Zacny Czytelniku!
W 1999r. profesorowie Stanley Pons i Martin Fleichmann ogłosili, że udało się im dokonać zimnej fuzji termojądrowej. Władze USA wyasygnowały 30 milionów dolarów na budowę Światowego Centrum Fuzji jądrowej, aby po trzech latach dowiedzieć się, że było to najzwyczajniejsze oszustwo. Po odkryciu radu, bez żadnych konsultacji z małżonkami Curie, uznano ten pierwiastek cudownym lekiem i zaczęto dodawać go do żywności, leków i kosmetyków. Za jeden gram radu płacono 25000 marek. W tej „zabawie” życie straciło kilka milionów ludzi, a zginąć miały jeszcze kolejne miliony, jak planowano uruchomić produkcję nawozów z dodatkiem śmiercionośnej substancji. Sami odkrywcy radu byli szantażowani, aby w trakcie wykładów nie mówili o jego szkodliwym działaniu. Dopiero śmierć magnata kawowego Muellera, który codziennie pił wodę z „cudownym lekiem”, zatrzymała proceder. Charles Dawson w 1912 roku do wykopanej na żwirowisku w Piltdown czaszki ludzkiej dopasował szczękę orangutana i na trzy dziesiątki lat zatrzymał rozwój archeologii w dziale poszukiwań metryki ludzkiego pochodzenia. Albert Einstein nie gardził cudzym dorobkiem, zaś jego teorie zostały ogłoszone za cenę zdeprecjonowania wyników Poincaré’a, Lorentza, myśli jego żony Milevy i idei zawartych w pracach młodych naukowców, którzy słali swoje prace, pragnąc zwrócić uwagę profesora na siebie. Nie jest prawdą, że doświadczenie Michelsona-Morleya miało wynik zerowy i że Michelson akceptował teorię względności. Z udziałem Waltera Ritza, Georgesa Sagnaca, Galego już w 1925 roku istniał komplet dowodów na błędność postulatów Einsteina. Potworna w swych skutkach epoka atomizmu fizykalnego zaczęła się w czasie, kiedy pojawiły się największe wątpliwości co do atomów samych i przedmiotowego sensu materii. Współczesna wiedza, o rozwoju przyrodoznawstwa w XX wieku, jest porażona tysiącami przekłamań, jak rozwój technologiczny i rozwój teoretyczny zostały przestawione w swych znaczeniach i skutkowaniach. Nigdy w dziejach ludzkich nie doszło do tak straszliwych manipulacji na świadomości ogólnospołecznej. Rozumienia istoty przyrody i istoty życia ludzkiego nigdy nie dotknęła taka klęska trzeźwości i obiektywności jak w czasach współczesnych.(!) Nigdy także ludzkość nie była tak dalece nieświadoma własnych zagrożeń jak dziś. Społeczeństwa współczesne kierują swe nadzieje ku politykom i tychże obciążają winami za wszelkie zło, gdy tymczasem to właśnie na sferach decydentalnych naukowcy dokonali największych oszustw merytorycznych i moralnych. To, co naukowcy zataili wobec władzy i biznesu w związku z samą tylko promieniotwórczością dałoby kilkudziesięciotomowy bestseller kryminalny i niezwykłe studium zdrady moralnej, jakiej dopuściła się nauka na człowieczeństwie. Rodzi się więc pytanie: Jak to się zaczęło? Gdzie tkwi początek oto tego procesu, że dzisiaj większa połowa ludzkości staje wobec widma głodu, utraty pracy, straszliwych klęsk żywiołowych, porażającej bezradności, a świat polityki brnie ku wojnie cywilizacji? Co złożyło się na to, że sensacja negatywna stanowi o cenie newsa, publicystyki i sposobu rozumienia sukcesu i kariery? Wszystko zaczęło się z momentem przypadkowego odkrycia promieniotwórczości radioaktywnej i ustalenia, że wydajność energetyczna tego przejawu przyrody jest o miliony razy większa od przemian chemicznych. Tym szczególnym, co stało się nieco później, było to, że pewna grupa naukowców podjęła myśl o militarnym wykorzystaniu uranu i plutonu. To z czego większość ludzi na świecie nie zdaje sobie sprawy, to to, że pomysł skonstruowania bomby masowej zagłady rozerwał naukę z moralnością, ale także praktykę z teorią. Pomysł bomby atomowej nie zaistniał na gruncie fizyki teoretycznej, lecz w głowach szaleńców uzdolnionych technicznie i manipulatywnie. Albert Einstein, zapytany w 1925 roku o możliwość zbudowania bomby opartej na przejściu masy w energię, odpowiedział, że jest to niemożliwe. Dzisiaj zaś powszechnie uważa się go za ojca tego straszliwego narzędzia śmierci, którego skonstruowanie przetrąciło sens cywilizacji współczesnej. Wymuszony przez Szilarda na Einsteinie podpis pod petycją do Roosevelta uruchomił proces związania nauki ze śmiercią. W rydwan wojny nuklearnej wciągnięto politykę i biznes, zaś szczelnie ukrywano wszystko to, co mogłoby doprowadzić do wykrycia tego, że u podstaw pomysłu na bombę „A” kryło się zbrodnicze pragnienie sławy i sukcesu za cenę wpętania ludzkości w katastrofę ekonomiczną. Tragedią współczesnej nauki jest to, że równie ochoczo pracują specjaliści nad narzędziami dobrobytu co i śmierci. Porażenie zaś tej dziedziny ludzkiej aktywności polega na tym, że sfery decydentalne utraciły zdolność rozpoznawania służebnych od służalczych intencji naukowców, a co powoduje, iż na wielu płaszczyznach nauki przebiegają procesy ciemne i zbrodnicze, a ich weryfikowalność jest ukrywana przez zaciemnienia językowe i kłamliwe ekspertyzowanie. Bez ujawnienia i zbadania zbrodniczych momentów najnowszej historii nauki nie wolno nawet myśleć o skuteczności w polityce, która dzisiaj jest u kresu swych możliwości utrzymywania pokoju światowego. Rzecz w tym, iż uwalnianie nauki od narosłych zwyrodnień w tej dziedzinie musi zacząć się od niej samej. Jest to zadanie dla tej części społeczności naukowej, która doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co niniejszym zostało powiedziane. Jest to także niezwykle pilny temat dla dziennikarzy i publicystów. U schyłku swego życia A. Einstein napisał między innymi takie słowa: „… Całe te pięćdziesiąt lat świadomych rozmyślań nie doprowadziło mnie ani trochę bliżej do odpowiedzi na pytanie, co to są kwanty światła? W dzisiejszych czasach każdy przeciętny człowiek myśli, że wie, ale się myli…” Owymi przeciętnymi, to miliardy ludzi, jakich ta sama nauka wykreowała na przeciętniaków, którym się zdaje, że wiedzą. Bez tego przeciętniactwa bomba atomowa nigdy by nie powstała, jak i nie byłoby możliwe pchnięcie szerokich mas ku konsumpcjonizmowi i egoistycznemu pojmowaniu sukcesu: sukcesu za cenę ogrania innych… A co powiedzielibyście, Zacni Czytelnicy, gdyby okazało się, że mechanika kwantowa także powstała jako wyrafinowana sztuczka matematyczna?! Piszący te słowa zaczął swe dociekania bez mała trzydzieści lat temu. Nie dla zabawy, ale aby przetrwać wyrok nałożony za przeciwstawienie się totalitarnej władzy. W 1982 roku w sprawie wyników, opisywanych niniejszym wstępem, Polska Akademia Nauk sygnalizowała służbom więziennym, iż „nie jest wykluczone, że przedłożone wyniki przez autora mogą skutkować poważnymi następstwami na wielu frontach współczesnej nauki”. W latach 1985-1990 rękopisy autora chronił Konsulat USA w Poznaniu, a dwaj dyplomaci amerykańscy wskazywali na pomoc specjalistów polskich dla sprawy, na niezbędność takiej pomocy. W 1986 roku laureat nagrody Nobla L. N. Cooper (także) USA nie wykluczał głębokich idei materiału naukowo-badawczego, który w owym czasie starczył do uruchomienia prześladowań psychiatrycznych na osobie autora przy pełnym milczeniu tych naukowców, którzy o wysiłki jego wiedzieli. W 1994 roku dwaj profesorowie uznali, że postulaty teoriopoznawcze mojego autorstwa mają wymiar nowej epoki naukowej, lecz i tę wartość, która wystarczyła, by splagiatować oceniane wyniki i przedłożyć je w książce pt. „Uniwersalne Prawa Kosmosu” z dopiskiem, iż jest to już wydanie drugie.(!) Tak postąpili moi recenzenci. Jednocześnie zostały uruchomione postkomunistycznymi kanałami dyrektywy działań przeciw mnie w regionie mojego zamieszkania. Od roku czasu mój wykład książkowy z prośbą o rzetelną recenzję otrzymali Rektorzy wszystkich polskich uniwersytetów, Prezes Polskiej Akademii Nauk, a ostatnio także Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Milczenie trwa. Dlaczego?! Przed Państwem Instytut Syntezy Ludzkiej Wiedzy o Bogu, Człowieku i Wszechświecie: dorobek naukowy jednego człowieka, który nie umiał pozwolić sobie na rezygnację z badania tego, jak może być możliwe, aby w epoce świetności naukowej zrodziła się epoka okrucieństwa moralnego i epoka środków masowej zagłady. Przedstawiam Czytelnikom rzecz nie dla tych, którzy wiedzą, ale dla tych, którzy chcą wiedzieć! Bardzo ucieszyłbym się, gdyby spośród Czytelników znalazły się osoby zdolne do odwagi i powinności wydania opinii, świadectwa lub merytorycznie uczciwej recenzji. Ucieszyłbym się także, gdyby tej sprawie zechcieli się przyjrzeć publicyści i dziennikarze, a tym bardziej te osoby, które politykę rozumieją jako szacunek dla twórczości naukowej nakierowanej na pomyślność społeczną. Stanisław Heller www.sheller.pl
Sądzę,że akurat w moim przypadku mam wszystkie cechy zodiakalnej Wagi.Jednak z małym wyjątkiem: nie znoszę stanów chwiejnych, ani w nauce, ani w przyjaźni. Mój blog uzupełniający:"Między Bogiem a prawdą".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura