Motto: Pragnienie rozumienia wyzwala logiczność, zaś żądza wiedzy-nikczemność. I tak to przyszło nam żyć w czasach, w których techniczna służalczość wojnie niszczy naukową służebność pokojowi. Wstęp. Fizycy albo nie znoszą filozofii, albo jeżeli już tę dziedzinę uprawiają, to z pożałowania godnym skutkiem. Z kolei przygnieceni fizykalnym autorytaryzmem filozofowie, nawiązując do fizyki tworzą logiczne bzdurności albo, kiedy udają, że fizyki nie ma, zasklepiają się w świecie całkowicie nieskutecznych praktycznie prawd. Rzecz jednak w tym, że kiedy teorie skuteczności są przeciwstawne teoriom stosowności, wtedy każdemu zdaje się, iż jest najmądrzejszy i najważniejszy. Fizycy są więc przeświadczeni, że logiczność polega na ścisłości matematycznej, zaś filozofowie zupełnie zapomnieli, iż wiedzieć nie oznacza rozumieć, a przez co jedni i drudzy postradali przedmioty własnych badań. Jeżeli więc mówić o sprawach dla fizyków najłatwiejszych i najtrudniejszych, to fakty mają się następująco: w fizyce najłatwiej odpowiadać na pytanie, co to jest ścisłość naukowa, a najtrudniej, co to znaczy być obiektem fizycznym. W filozofii zaś polot umysłowy dotyczy łatwości stwierdzania bytów i nieumiejętności zdefiniowania ich jestestwa……… Skoro więc fizycy nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy być „obiektem fizycznym”, a filozofowie nie rozwikłali zagadki, co to znaczy „być”, wyłania się potrzeba pytania uzgadniającego: :Co to jest Jest? Wyobraźmy sobie miasto. W rzeczy samej jest to aglomeracja handlowo-usługowa najpierw, a mieszkaniowa niejako przy okazji tej pierwszej. Zostawmy banki, jak wszystkie one są związane z manipulacjami pieniężnymi, zostawmy uniwersytety, jak te zajmują się swoistą sprzedażą wiedzy, a zajmijmy się sklepami. Jest ich mnogość. Jeżeli w planach zakupów mamy ser, zegarek, gwoździe, książki i ubranie, to udajemy się do punktów handlowych, które na swych szyldach informują, że tu się sprzedaje to a to. Wybrawszy potrzebny nam sklep, nie pytamy co to jest ser, a ewentualnie dopytujemy o jego gatunek i kupujemy nam odpowiadający. W sklepach więc nie pytamy „co to jest?” ani w sensie braku wiedzy istnienia sera, gwoździa itp., ani w sensie znaczenia „być serem, gwoździem”. W sklepach z reguły dopytywujemy o szczegóły znanych rzeczy istotowo, a nie znanych szczegółowo. Nawet w wypadkach skrajnych nie pytamy „co to jest?”, jak przeczytawszy nazwę towaru, możemy np. zapytać co to jest „chronometr” w sklepie z zegarkami. Ale! Jeżeli w zakupach towarzyszy nam dziecko, nie ma chyba sklepu, w którym nie usłyszelibyśmy… „a co to jest?” podpartego wskazaniem rączką………………............................................................................................... …………………………………………………………………………………… Skoro już postawiliśmy na rozbudzenie wyobraźni przed niezwykle ważnym tematem, pobawmy się jeszcze trochę: Oto wyobraźmy sobie, że sam Stwórca postanowił się wmieszać w gry biznesów handlowych i zamyślił w wielkich centrach miejskich otworzyć sieć sklepów pod wspólnym szyldem „Magazyny Rzeczy Nieznanych”, aby umieścić w nich przeróżne dotąd nikomu nieznane Swoje dzieła. Czy potrafisz, Zacny Czytelniku, taki sklep sobie wyobrazić?! Jaki mógłby być jego wygląd zewnętrzny i czym przywitałoby nas jego wnętrze?! Pewne jest tylko jedno: każdy z klientów sklepu „U Stwórcy” niezależnie, czy byłby pierwszoklasistą, filozofem, fizykiem, prezydentem, inżynierem, przeciętniakiem, czy noblistą, wszedłszy mógłby tylko jedno: zapytać „co to jest” albo o wiele mniej, a więc stanąć w milczącym osłupieniu, gubiąc jednocześnie całe swoje wielopoziomowe rozumienia włącznie z sobą siebie samego………………………………………………………………….. …………………………………………………………………………………… Dygresja. Pewnego zimowego dnia roku 1979, z mocy pewnego zalecenia, także pewni obywatele, nakazali zamknąć mnie do celi będącej piwnicznym lochem, wewnątrz z tygrysią klatką. Rozebrali mnie do naga, na gołej drewnianej skrzyni do spania położyli w miejsce poduszki drewniany klin, przykręcili ogrzewanie i poinformowali mnie, że tu będę odbywał karę izolacji z obniżeniem racji żywnościowych w celu zmuszenia mnie do właściwych przemyśleń istotnych dla penitencjarnych założeń wobec mojej osoby. O godz. 21, bo o tej porze odebrano mi odzież, zaryglowano drzwi klatki i celi, zaś dodatkowo uchylono okno, do którego nie sięgała moja ręka. Ten jeden raz tańczyłem ze śmiercią za życia. Chodziłem, biegałem, skakałem, by utrzymać temperaturę ciała. Zacząłem błagać Boga o ciepło, o ciepło przeżycia. Około drugiej w nocy zacząłem przegrywać z własną wolą ruchu i ostatnim aktem przytomności wdrapałem się na kraty tygrysówki, aby tak uczepiony pod sufitem, tam skorzystać z fizycznego prawa do wyższej temperatury na górnych antypodach betonowej podłogi. Ponieważ nie miałem się czym przytroczyć do stalowej kratownicy, zacząłem przegrywać z własnym ciężarem. Przeżyłem być może godzinę mocowania się z Bogiem, Człowiekiem i samym sobą. Broniącego się przed śmiercią, opuściła mnie wszelka stosowność, rozum, odwaga i strach: zacząłem krzyczeć i poza potrzebą tego krzyku nic nie miało już do mnie dostępu. Przestałem myśleć i doznawać: stałem się krzykiem krzyku. Oprzytomnienie przyszło na mnie, kiedy położony i związany pasami ocknąłem się w dźwiękoszczelnej celi, a pewni obywatele sprawdzali jeszcze, czy dobrze i zgodnie ze sztuką mnie przytroczyli…………………………………………… …………………………………………………………………………………. Barczewo: to miejscowość opisanych powyżej kilkudziesięciu godzin, w których myślę, że spotkałem się ze Stwórcą (?). Zmuszanie mnie do prawomyślności w tej drugiej celi polegało teraz na tym, iż tu zastosowano temperaturę ze sporym okładem ponad 20 stopni, a za to związanie polegało na tym, iż tak umocowano moje ciało do łoża tortury, aby te nie miało żadnej możliwości ruchu i aby sieć mocowań tworzyła pewne stałe naprężenia kończyn i stawów. Po kilku godzinach jedyną możliwością było zrobienie pod siebie i wycie z bólu……………………………………………………………………………… …………………………………………………………………………………… I nigdy nie zapomnę tych zaledwie kilkudziesięciu minut, w których ból skręcających się stawów zaczął przeplatać się z gorącem, a świadomość zlewać się w nieodróżnialności piekła od nieba zupełnie tak, jak czynią to katusze zadawane zimnem i gorącem, swobodą w klatce i zabranym ruchem w leżeniu na pryczy. Wiem i pamiętam jak dzisiaj, że to wtedy przed moim umysłem, słuchem, wzrokiem i wyobraźnią objawiła się dziwna sentencja, jakby motto wielkiej księgi ukazującej się przed moją świadomością. W motcie tym odczytałem coś następującego: „Nie pytaj o następstwa istnienia, ale pytaj o Istnienie Samo”. Od tego momentu zacząłem szukać sensu „Jest” przed sensem tego, co tkwi w różnych formach obecności………………………………………………………………………… …………………………………………………………………………………… Moje życie zwróciło się więc ku nauce zaliczeniem kolokwium, jakie powyżej opisałem. Kiedy nastała nowa Rzeczypospolita, bardzo głęboko byłem już osadzony w wiedzy Człowieka, Boga i Wszechświata. Nie podjąłem więc starań ani o status bohatera i kombatanta, ani nie skorzystałem z możliwości sięgnięcia po tytuły naukowe. Tego pierwszego nie chciałem, jak łaski Ojczyźnie, myśląc i czyniąc w imię Jej wolności, nie czyniłem, a tych drugich nie osiągnąłem, jak sami uczeni łatwiej umieli pozbawiać mnie praw autorskich do więziennego dorobku naukowo-badawczego, niż wesprzeć przez przyjęcie mnie do swojego grona…………………………………………………………………………… …………………………………………………………………………………… Zdaję sobie sprawę z tego, że powyższą dygresją swoiście wyłożyłem „swoje akademickie referencje”. Zapewne wielum będzie łatwiej o posądzenie mnie o znawstwo większe cierpienia niż nauki. Jeżeli więc oto po raz trzeci postawię pytanie „co to jest Jest?”, jak Czytelnicy sądzą, czy autor udzielając odpowiedzi może wskazać na rzeczy cenne dla fizyki i filozofii?....... Zapraszając na część drugą niniejszego artykułu, która już niebawem, kreślę się z szacunkiem: Stanisław Heller także na www.sheller.pl
Sądzę,że akurat w moim przypadku mam wszystkie cechy zodiakalnej Wagi.Jednak z małym wyjątkiem: nie znoszę stanów chwiejnych, ani w nauce, ani w przyjaźni. Mój blog uzupełniający:"Między Bogiem a prawdą".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura