraj miejscem walki zająca o życie. Wyjaśnienie zagadki, jak dzikie zwierzę znalazło się w centrum największego polskiego miasta, pozostawiam autorom decyzji środowiskowej na budowę Stadionu Narodowego. Niemniej zając nie musiał kilkadziesiąt razy miotać się w tę i z powrotem po skarpie, gdyby nie maratończycy bądź organizatorzy maratonu. Okazało się wczoraj, że wybrane miejsce na starcie Maratonu jest tak cenne, że nie warto go opuszczać i pielgrzymować do 200 m dalej od startu postawionych toalet przenośnych. Zatem maratończycy w liczbie stu wybierali trawnik i podlewali budynek stacji, bo był oddalony od startu raptem 15 metrów.

Największą wpadkę organizacyjną zaliczono na mecie. Być może dla organizatorów lub obsługi Stadionu było nowością, że biegaczom towarzyszą wielbłądy. Wyjaśniam, że nazywam tak rodziny i znajomych oddających przysługę biegaczom i noszących ich rzeczy łącznie z pakietem startowym zawierającym m.in. dwie butelki napojów. Przecież uczestnik biegu nie zabierze tego ze sobą, a proszę spróbować pobiegać z torbą (wtedy pisałbym o udziale w biegach torbaczy). Jednocześnie biegacze oczekują od wielbłądów dopingu przed metą. Ponieważ organizatorzy nie wiedzieli o tym zwyczaju (?), wyprowadzali biegaczy za metą od razu na zewnątrz Stadionu. A wielbłądy, które zobaczyły wspaniały finisz swoich właścicielek, nagle orientowały się, że są odcięci i w drodze za metę muszą pokonać dystans biegu na 5 km: z płyty Stadionu z atrakcjami (zagłuszający wszystko spiker) na trybuny, schodami na samą górę do wyjścia z sektora, tam do stewarda pilnującego najkrótszej drogi między sektorami- zamkniętej, w drugą stronę dookoła korony stadionu (czyli dłuższą drogą) do właściwego sektora i na dół do właścicieli. Zmarznięci biegacze z wdzięcznością przyjmowali od wielbłądów kurtki i nie mieli już siły chwalić się pamiątkowym medalem.

Przed biegiem mówiono, że impreza ta po raz ostatni odbywa się na Stadionie Narodowym i chwała PZU za to.

 

Podzielę się refleksjami ze spacerów po Warszawie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport