Wybór Polski i Ukrainy na organizatorów EURO 2012 przez wszelkie media został okrzyknięty naszym ogromnym sukcesem. Nie tylko będziemy gościć wielką sportową imprezę, być może po raz pierwszy w historii wystąpimy w Mistrzostwach Europy (odpukać, bo na razie idzie nam w eliminacjach do ME 2008 wcale nieźle), to jeszcze jest to dla nas wielka promocja, ale także szansa sporego zarobku. No właśnie, czy oby na pewno?
O ile każdy kibic cieszy się z możliwości obejrzenia największych gwiazd europejskiego futbolu we własnym kraju, o tyle teza, jakobyśmy na EURO 2012 zarobili nie tyle jest wątpliwa, co po prostu trudna do udowodnienia. Każdy, kto się orientuje w stanie polskiej infrastruktury sportowej wie, że nie posiadamy stadionu na miarę BayAreny, czy Santiago Bernabeu. Wszystkie 5 polskich stadionów, na których mają się odbywać mecze, wymaga nie tyle rozbudowy, co właściwie gruntownej renowacji i właściwie postawienia nowego obiektu. Kosztować będzie to, wedle szacunków, ok. 500 mln euro. Pieniądze te wyłoży przede wszystkim polski rząd, dopomoże UE. Dalej, by umożliwić kibicom w ogóle dostanie się na stadiony, potrzebne będą kolejne inwestycje na infrastrukturę nie tylko sportową. Koszty samej organizacji także będą wysokie.
Nie czynię zarzutu z inwestycji, ponieważ każde przedsięwzięcie takich wymaga. Problem polega jednak na tym, że w przeważającej większości będą to inwestycje państwowe. Pal licho podatnika i jego prawo do zachowania własnego zarobku dla siebie, w końcu każdy wie, że służy on do wykładania pieniędzy na wszelkie mniej lub bardziej mądre pomysły rządu, a tekst ten ma zajmować się EURO 2012 od strony ekonomicznej, a nie moralnej. Chodzi mi o to, że w prowadzeniu działalności gospodarczej przez państwo nie ma możliwości prowadzenia kalkulacji ekonomicznej, w związku z tym trudno jest ocenić, czy dane przedsięwzięcie przyniesie profity, czy też nie.
Gdy przedsiębiorca dysponuje własnymi środkami, stara się je lokować tak, by przyniosły mu one jak największy zysk. I nie jest ważne, czy jest to restauracja, kiosk, czy biurowiec. Musi on posiadać zdolność przewidywania, jaka branża będzie w najbliższym (i dalszym) czasie rentowna, jakie potrzeby mają klienci, w jakim miejscu najlepiej zahaczyć swój biznes, by koszty jego prowadzenia były jak najniższe. Musi także pamiętać o tym, że środków, które przeznaczy np. na założenie pubu, nie będzie mógł przeznaczyć na założenie sklepu muzycznego.
Państwo takiej możliwości nie ma, ponieważ nie obraca własnymi środkami. W ogóle, aparatu państwowego nie należy traktować jako konkretnego bytu, tylko raczej jako grupę wielu ludzi kierujących się własnym interesem, który może być znacznie bardziej przyziemny niż dbanie o „interes narodu”. Tak więc rząd arbitralnie wybiera cel, na jaki chciałby swoje środki przeznaczyć i jaki, w jego mniemaniu, przyniesie najlepszy efekt. Oczywiście nie musi to być efekt materialny, takim celem może być np. Świątynia Opatrzności. Nie oznacza to oczywiście, że biznesmeni nie kierują się potrzebami mniej przyziemnymi, wśród nich znajdują się także fundatorzy kościołów. Zasada obierania swoich celów jest jednak taka sama.
Tak więc zapewne wpływy wynikające z organizacji EURO 2012 częściowo zrekompensują nakłady, jakie poniesie budżet. Przyniesie także z pewnością wymierną korzyść dla biznesu, dla hoteli, branży turystycznej, gastronomii, transportu – co także odbije się pozytywnie na budżecie, z racji większych wpływów z podatków. Polepszy się także infrastruktura, mam nadzieję że także jakość chyba już przysłowiowych na zachodzie „polskich dróg”. Jednak wciąż nie wiadomo, czy środki przeznaczone na organizację nie zostałyby lepiej wykorzystane przez Polaków, gdyby pozostały w ich kieszeniach, miast być im odebrane przez fiskus.
Ktoś oczywiście może stwierdzić, że przedsiębiorcy nie inwestują np. w sport i infrastrukturę sportową, ponieważ nie mogą przewidzieć, że Mistrzostwa Europy mogą się odbyć w przeciągu np. 5 lat, co by mogło zwrócić im ich inwestycję. Jednak konkurs na organizatora ME powinien być traktowany jak każdy inny przetarg, a przystępować do niego i organizować EURO powinien nie rząd, ale Polski Związek Piłki Nożnej, nie otrzymujący dotacji z państwa. Być może by upadł bez pomocnej ręki, jednak może właśnie wtedy środki byłyby wykorzystane na branże, których działalności obywatele rzeczywiście potrzebują.
Co nie zmienia faktu, że mam nadzieję pokibicować na którymś z meczy biało-czerwonych w trakcie EURO 2012.
Inne tematy w dziale Polityka