Zamiast motta:
Dziękuję Ci, Tichy, że wyzwoliłeś okruchy moich myśli!
Okruch 1.
Nie ma żadnego twierdzenia naukowego, które by nie było jednocześnie twierdzeniem filozoficznym. Powyższe wynika z tego, że w samej naturze poznania tkwi dążenie do zrozumienia sensu Ostateczności kosmologicznej, a przez to w sposób nieuchronny analizie podlega także istotowość samego rozumienia. W obecnym statusie ontologicznym nauk matematyczno-fizykalnych nie ma miejsca dla filozofii, jak w skomplikowanym procesie socjonaukowym pojęcie filozofii zostało utożsamione z pejoratywnie rozumianą spekulacją.
Okruch 2.
„Wiedzieć” nie jest tożsame z „rozumieć”. Stąd funkcjonuje w umysłach otwartych pojęcie „przytomności wiedzy”. Leżący na polu kamień uczestniczy w „historii Wszechświata” i ktoś, kogo współcześni naukowcy mogliby pogardliwie nazwać „filozofem”, mógłby od tego kamienia zacząć niezwykłą opowieść, jak ów leżący kamień jest w istocie swej częścią Wszechświata i jako moment fizyczno-zjawiskowy Ziemi podlega pośrednio i bezpośrednio prawom Ostateczności. O leżący na polu kamień mógłby powstać także zaciekły spór, jak dla jednych status kamienia miałby znaczenie „X”, a dla innych-„Y”, a jeszcze dla innych „Z”, „M”, „O”…
Okruch 3.
Przytomność wiedzy jest następstwem myślowego przeglądu zwerbalizowanej części naszej świadomości. Kiedy pytam, co tak naprawdę wiem, to przywołuję do przeglądu swoją wiedzę w ten specyficzny sposób, iż rozdwajam kompetencyjność swych władz sądzenia w takim znaczeniu, w jakim rozdwajam swoje ja, bo raz jeszcze ja1 pytam o to, co ja2 wiem. Zatem dla wszelkiego autokrytycyzmu pojęciowego niezbędnym są dwa typy „ja”: „ja” rewidującego „ja” wiedzące. Każda poważna polemika naukowa także dotyczy wiedzy co najmniej dwóch „ja” rewidujących to, co jest naukowo wiedziane.
Okruch 4.
Ilekroć łamiemy sobie głowę nad jakimkolwiek problemem, to zawsze jest to uruchamianie wyobraźni nad tym, co wiemy przez chcącego wiedzieć więcej i właściwiej. Rzecz w tym, iż ten, który wie i ten, który chce wiedzieć więcej, to bardzo często jedna i ta sama osoba. Wyłania się więc ważki wniosek, że proces myślenia nie jest tożsamy z procesem wyobrażania. Przejście od wiedzy do rozważań nad tą wiedzą wymaga więc złamania symetrii między zwerbalizowanym faktem pamięciowym i tegoż faktu sensem. Uważny czytelnik powinien postrzec, że tautologie typu „to jest to” i typu „ja jestem ja” ujawniają ścisłe pokrewieństwo sytuacyjno-logiczne. Owa sytuacyjność i logiczność, aby mogły być realne, wymagają asymetryczności, a więc kontrastu, a więc dwupostaciowości. I tym wnioskiem szczególnym dla wszelkiego sposobu dociekań naukowych być musi konstatacja, iż najgłębszą cechą realizmu jest dwójłomność postaciowa. Pragnę zastrzec, że na tym etapie prezentacji moich rozważań celowo nie związuję pojęć „realizmu” i „Ostateczności” z owym „czymś”, czego się domagają.
Okruch 5.
Zwróciwszy uwagę, że łamanie tautologii wymaga rozdwojenia na składowe niesymetryczne „ja wiedzącego” i „ja dociekającego”, winniśmy zauważyć, że uprzedmiotowianie pojęciowe i uprzedmiotowianie się obiektów wymagają tej samej procesualności. Widzenie obiektów fizycznych i wyobrażanie pojęć wyzwalających uwagę tych obiektów wymaga kontrastu. Jest oczywiste, że wykształcanie się pojęć matematycznych w umyśle ludzkim także musi podlegać regule kontrastu. Bez przestrzeni wokół obiektu nie ma ani obiektu, ani przestrzeni. Bez pola wyobraźni nie ma obiektu myślanego ani wyobrażania. Realizm i obiektywność mają się więc do siebie tak, jak kontrast i dwupostaciowość.
Okruch 6.
Jeżeli zgodzimy się z treścią punktów 1-5, to inteligentnemu Czytelnikowi winien już samodzielnie nasunąć się dylemat tkwiący w aporii tożsamość-identyczność. Jeżeli tożsamość uznamy za istnienie ze względu na siebie, to stwierdzalność tożsamości z mocy definicji winna być możliwa tylko i wyłącznie w obrębie tej tożsamości. Oznacza to zaś coś bardzo złego: a mianowicie to, że akt tożsamości nie może podlegać komunikatowi, a więc informacji, a więc… stwierdzalności. Na tym polega pułapka stanu w pełni indywidualnego, jak będąc z definicji stanem pełnej rozdzielności, stan taki nie ma możliwości sygnalizowania siebie na zewnątrz.. Ustalenie tożsamości wymaga wyodrębnienia, a rzecz teraz już w tym, że wyodrębnianie jest procesem, a nie obiektem. Tożsamość ujawnieniu ulega w procesie wyodrębniania w ten sposób, iż skutkiem obecności odmiennej postaci, okalającej obiekt utożsamiany, tożsamość zostaje uwypuklona jako obszar zamknięty w sobie przez swój kształt, a ten stanowi także o jego wymiarze. Jawność tożsamości jest więc następstwem wkładu otoczenia tej tożsamości, które swoją odmiennością eksponuje granice obiektu uwypuklanego, czyli ujawnia omawianą tu tożsamość. Jawność tożsamości jest więc następstwem wkładu procesualnego dwóch niesymetrycznych postaci. Sumarycznym efektem odmienności między postacią tożsamości a postacią tę tożsamość ujawniającą jest kontrast. Wnioskiem logicznie absolutnym musi być więc twierdzenie, że składowe kontrastu nie mogą być ani tożsame, ani identyczne(!). (Z raz już podnoszonego powodu celowo nie wiążę także pojęć „tożsamości”, „identyczności” i „postaci” z owym „czymś”, czego i te się domagają)
Okruch 7.
Bardzo wielum zdaje się, że tajemnica dualizmu korpuskularno-falowego polega na zjawisku podobnym do falującego pod wpływem wiatru łanu zboża, jak rzeczywiście falujący łan zboża jest całością zdolną do falowania, a jednocześnie składającą się z setek tysięcy pojedynczych roślinek. To za pomocą takich jak ten przykład w popularyzowaniu mechaniki kwantowej usiłuje się dowodzić, że zjawisko falowości nie jest w sprzeczności z nieciągłością. Nic bardziej mylnego: dualizm korpuskularno-falowy dotyczy, trzymając się powyższego przykładu, wyodrębnionej najmniejszej składowej łanu…, czyli pojedynczego ziarnka. Dualizm korpuskularno-falowy dotyczy sposobu istnienia elementarnie pojedynczego obiektu fizycznego. Także i tutaj nie ma potrzeby rozbijać zagadnienia istoty elementarności, jak wszyscy doskonale wiedzą, że współczesna fizyka zna już kilkaset elementarnie nieelementarnych rodzai obiektów. Dla Czytelników więc pytanie i tego rodzaju: Jaki stan skupienia fizycznego należałoby przypisać fundamentalnej elementarności fizycznej, aby mogło być możliwe uzasadnienie znanych nam ze świata makroskopowego stanów skupienia, które decydują także o rodzajowym zróżnicowaniu struktury przyrody?
Okruch 8.
Historie powstania mechaniki kwantowej i teorii względności odkąd zostały ogłoszone upowszechniane bywają na podobieństwo przytoczonego już przykładu z łanem zboża. Dla czytelników i studiujących prace autorów opisujących problematykę fizyki poklasycznej ma wynikać to przede wszystkim, że prawa przyrody na poziomie fundamentalnym, czyli mikrokosmicznym, są głęboko odmienne od tych, jakie wynikały z uogólnień wyprowadzonych z obserwacji zjawisk dostępnych nieuzbrojonemu oku obserwatora ludzkiego. Apologie TW i QM są rozpisane w setkach milionów książek, książeczek i skryptów, a nadto w ramach Salonu Profesorowie Arkadiusz i Eine zawarli bez mała kompendium fizyki spraw wszystkich. Tą zaś historią zawsze mało znaną jest, iż przyczyną zaistnienia TW i QM, przyczyną najgłębszą, stała się niespodziewana implikacja z odkrytej w sposób całkowicie przypadkowy aktywności promieniotwórczej uranu. To właśnie zjawisko promieniotwórczego rozpadu atomów uranu wyłoniło zagadnienie identyczności i tożsamości obiektów mikrokosmicznie fundamentalnych. Obiekty identyczne w relacji jeden do drugiego i mające pełną tożsamość własną, winny zachowywać się identycznie. Zatem skłonność czasowa do rozpadu atomów promieniotwórczych tego samego rodzaju powinna być identyczna i rozpad powinien zajść w jednym dla wszystkich atomów momencie czasu. I choć w badaniu natury procesów rozpadowych odkryto ich kosmologiczny rytm połowicznego zaniku, nie wyciągnięto już wniosków z tego, dlaczego niestabilne z jednej strony losy pojedynczego atomu przekształcają się w niezwykle stabilne zachowanie ich zbioru. Dla sprowokowania ochoty na dyskusję z autorem proponuję takie oto pytanie: Czy wydzielając teoretycznie np. osiem atomów uranu, wolno oczekiwać, że połowa z nich rozpadnie się w znanym tempie ok. 3 miliardów lat? W uzupełnieniu powyższego pytania drugie: Jakiej wielkości ilościowej musi być próbka uranu, aby możliwa była stuprocentowa pewność, że w pełni zajdzie akt połowicznego rozpadu atomów próbki w ustalonym teoretycznie czasowym tempie rozpadania się tego pierwiastka?
Okruch 9.
Ponieważ niniejsze uwagi nie są adresowane do sztubaków, pragnę podkreślić, iż pojęcie obiektu elementarnego zacząwszy się od nowożytnie skorygowanej koncepcji atomizmu ilościowego, polega na utrzymywaniu hipotezy pełnej identyczności i tożsamości obiektów mikrokosmicznych. Bez tak myślanej identyczności i tożsamości świat fizyczny byłby amatematyczny. Mało jest uczonych, którzy byliby w pełni świadomi tego, iż twórcy TW i QM byli najbardziej przejęci i przytomni tego, iż przestało być możliwe dalsze składanie losowych własności pojedynczych obiektów atomowych w losowość tworzonych przez nie agregatów, a więc poszczególnych pierwiastków i wszystkiego, co jakoś postaciowo złożone. Odkrycie niejednorodnego w czasie rozpadu atomów tego samego rodzaju rozbiło więc spójność między logiką fizyczności tych obiektów i logiką rozumienia tychże obiektów. Rytm fizyczny i logiczne pojmowanie rytmu ilościowego, okazując się nieprzystające, wymusiły nieprecyzyjność pojęcia ścisłości matematycznej, a dla matematycznie nastawionych badaczy było to zagrożenie dla logiki w ogóle. Tu wypada dodać, że wyłanianie się TW i QM dokonywało się w czasie, kiedy miano nadzieję, że da się zbudować uniwersalny system logiczny, jako system właściwości czystomatematycznych. Do zagadnienia badań nad sposobami pojmowania istotności matematyki wrócę jeszcze w kolejnym odcinku tego tematu. Warto więc i w tym miejscu zadać pytanie, dlaczego w propagowaniu TW i QM bardzo niechętnie nawiązuje się do historii rozwoju poglądów na istotowość matematyki? Pytanie to odwraca się i w ten sposób: dlaczego w polemikach nad poprawnością TW i QM tak powszechnie kontrargumenty zbija się argumentami odwołującymi się tylko do treści modeli matematycznych obu teorii, a co odcina wszelką myśl mogącą zaowocować poprawniejszym podejściem do tajemnic fizyczności przyrody? Czyż nie jest zastanawiające, dlaczego rozwój fizyki XX wieku przebiegał bez właściwego spożytkowania ustaleń B. Russella (załamanie się logistyki), K. Goedla, ale także bez nawiązań do intuicjonizmu, logicyzmu i formalizmu, które to szkoły podejścia do istoty matematyki obfitują w niezwykle ważne momenty w dyskusji nad poprawnością fizycznych teorii kwantów i względności? Niezborność losowa atomów promieniotwórczych, wymuszając odstąpienie od ścisłego traktowania ich zachowań, wymusiła także odstąpienie od ścisłego rozumienia tych zachowań, a zatem anulowaniu uległo to, co atomizm fizykalno-filozoficzny przyjmował za ontologiczno-fizyczną treść Wszechświata. I znów w tej sprawie jest tak, iż niewielu zauważa, że w odstąpieniu od przedmiotowego (tożsamościowo-identycznościowego) traktowania atomu (cząstki elementarnej), a więc i materii, zniszczeniu uległa semantyczność fizyki jako dyscypliny tracącej jasność tego, co jest przedmiotem jej badania. Fizyka spostrzeżona oczami twórców TW i QM po odkryciu rozpadu promieniotwórczego objawiła się tragicznym dylematem: Co uczynić, aby upadek atomizmu nie stał się upadkiem fizyki? (o tym, jak potężny był to dramat, na próżno szukać informacji, jak w tej sprawie dysputy miały charakter prywatny między Bohrem i Heisenbergiem oraz między Einsteinem a jego wielkim od niedawna odkrywanym przyjacielem z lat studiów politechnicznych)
Okruch 10.
Pytanie kończące okruch 9 było pytaniem organizującym od początku do końca wszystkie rozważania i przemyślenia zmierzające do uformowania tak TW jak i QM. Obie też te teorie, choć zewnętrznie tak różne, są niczym innym, jak powołaniem do życia teoretycznego swoistych sposobów nowego rozumienia przedmiotu semantycznego fizyki. Dla QM przedmiotem tym stał się obiekt kwantowy, zaś dla TW-zdarzenie fizyczne. Kwantyści ontologicznie zachowali przekonanie, że realizm fizyczny tkwi w nieciągłości obiektów mikrokosmicznych, zaś Einstein różnorodność ujmował jako pochodną wszechświatowego zróżnicowania kontinuum czasoprzestrzennego. Zarówno TW jak i QM, powstały jako teorie wysoce manipulatywnie złożone do systemów wiedzy, a co bardzo szczegółowo opisałem i pozostawiłem Czytelnikom do wglądu na moim portalu www.sheller.pl –patrz wykłady interdyscyplinarne i szczegółowe oraz vide elektroniczna publikacja animowana pt. „Cybernetyczny sens logiki i fizyki sposobu istnienia Wszechświata”. Ostatnia pozycja do bezpłatnego pobrania przy pomocy pdf.
Okruch 11.
Niezwykłość odkrycia promieniotwórczych własności uranu tkwi w tym, że oto zupełnie przypadkowo człowiek ujrzał tak nowe jakościowo objawienie się przyrody, jak tym samym naruszyło ono wszystkie pojęcia stanowiące o dotychczasowym sposobie rozumienia Bytu, a więc i o tym, co stanowi tak o fizyczności jak i o logiczności otaczającej nas rzeczywistości i naszej w niej obecności. Powstał więc potężny kryzys intelektualny, jak z jednej strony stan wiedzy praktycznej był bardzo wielki skutkiem także manipulatywnego sposobu odkrycia prądu elektrycznego, ale i manipulatywnego rozwiązania sposobu na silnik parowy (warto tu przypomnieć sobie historię z linką, którą Watt sprytnie wymyślił nie ciągnąć przy obsłudze pompy kopalnianej). Powstał więc potężny kryzys intelektualny, jak z jednej strony zachodził wzmożony przyrost wiedzy technicznej, a z drugiej strony ujawniło się zjawisko, które potencjalnie burzyło rozumienie zasad wszelkiego dziania się. Stąd to nie było możliwe proste anulowanie atomizmu fizykalnego, ale także nie było możliwe wątpienie w interpolowanie logiczno-przyrodoznawcze odkrytej promieniotwórczości rozpadowej. I w tym tkwi paradoks tego, że łatwiejszym zaczynało być manipulowanie i komplikowanie teorii przyrodoznawczych, aniżeli unikanie sztuczności w teoretycznych rozumowaniach nad właściwymi interpretacjami lawinowo przybywających danych laboratoryjnych. Pochodną tego jest bardzo nieszczęśliwy podział fizyki na teoretyczną i doświadczalną, o czym szczegółowo opowiem w kolejnych artykułach.
Okruch 12.
Postawione przez Pana Tichego zagadnienie relacji między filozofem i naukowcem ze wszechmiar warte jest dalszych rozważań, jak wiedza może być technicznie skuteczna, a jednocześnie także technicznie i etycznie zwyrodniała. Oby planowany na październik potężny energetycznie eksperyment w Cernie nie przerwał wszelkich dociekań naukowych. Nie twierdzę, że akurat w tym eksperymencie może wyzwolić się kończąca życie na Ziemi pomyłka, ale twierdzę, iż już z samego faktu, że obawy o coś takiego wystąpiły u części uczonych, bez likwidacji tych wątpliwości, przeprowadzenie tego eksperymentu powinno zostać wstrzymane, a co polecam tym z moich Czytelników, którzy mogą od siebie w tej sprawie wystąpić. Osobiście już kilkanaście lat temu o możliwości najfatalniejszego z możliwych manipulatywnie realnego eksperymentu pisałem, a co niestety zalega jeszcze w moich więziennych rękopisach.
Stanisław Heller
Sądzę,że akurat w moim przypadku mam wszystkie cechy zodiakalnej Wagi.Jednak z małym wyjątkiem: nie znoszę stanów chwiejnych, ani w nauce, ani w przyjaźni. Mój blog uzupełniający:"Między Bogiem a prawdą".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura