Stefan Dzierżek Stefan Dzierżek
412
BLOG

Łowiczanin z urodzenia, Kaliszanin z wyboru. Ojciec Stefan Dzierżek S.J.-1913-2005

Stefan Dzierżek Stefan Dzierżek Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Będzie to krótkie wspomnienie o bracie mojego ojca – księdzu Stefanie Dzierżek. Może dziś nie są to najlepsze czasy na „chwalenie” kościoła i jego synów, a może jego osoba stanowi wyjątek potwierdzający regułę.

Wszyscy nazywali Go w licznej rodzinie Dzierżków Stryj Stefan lub po prostu Stryj. Otaczała Go zawsze aura szacunku oraz pewnego rodzaju tajemniczości…
Nie kreował się na bohatera, a przyczynił się do ocalenia wielu ludzi przed śmiercią, nie zabiegał o awanse, a piastował najwyższe stanowiska w zakonie jezuitów.


image

Rok 1966 – Szymanowice

Moja pierwsza Komunia Święta w Kościele Parafialnym w Zdunach a po niej świąteczny obiad w rodzinnym domu w Szymanowicach. Dostałem od Stryja w prezencie bursztynowy różaniec. Doskonale pamiętam chwilę, kiedy mi go wręczał – było to w przedpokoju, obok stała moja mama. Szczupły, w czarnej sutannie, wyglądał inaczej niż pozostali goście i przez to zwrócił moją uwagę bardziej niż inni uczestnicy. To jedno z pierwszych spotkań ze Stryjem, które pamiętałem do dziś.

image

Tego spotkania oczywiście nie pamiętam, ja (dwulatek) podczas chrztu, Mama i Stryj Stefan.

Rok 1977 – Gdynia

Tak się potoczyło moje życie, że od 1976 roku byłem studentem Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni.
Popołudnie w akademiku studenckim, dzień jak co dzień – czas płynie dość leniwie, nagle ktoś woła mnie, abym odebrał telefon. W słuchawce usłyszałem znajomy głos Stryja: „ – z tej strony Stefan Dzierżek, twój imiennik …”, okazało się, że jest w Gdyni. Następnego dnia pojechałem do kościoła na ul. Tatrzańską. Stryj w ramach pełnionych funkcji wizytował kościoły, które prowadzone były przez Jezuitów. Budynek kościoła nieduży, położony na morenowym wzgórzu, z piękną panoramą na Gdynię. Stryj oprowadził mnie po siedzibie parafii opowiadając ze szczegółami o historii kościoła, o planach, które nie zostały zrealizowane /przed wojną miała powstać tu szkoła/ oraz o dniu dzisiejszym. Po spacerze zaprosił mnie do sali, gdzie zjedliśmy wyjątkowo  smaczny obiad. Specjalnie pisze o tym obiedzie , bo był on prawdziwą ucztą w porównaniu do stołówkowych, skromnych posiłków.

Rok 1980 – Tyłowo

W marcu 1980 roku znów odebrałem telefon od Stryja. Tym razem zostałem zaproszony do małej miejscowości Tyłowo, niedaleko Żarnowca. Spytałem tylko Stryja czy mogę go odwiedzić razem z moim kolegą. Otrzymałem pozytywną odpowiedź. Umówiliśmy się na sobotę.
Następnego dnia w godzinach przedpołudniowych jechaliśmy z kolegą Jurkiem kolejką podmiejską z Gdyni do Wejherowa. Po dojechaniu do Wejherowa okazało się , że autobus PKS-u do Tyłowa będzie dopiero za 2 godziny. Niewesoło… Zapytaliśmy taksówkarza z pobliskiego postoju ile będzie kosztować kurs właśnie do Tyłowa. Okazało się że nie tak drogo, i po chwili zmierzaliśmy autem na umówione spotkanie. Droga wiodła przez piękny las, ale pogoda typowo marcowa – mgły, dość zimno i krótkie, przelotne deszcze. Ponieważ nie znałem dokładnego adresu, a nie chciałem zdradzać celu wyjazdu, na pytanie kierowcy gdzie ma nas zawieść, odpowiedziałem, żeby dowiózł nas w pobliże kościoła i to wystarczy. Po chwili pożegnaliśmy się z taksówkarzem i zapukaliśmy do drzwi starej plebanii sąsiadującej z równie starym i małym kościółkiem.
Zostaliśmy przyjęci bardzo gościnnie przez proboszcza tej malutkiej parafii oraz przez mojego Stryja. Gospodynią księdza była jego siostra / starsza już osoba/, tak, że atmosfera była niemal rodzinna. Ponieważ ksiądz a także Stryj , u którego gościliśmy to miłośnicy turystyki, a my wróciliśmy akurat z praktyk morskich – tematów do rozmów nie brakowało. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi, ksiądz- proboszcz spojrzał przez okno i powiedział „ ach, to pewnie przysłali po mnie abym  poszedł do tego chorego” i wyszedł. Po chwili wrócił wyraźnie rozbawiony i zaczął opowiadać – „ Przybiegł mieszkaniec wioski i mówi, że zatrzymał ich kierowca taksówki, który przekazał wiadomość , że przywiózł tutaj dwóch dziwnie zachowujących się młodych ludzi, którzy nie znali miejscowości i wypytywali się o kościół – zapewne przyjechali go okraść. Więc mężczyzna który przyszedł ostrzec księdza przed złodziejami, powiedział że chłopi już będą się szykować do obrony kościoła…”.Oczywiście ksiądz wszystko mu wyjaśnił, że to chodziło o nas, a młodzi podejrzani są w gościnie na plebanii.
Ponieważ temat zszedł na budynek kościoła, poszliśmy go obejrzeć – był to stary, ale niezwykłej urody drewniany kościółek. W pobliżu równie stary cmentarz pamiętający dawne czasy, było jeszcze wiele tablic nagrobnych pisanych gotykiem z XIX wieku.
Po smacznym, domowym obiedzie pożegnaliśmy się z proboszczem, a Stryj „tak na wszelki wypadek” odprowadził nas do końca wsi.

Rok 1982 - Gdynia

W 1982 roku ożeniłem się z Mariolą – ślub odbył się w Gdyni 14 sierpnia, w kościele ludzi morza. Oczywiście tak jak to było w zwyczaju w mojej rodzinie od zawsze - wszystkie ceremonie kościelne - tak i tę ceremonię ślubną celebrował Stryj Stefan. Po ślubie - taki spontaniczny pomysł – pojedziemy pod Pomnik Poległych Stoczniowców Gdyni złożyć wiązankę kwiatów. Tak się złożyło, że z nami pojechał tylko Stryj.
To był dość dziwny widok w tamtych czasach - młoda para tuż  po ślubie z księdzem pod pomnikiem stoczniowców. Obcy ludzie przechodzący obok składali nam krótkie życzenia …

image

14 Sierpnia 1982 - mój ślub z Mariolą.

image

Pod pomnikiem stoczniowców w Gdyni.


Rok 1982 – Zakopane

Miesiąc, a może raczej tydzień miodowy spędzaliśmy z Mariolą w Zakopanem. Również w tym czasie na urlopie przebywał w Zakopanem Stryj – wielki miłośnik gór. Właśnie dzięki jego pomocy zamieszkaliśmy w pensjonacie położonym przy Bulwarach Słowackiego, który prowadzony był przez Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Wielkopolskich. Stryj prowadził tam niejednokrotnie rekolekcje oraz był spowiednikiem sióstr zakonnych. Oczywiście umówiliśmy się na wspólną wycieczkę w góry. Wspólnych wycieczek odbyliśmy dwie, jedna z Doliny Kościeliskiej na Kasprowy Wierch, kolejna wiodła z Kuźnic przez Kozi Wierch, Dolinę Pięciu Stawów Polskich do Doliny Roztoki. Za każdym razem Stryj wykazywał się niezwykłą energią – był przewodnikiem grupy oraz kopalnią informacji na temat Tatr – widać , że znał wszystko doskonale i spędził tutaj nie jeden urlop.
Zaprosił też nas do siebie, do kościoła „Na Górce”, „swojego domu” podczas pobytu w Zakopanem. Tym opowiadał nam o swoich młodzieńczych latach, pobycie w Wilnie w okresie okupacji i o działalności w konspiracji. Niezwykłe dzieje…

image
Tatry - wielka pasja Stryja - lata powojenne - po prawej (w okularach)

image

Na szczytach Tatr - przerwa na odpoczynek - Stryj pierwszy z lewej.

LATA MŁODOŚCI
Stryj Stefan urodził się w 1913 roku we wsi, gdzie również jest i mój dom rodzinny tj. Szymanowice koło Łowicza.

image

Przed rodzinnym domem w Szymanowicach - 1914 r. - mały Stefek na rękach swojej mamy. Najstarsza rodzinna fotografia.

Po czterech latach szkoły powszechnej, trafił do tzw. Małego Kolegium Piusa X do Pniew, prowadzonego przez Urszulanki. Tam też poznał swoją opiekunkę i matkę duchową – Św. Urszulę Ledóchowską. Utrzymywał z nią kontakt i prowadził korespondencję do jej śmierci w 1939 roku. Kiedy opuszczał Pniewy, był już zdecydowany, co do swojej przyszłości - poszedł do seminarium jezuitów w Chełmie, a następnie do Kalisza, by odbyć tam nowicjat.

imageimage

Młody kleryk.


Maturę zdał w Pińsku, po niej przez cztery lata studiował filozofię w Paryżu, następnie miał studiować teologię. Jednak przełożeni zadecydowali inaczej - od 1937 roku studiuje fizykę na uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie.


image

Odpis ze świadectwa maturalnego.

image

Indeks Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie.

WOJNA I OKUPACJA
Gdy wybuchła wojna Stryj zgłosił się do wojska jako ochotnik do 261 Kompanii Sanitarnej. W nowiutkim mundurze znalazł się na froncie – trasa kompanii specjalnym pociągiem wiodła kresami na południe kraju. Po klęsce, która zastała go w okolicach Lwowa, 30 września wrócił do Wilna i rozpoczął działalność konspiracyjną jako…fałszerz!

image


Dzieje się to za sprawą przełożonego jezuitów i wielkiego wileńskiego społecznika - księdza Kazimierza Kucharskiego. Jest współzałożycielem wileńskiego ZWZ i głównym organizatorem pracowni fałszerskiej.
Pracownia ta pod kryptonimem "Kuźnia" mieściła się początkowo obok kościoła św. Kazimierza - gotowe druki dokumentów i sfałszowane pieczątki wędrowały z "Kuźni" do "Gospody" - pracowni, która zajmowała się wypisywaniem paszportów, metryk chrztu i ausweissów. Po klęsce wrześniowej na Litwie internowano ok. 15 tysięcy polskich żołnierzy, znalazło się tam także kilkadziesiąt tysięcy uchodźców z innych regionów Polski, głównie Żydów. Pomysł księdza Kucharskiego był prosty, trzeba ewakuować polskich żołnierzy do Francji i ratować jak najwięcej Polaków. Jesienią 1939 można było przedostać się do Sztokholmu via Ryga. Stryj Stefan pracował jako fotograf i punkt kontaktowy. AK-owska Legalizacja była największą na całej Wileńszczyźnie, i chyba jedyną prowadzoną przez księży. Doskonale zorganizowana pod każdym względem, dzięki niej liczna grupa oficerów wyjechała na Zachód, zasilając Polskie Siły Zbrojne. Ilu ludzi ocaliła podziemna manufaktura – dokładnie nie wiadomo. Historycy mówią o tysiącach fałszywych dokumentów, ale nie liczby są tutaj najważniejsze. Wspomina Stryj: ”Wystawiłem kiedyś fałszywą metrykę chrztu pewnej Żydówce, dzięki metryce przez całą okupację służyła u oficera gestapo, po wojnie przyszła na moje święcenia kapłańskie”.
Jednym z najbliższych współpracowników i wielkim przyjacielem Stryja był kleryk Stanisław Kiałka. Znajomość ta przetrwała historyczne burze, łącznie z zsyłką przyjaciela na Sybir i nawet rezygnacja przez Stanisława z kapłaństwa nie zaważyła na ich przyjaźni.

image

Z księdzem i przyjacielem Stanisławem Kiałką, jeszcze w szkole w Pińsku.

Pod koniec marca 1942 r. nastąpiła wpadka - w ciągu trzech dni gestapo aresztowało większość wileńskich duchownych. Stryj Stefan został zatrzymany przed bramą klasztoru, trafił do więzienia na Łukiszkach. W jego celi został plik sfałszowanych dokumentów, których nie zdążył ukryć, mimo to gestapo nie wzięło go na przesłuchanie. Pewnie gdyby doszło do śledztwa, skończył by na Ponarach – wileńskim miejscu straceń. Co się stało z trefnymi dokumentami, czy zdołał je zniszczyć ktoś z klasztoru - do dziś nie wiadomo.
Potem, razem z innymi księżmi znalazł się w obozie pracy w Poniewieży pod Kownem, gdzie przebywał przez okres okupacji.
Po rozwiązaniu obozu internowania wrócił do Wilna, 3 października 1944 roku, w Kaplicy Ostrobramskiej Stryj Stefan otrzymał święcenia kapłańskie i obejmuje opuszczoną parafię w Juraciszkach na Białorusi, położoną między Lidą a Mołodecznem. Sytuacja była trudna, kościół przez pół roku był zamieniony w meczet, krzyże postrącane, ołtarz zniszczony, plebania zajęta przez żołnierzy i władze radzieckie. Pomimo tak ciężkich warunków chciał tam pracować, ale dostaje od władz zakonnych nakaz powrotu do kraju.

OKRES PRL-u
Po repatriacji do ojczyzny w 1946 r. swą misję zaczynał od probostwa, następnie był sekretarzem prowincjała. Następnie zostaje przełożonym domu zakonnego w Kaliszu.
- Mieliśmy wtedy dużo powołań kapłańskich, a dla UB prężny zakon był solą w oku – wspomina Stryj - w klasztorze siedzieliśmy jak w twierdzy, nigdy nie wypuszczałem na spacer więcej niż jednej trzeciej braci.. Jesienią 1961 r. władza przypuściła szturm na kaliską siedzibę jezuitów. Wymyślili, że pieniądze, które wydajemy na utrzymanie kleryków, to dochód i nałożyli podatki. Przyjechał komornik, zagroził zajęciem klasztoru, straszył, wreszcie zaczął zabierać jezuickie kury z kurnika… Wtedy rzuciły się na niego wszystkie baby z pobliskiego targu. Uciekł jak niepyszny.
Wydarzenia z października 1961 r. starsi kaliszanie pamiętają jako "wojnę kokoszą".

image
1957 r. - Ślub siostry Stryja - Gieni z Józefem Boguszem, tak się złożyło, że 41 lat później żegnał ich razem podczas ceremonii pogrzebowej - zmarli tego samego dnia 28 kwietnia 1998 roku.

image
Pogrzeb Matki Stryja (mojej babci) - Zduny 1961 rok.



Stryj Stefan przeniósł się do Warszawy – w latach 1961-67 piastował zaszczytną funkcję prowincjała – Prowincji Wielkopolsko-Warszawskiej. Dla wyjaśnienia – zakon Towarzystwa Jezusowego podzielony jest w Polsce na dwie prowincje, druga z nich to Prowincja Południowa z siedzibą w Krakowie. Po zakończeniu kadencji znów powraca do Kalisza, obejmuję funkcję rektora Kolegium Jezuitów.

image

image

Kadry z życia duszpasterskiego - lata 60-te.

image
Z wizytą u Papieża Pawła VI - lata 60-te ( w środku grupy)

W latach 70-tych w klasztorze Stryja zaczęła zbierać się kaliska opozycja. Jego kazania ściągały elitę inteligencką, wspierał, był pogotowiem moralnym, u niego mieli zaplecze, zostawiali „bibułę”.
23 grudnia 1981 roku Stryj wraz z zakonnikami ustawili szopkę bożonarodzeniową. Przepasany czarną wstążką Jezus, wyrzucony ze żłóbka, leżał na zwoju kolczastego drutu, przez żłóbek szły ślady gąsienic, w tle sylwetki ośmiu górników. Było to dwa tygodnie po krwawej pacyfikacji w Kopalni Wujek, na ulicy czołgi i godzina policyjna. Wzruszenie i łzy wiernych – to była naturalna reakcja podczas nabożeństw.
U władz państwowych szopka wywołała odmienne reakcje. Prezydent Kalisza A. Spychalski wysłał pismo do Ojca Dzierżka: „Nakazuje się nadać wystawionej szopce… charakter religijny. Szopka dzięki przejrzystej symbolice wywołuje szkodliwe społecznie emocje, ma charakter jątrzącej i antypaństwowej propagandy”. Na początku 1982 r. prokurator oskarżył Stryja z art. 197 kk: ”Kto w czasie wykonywania praktyk religijnych nadużywa wolności sumienia i wyznania na szkodę interesów PRL, podlega karze do 10 lat więzienia”.
Zapadł wyrok – rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.. Pomimo wyroku Stryj dalej aktywny – ogłasza w kościele, ze zbiórki z niedzielnych tac będą przeznaczane na pomoc dla skazanych opozycjonistów na zapłacenie grzywien. Wreszcie miara się przebrała - w kodeksie był zapis: „kto organizuje publiczną zbiórkę na zapłacenie grzywny podlega karze aresztu do trzech miesięcy”. Na początku 1983 r. zrobili mu przyśpieszone kolegium i dali trzy miesiące. Od razu z kolegium trafił do aresztu w Strzelinie, odsiedział zaledwie 17 dni. Po zwolnieniu i powrocie do Kalisza – cały czas aktywny społecznie, organizator spotkań z działaczami opozycji (min. z Leszkiem Nowakiem, Januszem Onyszkiewiczem), spotkań opłatkowych, depozytariusz pieniędzy i dokumentacji kaliskiej „S”, a także współtwórca i opiekun Duszpasterstwa Rolników Indywidualnych. Jego kazania dawały nadzieję i gromadziły zawsze tłumy kaliszan. Internowanym, wyrzuconym z pracy i ich rodzinom załatwiał pomoc prawną, wysyłał żywność, to w jego kościele zbierali się członkowie Klubu Inteligencji Katolickiej.

image

Z premierem Jerzym Buzkiem

LATA 90-te
Pod koniec swojego bogatego życia, będąc już na „kościelnej emeryturze” Stryj Stefan dalej służył ludziom, min. jako kapelan kombatantów AK-owskich oraz Rodziny Katyńskiej, a także pomagał rodzinom wielodzietnym i ubogim. Jeżeli przy furcie nie wiedzieli, co zrobić z potrzebującymi, odsyłali do niego - był szczęśliwy, kiedy mógł innym pomóc.
Zapewne dlatego przy klasztorze jezuitów do dziś działa „Stowarzyszenie Akcji Miłosierdzia im. O. Stefana Dzierżka”.

Jesienią 1994 roku dostaliśmy zaproszenie na uroczystość 50-lecia święceń kapłańskich, które miały odbyć się w Kaliszu. Pojechaliśmy razem z żoną i synem Pawłem. Do Kalisza zajechaliśmy już po północy. Zapukaliśmy do furty zakonnej. Zostaliśmy zaprowadzeni do skrzydła, gdzie mieściły się pokoje gościnne. Budynek dormitorium już wiekowy, korytarze słabo oświetlone , późna pora – wszystko to razem robiło dość niesamowite wrażenie.
Następnego dnia uroczystości kościelne – w roli jubilata - Stryj Stefan. Kościół był wypełniony do ostatniego wolnego miejsca – oczywiście rodzina Dzierżków stawiła się w komplecie, po za tym mieszkańcy Kalisza, oficjalni przedstawiciele władz miasta i regionu, księża, trudno wymienić wszystkich gości. Szereg wspaniałych wystąpień i przemówień. Stryj usadowiony na honorowym miejscu, na fotelu w pobliżu ołtarza ze wzruszeniem ale i ze spokojem przyjmował te wszystkie wyrazy uznania , podziękowania oraz życzenia. Ze spokojem człowieka spełnionego. Wtedy zrozumiałem jak ważną postacią dla Kalisza był Stryj Stefan. W imieniu rodziny Dzierżków przemawiała moja mama – w krótkim wystąpieniu powiedziała o niezwykłej posłudze jaką pełnił Stryj wobec dalszych i bliższych członków Rodziny, przybywając zawsze - zarówno w tych chwilach radosnych jak i tych smutnych. Jej słowa były nacechowane szczerością oraz dużą sympatią do jubilata.
Po oficjalnych uroczystościach – świąteczny, wspaniale przygotowany przez siostry zakonne - obiad i już mniej oficjalne przemówienia i życzenia dla czcigodnego jubilata.
Tego samego roku Stryj Stefan otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Kalisza.

Dziewięć lat później jeszcze raz brałem udział w podobnej uroczystości – z okazji 90-tych urodzin Stryja oraz 75-lecia życia zakonnego.

image

Rok 2003 - uroczystości 90-leciaw Kaliszu, Po oficjalnych uroczystościach Stryj w otoczeniu Rodziny Dzierżków. Po lewej stronie Stryja (patrząc na zdjęcie) - moja Mama Józefa (w różowej koszuli), po prawej siostra Stryja - Weronika (w białej bluzce z koralami)


image
Może to już ostatni spacer...


POGRZEB

Po raz kolejny zadzwonił telefon z Kalisza i w słuchawce ….nie zabrzmiał charakterystyczny głos Stryja, który często zaczynał od słów „Jak się masz Stefku ?”. Tym razem głos był obcy – zostałem zawiadomiony o śmierci Stryja i terminie pogrzebu.
Na pogrzeb pojechałem wraz z synem Pawłem. Pewnie z powodu zmęczenia podróżą, wjeżdżając do Kalisza pomyliłem ulice i musiałem zapytać o drogę. Właśnie obok przechodziła kobieta. Na moje pytanie szybko udzieliła odpowiedzi i nie zatrzymując się dodała: „ Spieszę się do kościoła, dziś wielka uroczystość – żegnamy Naszego Drogiego Ojca Dzierżka …”. To były pierwsze słowa jakie usłyszałem w Kaliszu…
Pogoda tego dnia była piękna, świeciło słońce, mnóstwo ludzi przybyło do kościoła, aby pożegnać Stryja. Msza odbyła się w kościele jezuitów, kościele o pięknym barokowym wystroju, uroczystości pogrzebowe niezwykle bogate, zarówno pod względem liczby uczestników, delegacji, sztandarów jak i przemówień pożegnalnych również prezentowały się - można rzec - barokowo. Zapewne Stryj zasłużył na taki pogrzeb, chociaż przywołując w pamięci jego szczupłą, niemal ascetyczną postać, w skromnej, nieco zużytej sutannie - stanowiła ona dla mnie wyraźny kontrast z niezwykle bogatą oprawą jego ostatniej drogi…


image
Uroczystości pogrzebowe - Kalisz, sierpień 2005

Opowiadała mi siostra mojej mamy – Maria, rówieśnica Stryja , jak razem z nim rozpoczynała edukację w wiejskiej szkółce. Nauczyciel zadawał pytania, na początku łatwe, potem coraz trudniejsze i jedyną osobą, która znała wszystkie odpowiedzi był „mały Stefek”. Nauczyciel podrażniony jego wiedzą – zwrócił mu w końcu uwagę: „Mógłbyś chociaż wstać jak odpowiadasz, a nie siedzisz w ławce.” Mały Stefek zarumienił się i nic nie odpowiedział. Ktoś z uczniów wyjaśnił : „On stoi, tylko taki mały”…
I chyba to właśnie cechowało Stryja przez całe życie – On przede wszystkim był wymagający wobec siebie, pozostając jednocześnie cichym i skromnym.

W 2002 roku, podczas odwiedzin w domu rodzinnym w Szymanowicach  - Mama przekazała mi prezent od Stryja – małą sadzonkę gledicji przywiezioną z Kalisza. Rośnie ona w moim ogródku i dziś jest to duże drzewo. To ostatnia, żywa pamiątka jaką pozostawił mi po sobie Stryj Stefan…

18 listopada 2018 roku w kościele Św. Jakuba w Zdunach – jego rodzinnej parafii odbyła się uroczystość odsłonięcia tablicy ku czci Stryja Stefana, ufundowanej przez naszą rodzinę – tak się złożyło, że tydzień wcześniej minęło 100 lat odzyskania niepodległości przez Polskę.

image

Zduny 18-11-2018 - Biskup łowicki Andrzej Dziuba i Jezuita Andrzej Lemiesz z Kalisza poświęcają tablicę. Obok poczty sztandarowe z Kalisza.
 image


Marynarz, który wiele lat temu zarzucił kotwicę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo