Podczas środowej debaty przedwyborczej Jarosław Kaczyński zarzucał Bronisławowi Komorowskiemu, że chce prywatyzować szpitale, ten z kolei udowadniał prezesowi PiS, że nawet gdyby chciał, to nie mógłby tego zrobić, gdyż w myśl polskiej Konstytucji, służba zdrowia musi być „darmowa”. Tym samym powtórzył po raz n-ty demagogiczny slogan, który nie ma żadnego pokrycia w faktach.
Konstytucja RP nigdzie nie mówi, że służba zdrowia ma być „darmowa”. Art. 68 ustawy zasadniczej stwierdza, iż: „1. Każdy ma prawo do ochrony zdrowia. 2. Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa”.
Punkt pierwszy znaczy ni mniej, ni więcej, iż nikomu nie można zabronić korzystania z ochrony zdrowia. Co zaś do punktu drugiego, to oznacza on, iż służba zdrowia jest w Polsce „finansowana ze środków publicznych”. Nigdzie nie jest napisane, że nie mają prawa funkcjonować obok publicznych także prywatne szpitale, kliniki i przychodnie, czy że lekarze mają pracować za darmo, co implikowałby zwrot „darmowa służba zdrowia”, gdyby oczywiście był ujęty w Konstytucji. Koszty leczenia – a i to w granicach określonych ustawą – pokryte są ze „środków publicznych”, czyli z różnorakich danin, pobranych od obywateli.
W zależności od systemu opieki zdrowotnej, mogą to być podatki, mogą być różnorakie ubezpieczenia. Ale nigdy służba zdrowia nie jest darmowa, bo oznaczałoby to, iż szpitale budowane są w czynie społecznym, a jedynym medykiem pracującym w Polsce jest Doktor Judym. I skończmy już z nazywaniem wszystkiego, co opłacamy z podatków lub innych przymusowych danin „darmowym”, bo z oczywistych przyczyn nie ma nic za darmo. Wymagajmy tego też od polityków – samozwańczych Świętych Mikołajów. Trzymając się tej zasady łatwiej będzie nam też domagać się poprawy jakości usług, które nie zawsze dobrowolnie opłacamy z własnej kieszeni. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.