Okazuje się z australijskich badań, że wyznawcami teorii spiskowych są często ludzie silnie przekonani o mocy sprawczej wolnego rynku. Ta niespodziewana zbieżność jest przypisywana temu, że zmowy godzą przede wszystkim w wolność handlu. Zaskakuje zaś bo uznanie sprzysiężenia jako przyczyny zaistnienia zjawiska jest oczywistym ułatwieniem sobie rozumowania i stanowi dobry powód dla rezygnacji z dalszych dociekań. To zaś się nie bardzo kojarzy z ludźmi o liberalnym raczej nastawieniu. A to mimo wszystko oni na przykład wezwania do zapobieżenia ocieplaniu klimatu przypisują producentom urządzeń do przetwarzania odnawialnych nośników energii. W wyniku bowiem poddania się lękowi przed niepożądanym ciepłem wszyscy możemy zrezygnować z tradycyjnych sposobów ogrzewania domów i napędzania pojazdów na korzyść droższych produktów, oferowanych przez rzekomych spiskowców.
Nie ma w tym wielkiej konsekwencji. Nie chcemy się poddawać nakazom a jednocześnie ulegamy imperatywom religijnym, powstałym czasem niewątpliwie w wyniku chęci rozszerzenia domeny wiary na obszary wydawałoby się zupełnie neutralne. Czyli jakiegoś jednak rodzaju spisku. Niektóre przecież prawidła sformułowano w religii nie tylko obok zasad biblijnych ale nawet wbrew nim. I wierni je przyjmują z pokorą. Nawet te, które są oczywiście sprzeczne z obserwowanym w przyrodzie porządkiem. W chrześcijaństwie zmagano się co najmniej paręset lat z heliocentryzmem, dotychczas zaś mamy bardzo aktywnych kreacjonistów, z całą powagą podważających ewolucję gatunków. O mnożeniu zakazów w dziedzinie prokreacji nie ma już o wspominać.
Ogromne powodzenie znajdują plotki odkrywające ponurą nikczemność rzekomych animatorów globalnej polityki. I to nie tej, która rządzi damską modą. Andreas von Bülow, niegdysiejszy polityk niemiecki zarobił krocie publikując książkę odsłaniającą mniemane kulisy ataku 11 września 2001 roku na nowojorskie wieżowce. Był on podobno przeprowadzony nie przez islamskich terrorystów a przez… prezydenta USA. Dokładniej zaś, przez ponure kręgi manipulujących nim ohydnych a rzeczywistych władców świata. Takich współczesnych Żydów, masonów i cyklistów razem wziętych. Co pewien czas się ukazują wznowienia traktującej o tym książki, uzupełniane nowymi dowodami, ostatnio podważającymi śmierć Osamy bin Ladena. Polityczne spiski spędzały sen z oczu komunistów, którzy ich przejawy dostrzegali w demaskowaniu nieefektywności planowej gospodarki przez zawistną ich zdaniem globalną plutokrację, ponadnarodowe korporacje finansowe czy trusty.
U nas mamy ostatnio obok dowodzenia smoleńskiego zamachu mniej może, ale także dość jednak komiczne zdarzenia z pola walki przeciw rzekomym poczynaniom powszechniejącego podobno lobby progejowskiego. Jego jakoby przemożnej mocy uległ Lech Wałęsa i poniósł finansowe straty a znana artystka została objęta ostracyzmem. Oboje się zaś poczuli zobligowani do publicznej korekty wcześniej również jawnie wypowiedzianych zdań. Podtrzymują wszakże swój gniew na homoseksualistów, którzy mogą sobie ich zdaniem być, ba, mogą też wedle nich wchodzić w sformalizowane związki ale w przekonaniu naszego noblisty nie powinni się obnażać publicznie a podług artystki wymuszać tego na aktorach występujących na scenie.
Wygląda to więc tak, jak by paranoiczne widzenie świata było raczej odpowiedzią na ludzką bezradność a nie wyróżnikiem zwolenników gospodarczego leseferyzmu. Kiedy się zdarzy coś, czego proste wyjaśnienie by wymagało przyznania się do własnej niedoskonałości, zarówno indywidualnej jak i zbiorowej, szuka się winnego takiego stanu nie w sobie a w nikczemności ad hoc wyimaginowanych spiskowców. Oni to rzekomo próbują stwarzać niesprzyjające wszystko wiedzącym i doskonałym ludziom okoliczności, aby potem niecnie wytykać im ich nieistniejące wady. Osiągają to zawiązując konwentykle dla zdobycia przewagi nad osobami obiektywnie silniejszymi, ale bezradnymi wobec potajemnej perfidii intrygantów. W rzeczywistości więc wydumani spiskowcy mają raczej ukryć niską samoocenę ich demaskatorów.
Kochamy bowiem też siebie, po to chociażby aby wiedzieć jak dalece należy miłować bliźniego. W żadnym jednak wypadku nie po to aby sobie przypisywać nieomylność. To by bowiem była bardzo zła miłość.
Naprawdę?
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka