Stanisław Heller Stanisław Heller
410
BLOG

Logiczna sprzeczność między Teorią Względności a Mechaniką Kwan

Stanisław Heller Stanisław Heller Kultura Obserwuj notkę 24

Część II wykładu pt. „ Logiczność, fizyczność, cybernetyczność…w kontekście pytania : Co to jest Jest*?

Parmenides a Demokryt  i TW a QM.

  

Pomimo, ze Parmenides żył w czasie, kiedy  myśliciele nie zdołali jeszcze wyartykułować pojęć dozwalających na wieloaspektowe postrzeganie przyrody, Uczony ten opisał Byt „oczami” rozumu a nie zmysłów. Zastanawiając się nad sensem „Bytu jako bycia”, Parmenides postrzegł, że w byciu tkwi jestestwo w sposób immanentny, a przez to jego (Bytu) funkcjonalność polega na samym przez się istnieniu. Z tego też względu wskazywał, że Bytu nie wolno utożsamiać ze zjawiskami. Wyraził to nader jasno: cokolwiek, co może przestać być, nie jest bytem.

 

Jest potrzeba, aby dokonać następującej dygresji: obecnie pojęcie Bytu jest rozumiane jako „rzecz” filozoficzna. My zaś dociekamy fizycznych warunków bycia istnieniem: Pytamy o sens „ jestestwa” w sensie substancjalnie koniecznym. Fizyk nie może bowiem  twierdzić o „jest”, że może być niczym. I tym, co niniejszym się dowodzi, to twierdzenie: obserwowana struktura przyrody jest różnorodnością przejawów absolutnie pojedynczego Bytu. Obserwujemy przejawy (czyli zjawiska) jako obecności, a nie jako istnienia, i do tych obecności należą tak, cechujące się niezwykłą trwałością postaci wszelkie formy ciał stałych, jak i tak ulotne zjawiska jak energia, przestrzeń i czas. Jest oczywiste zatem, że dociekamy sposobu uchwycenia owego fundamentalnego „czegoś”, co przejawia się tak skrajnymi zjawiskami jak masa i energia, czy przestrzeń i czas. To, co jeszcze może powodować niejasności , zostanie wyakcentowane w rozważaniach nad własnościami bitu informatycznego, a więc prosimy o nieco cierpliwości . Czas także, aby i do fizyków dotarło, że nie może tak być, aby dla dziedziny mającej największe pretensje do obiektywności rozumienia przyrody, przedmiotem były pojęcia i relacje między nimi, a nie istniejący Byt. 

Krytycy Parmenidesa usiłowali tłumaczyć, że postawił on jako tezę- tautologię, bo w konstrukcji „ tylko to, co jest, istnieje”: „ jest i istnieje”, to jedno i to samo. W takiej krytyce przeoczeniu ulega „to”, ponieważ Parmenides oświadcza: to jeżeli jest,  polega na istnieniu. Parmenides nie mówi „ co jest istnieje”, ponieważ nie mógł by później dodać, jak to uczynił, że zjawiska nie są bytami. Ulega więc ujawnieniu, że Parmenides Byt rozumiał  jako substancję absolutnie pierwszą i ostateczną i jej kontinuum pojmował jako absolutną ciągłość wewnętrzną, a wszechświat Bytu jako podobny do kuli nieruchomej, kosmologicznie jednej i jedynej, nie mającej składników w postaci bytów wewnętrznych posiadających własne istnienia

  

Niezwykłością epistemiczno-logiczną w stanowisku Parmenidesa jest to, że zostało niezwykle prosto dowiedzione:  niebyt nie mając jestestwa nie może mieć istnienia. Tym samym parmenidejska ciągłość bytu jest nie do zakwestionowania. Problem w tym, że racja Parmenidesa uległa rozwojowemu zatrzymaniu na 2500 lat. Przez ten długi czas dowodzenie parmenidejskie dla potomnych uchodziło za wzór logicznego piękna, zaś innych podniecało to, że piękno logiczne nie musi zaświadczać prawdy naukowej (np.Heisenberga,patrz w „Fizyka a filozofia)

.

Człowiekiem, który po raz drugi w dziejach ludzkich postawił na absolutną nadrzędność kontinuum nad fragmentarycznością ( cząstkowością, kwantowością) był…Albert Einstein. Jest to bardzo smutne, że nikt z potomnych Einsteina nie spostrzegł, że TW nie może być uzgodniona z QM, jak do skrajnie przeciwstawnych należą stanowiska Parmenidesa i Demokryta. Odkryjmy więc wreszcie to, że Einstein był parmenidejczykiem, zaś Bohr i Heisenberg demokrytejczykami.   

1/a.

  

Demokryt jakby programowo unieważnił poglądy Parmenidesa: za Byt przyjął wielobyt,  przypisując istnienia nie tylko poszczególnym atomom. Demokryt , jakby to dziś powiedzieli młodzi, pojechał po bandzie tak ostro, jak to tylko może być możliwe: uznał stwierdzić nadto za prawdę, że byt istnieje nie bardziej niż niebyt(!).Uznanie za realny niebyt, było Demokrytowi potrzebne do uzasadnienia obecności próżni, gdyż przyjęcie tej uzasadniało ruch atomów, a dzięki temu różnorodność przyrody można było tłumaczyć jak przypadki wielorakich konfiguracji atomów. W takim postawieniu sprawy ruch i próżnia znalazły się poza wywiedlnością logiczną i fizyczną, ale za to ciała złożone stały się wytłumaczalne, jako pochodne substancji pylistej(ziarnistej).  

Porównując Parmenidesa i Demokryta w kontekście naszego wyartykułowania różnicy między „jest obecności” a „ Jest* istnienia”, Parmenides wyartykułował „ Jest* istnienia”, tracąc przejście do „jest obecności”. Demokryt zaś  postąpił tak, że za „Jest* kosmicznej całości przyjął mnogość „Jest*” i poszczególnym atomom przypisał posiadanie niezależnego „Jest*”. Także sens „Jest*” przypisał brakowi bycia i takie próżne „Jest” odniósł do przestrzeni (próżni).Demokryt popełnił fatalny błąd, ponieważ bytem nazwał obecności ( jest obecności) , oraz nie zauważył, że nic (próżnia) nie może posiadać wymiaru(!). 

Demokrytejskie ujęcie wszechświata uzasadniało różnorodność, lecz kompletnie zaciemniało zagadnienie substancjalności. Rzecz w tym, że zagadnienie substancjalności ujawnia się w całej pełni swego znaczenia dopiero wtedy, kiedy ujawnieniu ulegają promieniowania przenikliwe i rozpadowe, kiedy ujawnieniu ulegają pola wypełnione siłami magnetycznymi i kiedy trzeba przjąć, że w przyrodzie występują inne jeszcze oddziaływania, poza tymi, które mają naturę mechaniczno- kolizyjną, czy ośrodkowo-pływową (ciała stałe, ciecze i gazy). Stąd do czasu odkrycia świata mikrokosmicznego przyjął się i obowiązywał świat demokrytejski. Zatem wszechświat demokrytejski polegal na bycie w „w”, czyli na byciu pylistej materii-substancji w ogarniającej ją przestrzeni niebytu. Materia w takim ujęciu kosmologicznym jest równoważna pojęciu substancji. Substancji jest w danej objętości tym więcej, im upakowanie atomów jest gęstsze. Stąd materii maleje, krocząc od ciał najcięższych przez ciecze i gazy ku próżni, gdzie w próżni materii już nie ma w ogóle. Każdy jednak bystrzejszy obserwator zauważy, że wzrost i malenie gęstości materii nie odpowiada oczekiwanej proporcjonalnalności zmian tych cech, które z gęstością są stowarzyszone. Zawiłości interpretacyjne w ramach atomizmu fizykalnego, a dotyczące jasności struktur przyrody nie są więc przypadkowe.

  

To nie Platon jest ojcem idealizmu filozoficznego, lecz właśnie Demokryt, ponieważ to jego twierdzenie, że byt nie istnieje realniej  niż niebyt ,nadało konotację istnienia rzeczywistości nie zawierającej bytu fizycznego. Kiedy Platon mówi o ponadczasowym i niebiaskim  wymiarze bytowania idej, to umieszcza je w miejscu wskazanym i zdefiniowanym przez Demokryta. Efektem łącznym postulatów demokrytejskich było to, że rozpoczęły pojęciowy byt dwie substancje zawierające się w realnym próżniowo-przestrzennym bycie: substancja o strukturze fizycznie atomowej i substancja logiczna o strukturze ideowej (pojęciowej).

W istocie atomizmu demokrytejskiego najszczególniejszym jest to, że atom jest otoczony próżnią, czyli, że jest znajdującym się w „w”. I to czy tych atomów jest miliardy, czy jeden, to z uwagi na założoną antyfizyczną pustą przestrzeń , względem tej przestrzeni wszystko jest częścią, nie zależnie od tego, czy jest ich jedna, dwie, czy milion. 

Rzeczywistość demokrytejska jest zatem dualna, zaś Parmenidejska – pojedyńcza. Na czym więc polega ów paradoks dziejów nauki, że bzdurniejsza logicznie teoria Demokryta przyjęła się na tysiąclecia, zaś doskonała logicznie – Parmenidesa, skamieniała i jak martwy pomnik trwała równie długo?!

Parmenidejski sposób wyakcentowania Bytu ostatecznego uwypuklał ważność kontinuum, lecz blokował dedukowanie wykształcania się zjawisk. Była to bolesna bezradność: nie było bowiem możliwości nie tylko uzasadnić obecności rzeczy, ale tym bardziej pierwiastka inteligentności: czyli obecności człowieka jak i Boga. Za to Demokryta koncepcja przyrody umożliwiała rozumienie powstawania różnorodności na zasadzie ich składania z atomów. Ponieważ człowiek rozumiał swoje działania sprawcze także jako budowanie rzeczy złożonych z bardziej prostych, przeto demokrytejski świat zdawał się bardziej realistyczny. To tłumaczy także, dlaczego nowożytne przyrodoznawstwo tak ochoczo nawiązało do materializmu atomistycznego i, mającej walor czysto geometrycznej, próżni Demokryta(!). Przypadkowe odkrycie promieniotwórczych własności uranu  zostało ostatecznie skonstatowane, jako rozpad atomów, jak atomizm w tym czasie był ideą organizującą myślenie przyrodoznawcze, gdy tymczasem…odkrycie… 

 …Odkrycie promieniotwórczego rozpadu uranu, nie było wykryciem rozpadu atomów(!) Było wykryciem przechodzenia  pewnej formy struktury w inną formę struktury. Zwróćmy więc uwagę, że transformacja uranu w ołów nie musi polegać na procesie rozpadania się atomów, jak tych istnienie nie musi wcale mieć miejsca, a co nie unieważnia ani realności postaciowej uranu w jego makroskopowym wymiarze, ani tego, że tak właśnie się przejawia. Jest przeto oczywiste, że na ile przecenimy fakt istnienia atomów uranu, na tyle wadliwe będą teoretyczne modele obrazujące transmutację uranową.

  

Nim Becquerel odkrył uran, umiejętność wytwarzania prądu, umiejętność opanowana także manipulatywnie i na drodze przypadków ( zaczęło się od spostrzeżenia drgań żabiego udka w trakcie wyładowań atmosferycznych przez Galvaniego), umożliwiła wgląd w bardzo wiele dotąd nieznanych  objawów przyrody. Ponieważ były to już zjawiska dalekie od statycznej substancjalności, a coraz bliższe naturze przestrzeni, powstało ogromne zapotrzebowanie na fizyczność tej przestrzeni, która coraz bardziej zaczynała być w niezgodzie z demokrytejską przestrzenią próżną, traktowaną jako istniejący fizyczny niebyt. To także wypowiedział Einstein, że fizyka nowożytna w gruncie rzeczy dokonała uznania fizyczności próżni (przestrzeni).

 

Jak już to w poprzednim wykładzie nadmienialiśmy, odkrycie różnego czasu rozpadu atomów postawiło na ostrzu noża kwestię ich identyczności w związku z ich tożsamością. Nazwanie zjawiska „rozpadem jąder atomowych uranu” wynikło stąd, iż doświadczenia wykazały, że masa substancjalna uranu ulokowana jest w niezwykle małych obszarach, a co wzmocniło tezę o istnieniu obiektów atomowych. Z drugiej zaś strony istnienie atomów identycznych naruszało stwierdzenie różnego czasu ich się rozpadania. I tak powstał dramat: substancja, a jej składniki. Powstał dramat wokół pojęcia fizyczności w ogóle: na poziomie rzeczywistym i poziomie pojęciowym.

 

Uczestnikami tego dramatu stali się więc tak Bohr z Heisenbergiem jak i Albert Einstein z gronami swoich zwolenników. W jaki sposób wyboru dokonał Einstein i w jakim sensie przyjął stanowisko proparmenidejskie już sygnalizowaliśmy. Brakujący Parmenidesowi dualizm uzasadniający relację „jest obecności-Jest* istnienia”, Einstein uzupełnił, dodając do „jest przestrzeni” „jest czasu”. Błąd popełnił w tym, że wybrał za istnienie demokrytejską przestrzeń niebytu materialnego (próżnię). Einstein sądził, że przydając czasoprzestrzeni aspekty masy, czyli pola grawitacyjne, zakrzywienia czasoprzestrzeni da się przełożyć na metody wywodzenia realnych obiektów. I w tym sensie Einstein szukał ścisłego, pojedynczego faktu, a nie jego prawdopodobieństwa. Wprost więc wyrzucał kopenhańczykom, że zjawiska w fizyce mają być tłumaczone przez fakty, a nie prawdopodobieństwa. Znajdując się w niemocy, uznany przez kwantystów za genialnego dziadka, niezdolnego wyzbyć się sympatii do fizyki klasycznej, Einstein zapowiedział proroczo, że fizyczność przyrody musi wynikać z kontinuum, a nie z kwantów, zaś na świadka powołał… swój mały palec, aby sparafrazować, iż tak, jak jego mały palec nie może świadczyć o sobie poza otaczającą go skórą, tak on (Einstein) nie może udowodnić tego, co jako jego przeświadczenie nie wykracza poza jego głowę. Stąd znamiennym jest, że w STW i OTW Einstein o atomach nie opowiadał, choć uprzednio za ugruntowanie atomizmu (fotoefekt, ruchy Browna) wziął Nobla (!!!).

 

O ile, świadomie lub nie, Einstein do STW i OTW koncepcyjnie wyszedł podobnie jak Parmenides, stawiając na kontinuum, jako pierwszą zasadę przyrody, tak u twórców Kopenhaskiej Szkoły Kwantów główną rolę odegrało przywiązanie do koncepcji atomistycznej i przekonanie, że substancjalność przyrody tkwi w obiektach mikrokosmicznych. We współpracy Bohr i Heisenberg położyli główny nacisk na to, aby wyjaśniając rozpad uranu, nie zakwestionować istnienia obiektów cząstkowych w ich fundamentalności fizyczno-ontologicznej. Stanowisko takie zawiera jawne odrzucenie kontinuum rozumiane jako ciągłość substancjalno-przyczynową. Jeżeli już kwantyści zakładali zjawisko ciągłości, to jako następstwo ziarnistości. I tu tkwi jądro logicznej i fizykalnej nieuzgadnialności QM z TW (aż dziw bierze, że tego faktu tak prostego nie potrafi postrzegać dzisiaj bardzo wielu fizyków).

 

Mechanika kwantowa jest więc teorią losów obiektu cząstkowo-elementarnego i aparat jej zwrócony jest na interpretację tego, dlaczego „jest obecności obiektu mikrokosmicznego” nie można obserwować tak, jak „jest obiektu makroskopowego”. Rzecz istotna, że w QM „jest obiektu elementarnego” znaczy „istnieć”, zaś „jest obiektu makroskopowego” znaczy „być obecnością”. W sensie procesualnym obecność obiektu makroskopowego w interpretacji bazującej na QM to tyle, co bycie złożonym z istnień elementarnych o charakterze kwantowo-statystycznym. Jest więc oczywiste, że z QM do TW nie ma przejścia dlatego, że dla Einsteina „istnieć” znaczy „być kontinuum”, zaś dla QM „istnieć” znaczy „być obiektem cząstkowym o własnościach kwantowych”. Zatem między QM a TW zachodzi sprzeczność logiczno-kosmologiczna: Jest* w QM nie odpowiada Jest* w TW. Stąd nie daje się uzgodnić „jest obiektu kwantowego” z „jest zdarzenia fizycznego”. Sens obecności i istnienia w obu teoriach jest nieuzgadnialny.

 

Ubocznym z jednej strony, a wynikającym z praktyki badawczej jako nie dającym się usunąć faktem, jest dualizm korpuskularno-falowy. Głosi on, że obiektu mikrokosmicznego nie da się poprawnie opisać, traktując go jako ciało stałe, albowiem domaga się on bycia także „ciekłym”. Stąd to, aby w pełni opisać istotowość obiektu fizycznie fundamentalnego, trzeba uwzględnić, że jego dynamika realizuje się tak ruchem liniowym, jak i falowym. Ruch liniowy, to ruch korpuskuły, a więc przemieszczanie się masy statycznej. Ruch zaś falowy, to ruch ośrodka. Ten ostatni nie jest „wleczeniem się” masy, ale ma zdolność oddziaływania podobnie jak masa: ma mechaniczny skutek „przyłożenia” siły skutkującej ruchem innych obiektów, a więc i mas. Problemem jawi się to, jak odróżnić „ jest masy” od „jest fali niosącej energię” w znaczeniu substancjalnym. I tak pojawia się dylemat: „Jest* fizyczności najogólniejszej”, a „jest przestrzeni, masy, energii, ruchu, czasu”, ale i „jest przestrzeni geometrycznej”. Zatem problemem zunifikowania w fizyce jest zależność między Jest* jako istnieniem fundamentalnym, a „jest” poszczególnych faktów jawnych optycznie i pozaoptycznie.

 

Zakończenie części II (i przedostatniej)

 

Powyżej przedłożonym wykładem zakończyliśmy przygotowanie Czytelników do przeprowadzenia dowodu na twierdzenia zawarte dotychczas w tytułach i podtytułach zaprezentowanych wykładów. Do pełnego wykazania drogi właściwego zunifikowania nagromadzonej dotąd wiedzy o przyrodzie (z uwzględnieniem Człowieka w niej) należy wskazać zjawisko rozstrzygające, a do tej pory nieznane lub co najmniej nie brane pod uwagę. Tym i takim poszukiwanym zjawiskiem jest od dziesięcioleci przeoczany dualizm tkwiący w bicie informatycznym oraz jego związek z generatorem cybernetycznym. Cały nasz następny, i ostatni zarazem wykład z tego cyklu, będzie poświęcony powyżej wskazywanemu zagadnieniu. O ile będzie to szczególna część zamykająca zamierzenie postawione przed niniejszym prezentowanymi wykładami, o tyle godzi się poinformować, że dualizm tkwiący w bicie informatycznym jest już bardzo szczegółowo opisany w ramach dokonanych publikacji książkowych autora i jego wykładów opublikowanych na portalu www.sheller.pl.

 

Serdecznie zapraszam na wykład nasz ostatni, który niebawem.

 

Stanisław Heller

Sądzę,że akurat w moim przypadku mam wszystkie cechy zodiakalnej Wagi.Jednak z małym wyjątkiem: nie znoszę stanów chwiejnych, ani w nauce, ani w przyjaźni. Mój blog uzupełniający:"Między Bogiem a prawdą".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (24)

Inne tematy w dziale Kultura