Hełm sił pokojowych ONZ, zdj.: Nationaal Bevrijdingsmuseum 1944-1945, CC BY-SA 4.0
Hełm sił pokojowych ONZ, zdj.: Nationaal Bevrijdingsmuseum 1944-1945, CC BY-SA 4.0
Staszek Krawczyk Staszek Krawczyk
741
BLOG

Przemoc seksualna w siłach pokojowych ONZ

Staszek Krawczyk Staszek Krawczyk Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

[Wpis zawiera drastyczne informacje o przemocy wobec dzieci].


W jednej z pierwszych scen ubiegłorocznego filmu „UN Sex Abuse Scandal” [1] słyszymy rozmowę reporterki Ramity Navai z Annie, nastolatką z Demokratycznej Republiki Konga. Dowiadujemy się o rebeliantach, którzy cztery lata temu zaatakowali wioskę Annie i zabili jej rodziców, a ją zgwałcili. Potem, kiedy uciekła, trafiła na żołnierzy armii rządowej, którzy zrobili jej to samo. Na koniec zaś zgwałcił ją biały mężczyzna z sił pokojowych ONZ, pochodzący z Afryki Południowej. Ten ostatni dał potem dziewczynce dolara. 

Annie miała wtedy trzynaście lat.

Historia Annie nie jest wyjątkiem. Według filmu w latach 1992–2004 podobne zarzuty padły z ust ponad dwóch tysięcy młodych kobiet i dziewcząt na kilku kontynentach (również w Europie – w Bośni i Hercegowinie). Tylko między majem a wrześniem 2004 roku w samej Demokratycznej Republice Konga odnotowano 72 skargi o wykorzystanie i przemoc ze strony funkcjonariuszy ONZ.

Przestępcy bardzo często unikali odpowiedzialności. Bezkarność sprawców wynikała m.in. stąd, że przestępstwa popełniali jako członkowie sił pokojowych ONZ, ale sądzeni mogli być tylko przez wymiar sprawiedliwości poszczególnych krajów. Niejednokrotnie państwa członkowskie uchylały się od tego obowiązku, chroniąc przestępców. W specjalnym raporcie w 2005 roku zaproponowano pewne rozwiązania, ale do chwili powstania filmu wciąż brakowało gotowości działania po stronie państw członkowskich. Żaden z ich przedstawicieli w ONZ, do których dotarli twórcy, nie wyraził zgody na rozmowę.

Najgłośniejszym skandalem ostatnich kilku lat była sprawa Republiki Środkowoafrykańskiej. W 2014 roku urzędnik ONZ Anders Kompass przekazał mediom informacje o wykorzystywaniu dzieci przez stacjonujących tam żołnierzy francuskich (potem miało się okazać, że winni byli również członkowie innych kontyngentów). Wewnętrzny raport ONZ mówił wówczas o „nadużyciu władzy” przez trójkę wysokich urzędników organizacji. Rozpoczęto też postępowanie karne przeciwko czterem żołnierzom, nie zakończyło się ono jednak skazaniem, a to z powodu zarzucanej dzieciom niespójności zeznań. Podobnie w Kinszasie na całe lata rozciągnęła się sprawa czternastu żołnierzy, którzy byli członkami włączonego w działania ONZ kontyngentu kongijskiego [2].

Nic dziwnego, że od 2010 roku do momentu powstania filmu ONZ otrzymała 194 żądania kobiet o uznanie ojcostwa członków sił pokojowych. W roku 2016 utworzono fundusz mający służyć m.in. wsparciu takich matek. Nie wspomoże on jednak tych kobiet i dziewcząt, które nigdy nie zgłoszą gwałtu, a to nadal jest utrudnione.

W pewnym momencie filmu widzimy skrzynkę do wrzucania skarg opatrzoną napisami jedynie w dwóch językach, angielskim i francuskim, bez żadnych języków lokalnych. Ramita Navai mówi, że żadna ze spotkanych przez nią młodych kobiet nie wiedziała o istnieniu tej skrzynki, a siedzący obok żołnierz potwierdza: nigdy nie widział, aby ktoś wrzucał do niej cokolwiek. W filmie pojawiają się również osoby, z którymi przez kilka miesięcy od zgłoszenia gwałtu nikt się nie skontaktował (nawet po tym, jak w ich imieniu wystąpili twórcy dokumentu). Zastanawiające jest też, że ekipa filmowa potrzebowała ledwie parodniowego pobytu, by dotrzeć do ofiar, których ONZ nie mogła odnaleźć latami. Po takich historiach można zwątpić w słowa sekretarza generalnego ONZ Antónia Guterresa, który w styczniu 2017 roku ogłosił, że walka z przemocą seksualną w siłach pokojowych będzie jego priorytetem (miesiąc później pojawił się 82-stronicowy raport na ten temat).

Zgodnie z filmem w latach 2003–2018 wniesiono ponad 1700 oskarżeń pod adresem członków sił pokojowych ONZ. Tylko 53 żołnierzy (i raptem jeden funkcjonariusz cywilny) zostało skazanych na więzienie. W 2016 roku Anders Kompass zrezygnował z pracy w organizacji, sfrustrowany bezkarnością przestępców seksualnych i sposobem potraktowania go przez przełożonych. W roku 2017 w brytyjskim „Guardianie” pojawiły się informacje o tym, że pomimo zapewnień o pomocy część młodych ofiar wykorzystania cały czas żyje na ulicach. Nowe oskarżenia nie przestały się pojawiać.

Również strona internetowa kampanii Code Blue pokazuje, że problem trwa – dostępny tam dział „Overview” prawdopodobnie jest dobrym opisem obecnego stanu spraw. O tym podsumowaniu być może napiszę następnym razem.

*

PS. O wykorzystaniu seksualnym w różnych organizacjach często mówi się w Polsce po to, aby odsunąć odpowiedzialność od sprawców przemocy oraz ukrywających ich biskupów w Kościele rzymskokatolickim. Nieco złośliwie można podsumować tę strategię słowami „A u was Murzynów biją!” (przywołuję tę frazę również po to, by zwrócić uwagę na jej interesującą historię). Takie przemieszczanie akcentów nie jest moim zamiarem – wierzę, że można skutecznie mówić o jednym i drugim. Wykorzystaniu w Kościele poświęciłem zresztą wiele tekstów i zainteresowanych odsyłam do nich.

*

[1] Materiał przygotowała amerykańska telewizja publiczna PBS w ramach programu Frontline. Informacje o programie i jego nadawcy można znaleźć m.in. tutaj, tutaj, tutaj i tutaj.

[2] Nie udało mi się dowiedzieć, czy od premiery filmu rozpatrzono apelację w pierwszym przypadku i czy wydano jakikolwiek wyrok w drugim.


Wpis ukazał się pierwotnie na moim fanpage’u.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo