Stanisław Żerko Stanisław Żerko
8991
BLOG

Ze wspomnień o o. Rydzyku

Stanisław Żerko Stanisław Żerko Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 155

W żadnym z archiwów historyk nie znajdzie materiałów dokumentujących fakt, w jak istotny sposób na życie nie tylko religijne, lecz także publiczne naszej społeczności wpływali w czasach Polski Ludowej księża. W niepamięć odchodzą nazwiska kiedyś powszechnie u nas znane i wzbudzające powszechną sympatię, postaci takich jak wieloletni proboszcz „małego kościółka” o. Antoni Bujak, kojarzony m. in. z hodowlą gołębi) czy twórca legendarnej Bożonarodzeniowej, „ruchomej” szopki, o. Stanisław Radwan (nigdy już nie miałem okazji podziwiać szopki tak niezwykłej, jak ta szczecinecka, ze schyłku lat sześćdziesiątych). Ale postacią najgłośniejszą spośród „lokatorów” szczecineckiego klasztoru jest bez wątpienia ojciec Tadeusz Rydzyk. Jego szczecinecka działalność przywodzi mi na myśl tych wielkopolskich księży, którzy w obliczu niemieckich działań germanizacyjnych wykazywali niespożytą siłę, by działalności tej się przeciwstawić. Księży znanych chociażby z powtarzanego czasem jeszcze serialu telewizyjnego „Największa wojna nowoczesnej Europy”.

Pojawił się o. Rydzyk w szczecineckim klasztorze redemptorystów w 1976 r. Już od września 1976 r. niemal wiecznie uśmiechnięty i promieniejący energią młody zakonnik w charakterystycznych okularach prowadził katechezę w salkach przyklasztornych. Nowy styl dostrzegalny był od początku. Pamiętać trzeba, że było to niedługo po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie; już na pierwszych lekcjach religii (prowadził je dla młodzieży szkół średnich) o. Rydzyk wspominał o robotniczych protestach. Mimo że czynił to w sposób ostrożny i nieco zawoalowany, i tak stanowiło to jaskrawy kontrast z postawą innych księży. Podkreślić muszę, że zarówno w kazaniach, jak i na lekcjach religii księża ci byli niezwykle powściągliwi. Później, gdy w Szczecinku zaczynało być już głośno o niekryjącym swych opozycyjnych przekonań księdzu Rydzyku, jego współbracia wydawali się być zakłopotani i chyba trochę wystraszeni odwagą ojca Tadeusza. Pamiętać bowiem trzeba, że były to czasy, gdy wydawać się mogło, że Związek Radziecki i system komunistyczny w Polsce trwać będą jeszcze przez dziesięciolecia.

 Bardzo szybko stało się jasne, że młody o. Rydzyk wprowadza zupełnie nową jakość do życia parafii. Od razu zrewolucjonizował katechezę. Nie były to już, jak wcześniej, skrajnie nudne lekcje religii, którymi zwykle zamęczano dzieci i młodzież. O. Rydzyk zupełnie odszedł od schematycznego realizowania jakiegokolwiek programu, lecz przekształcił je w żywe spotkania i dyskusje. Nie stronił od żartów, sięgał po gitarę (wówczas, w 1976 r., była to nowość), przemeblował salki katechetyczne (rezygnacja z typowych ławek szkolnych na rzecz kameralności: okrągły stół, nastrojowe oświetlenie, świece). Byliśmy zadziwieni, że lekcja religii może być słuchaniem z taśmy rock-opery „Jesus Christ Superstar” (każdemu z uczniów katecheta wręczył maszynopis z polskim tłumaczeniem libretta tej rockowej opery).

 Jego łatwość pozyskiwania ludzi i nawiązywania kontaktów towarzyskich była imponująca. Błyskawicznie zgromadził wokół siebie duże grono nie tylko młodzieży, ale także osób dorosłych. O tych ostatnich kontaktach wiem niewiele (choć wiedziałem rzecz jasna, że powstaje np. chór „De Profundis”), ograniczę się do swej ówczesnej perspektywy licealisty.

A więc – szybkie zmontowanie zespołu teatralnego, który wystawił „Pasję” (do tekstu opracowanego zdaje się w seminarium duchownym w Tuchowie). Nie chodziło o osiągnięcie wyżyn artystycznych, lecz o to, by krzepła angażująca się w te inicjatywy społeczność. Kilkudziesięcioosobowy zespół kilka razy dał przedstawienia w Szczecinku i w innych miastach (m. in. w katedrze koszalińskiej). Nie wiem, jakim cudem ci spośród nas, którzy grali rzymskich legionistów, mogli przywdziać prawdziwe teatralne stroje – ojciec Rydzyk spod ziemi je załatwił (ze Słupska lub z Bydgoszczy, choć osoby pożyczające te kostiumy sporo ryzykowały).

 Innym spektakularnym wątkiem aktywności o. Rydzyka było sprowadzanie do Szczecinka rockowych zespołów religijnych. Pierwszym z nich był holenderski „Living Sound”, który zagrał na zaimprowizowanej, ale solidnie wykonanej drewnianej estradzie, wzniesionej na przyklasztornej posesji, późnym latem – o ile dobrze pamiętam – 1977 r. (koncert ten kojarzy mi się ze śmiercią Elvisa Presleya). Póżniej przybywały do szczecineckiej parafii Św. Ducha kolejne zespoły, zapraszane przez o. Rydzyka.

 Jednocześnie o. Rydzyk co niedziela odprawiał msze, adresowane dla młodzieży. Kazania z roku na rok coraz bardziej obfitowały w aluzje polityczne, co w wielu z nas, antykomunistycznie nastawionych uczniów szkół średnich, wzbudzało zachwyt. Mocno angażował się o. Tadesz w akcję potępiającą aborcję (w PRL legalną). Nie tylko w parafii pw. Św. Ducha, ale w całym mieście stało się głośno o kazaniach o. Rydzyka. Nie mogło to rzecz jasna nie wzbudzić zainteresowania Służby Bezpieczeństwa. W jednej z rozmów prywatnych (jeszcze przed strajkami sierpniowymi 1980 r.) o. Rydzyk powiedział nam, że był ostatnio wzywany do czerwonego gmachu na 28. Lutego, gdzie m. in. zadano mu pytanie, „czy ksiądz jest Polakiem?”. Szczecineckiemu esbekowi musiało się wydawać, że prawdziwemu Polakowi nie przyjdzie do głowy kwestionowanie autorytetu towarzyszy Edwarda Gierka, Piotra Jaroszewicza czy Edwarda Babiucha. Zastanawiam się, czy ślad tych „rozmów ostrzegających” mógł się zachować w zasobie archiwalnym.

 Wszystko to działo się jeszcze przed przełomowymi wydarzeniami z lipca i sierpnia 1980 r. Traf chciał, że krótko po tych wydarzeniach (które o. Tadeusz rzecz jasna przyjął z wielkim entuzjazmem) towarzyszyłem redemptoryście w podróży do Warszawy (koniec września 1980 r.). Zaskoczony byłem, jak dużymi kontaktami dysponował szczecinecki katecheta w kręgach przedsierpniowej demokratycznej opozycji w stolicy. Bardzo się cieszyłem, że z pokaźnego pakietu bezdebitowych wydawnictw (tak się wówczas mówiło na tzw. bibułę) mogłem sobie zatrzymać powielaczowe wydania książki Jerzego Łojka o 1939 r. (30 lat później broniłem w Poznaniu pracy habilitacyjnej, poświęconej właśnie genezie II wojny światowej).

Relacja sprzed kilku lat dla dr. Tomasza Ceglarza, autora monografii Klubu Inteligencji Katolickiej w Szczecinku. Autor relacji był w latach 1976-1980 uczniem Liceum Ogólnokształcącego im Ks. Elżbiety w tymże mieście.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo