Podróż z Centralnego na Zachodnią.
Długo i cierpliwie planowałem swoją podróż po Warszawie. Portal internetowy PKP działa bez najmniejszego zarzutu. Bardzo szybko można odnależć interesujące pasażera połączenie. Jednocześnie można dowiedzieć się o alternatywnych trasach. Wybierając właściwe połączenie uzyskujemy informacje o tym jaki skład będzie podstawiony, strona informuje także o rozmieszczeniu wagonów w ramach składu - zamawiając bilet via internet od razu wiadomo gdzie szukać swojego miejsca. Zalogowałem się do częsci transakcyjnej (imponują zabezpieczenia stoworzone przez kolejowych informatyków). Sam konfiguruję bilet, drukuję n aredakcyjnej drukarce i przechodzę do strefy bezpiecznego przelewu. By nie mieć problemów z konduktorem drukuję potwierdzenie przelewu. Z intenetowym biletem i kopią przelewu wzywam taksówkę.
Rozmowa z taksówkarzem jest nudna. Skrajnie subiektywna opinia kierowcy jest taka, że przybyło mu klientów, którzy po Warszawie (i okolicach) nie chcą jeździć pociągami. Oczywiście nie wierzę w tę opinię.
Gdy wysiadam pod Centralnym zaskakuje mnie nowoczesna bryła dworca i to jak dworzec jest utrzymany.
Główny hol dworca odseparowany jest od ulicy. Do środka mogą wejść tylko osoby z wydrukowanym biletem (tak jak ja) tudzież z wydrukiem trasy (wychudzony student wchodzący ze mną). Mile zaskauje tyle profesjonalna co dyskretna ochrona.
Elegancko oświetlone kasy. Z dwudziestu kas działa pietnaście. Niepotrzebnie. Bo studentów, którzy stają do kas po bilet praktycznie nie ma. To co znaliśmy pod nazwą poczekalnia dziś jest wydzieloną, przeszkloną oranżerią. Zaskakuje ożywczy zapach wody morskiej. Z głośników słychać miły, relaksujący trel ptaków. Przyjemnie jest się zanurzyć w głębokich sofach. Młode kobiety w gustownych uniformach rozdają bezpłatne egzemplarze dzienników. Każdy ma do wyboru GW, Rzeczpospolitą, Dziennik a dla emerytów i rencistów Nasz Dziennik. Do gazety panie propnują (do wyboru) kawę lub herbatę. Bardzo miła atmosfera - nie czuć żadnego napiecia związanego z podróżą. Siedząc wygodnie w sofie ( a tak po prawdzie leżąc) wystarczy delikatnie podnieśc głowę. Przed moimi oczami kilka monitorów. Z wyłączonym dzwiękiem (by nie zagłuszać trelu ptaków) mogę obserwować do wyboru telewizję informacyjną, Maję Popielarską w ogrodzie i kanał sportowy (akurat pokazują Australian Open). Ale najważniejszy jest monitor z rozkładem jazdy. Jasno i czytelnie opisane pociągi: skąd i dokąd, który peron, ile czasu do podstawienia składu, ile czasu do odjazdu, który sektor peronu zajmują poszczególne wagony. Uff! robi wrażenie. A wszystko takie czytelne! Nawet przedszkolak, który uczy sie czytac i pisać zrozumie ten rozkład!
Nadchodzi czas przyjazdu mojego pociągu. Żegnany uśmiechami nie z tej ziemi (Ech! Aż żal odchodzić) opuszczam oranżerię. Cichymi schodami ruchomymi zjeżdzam na peron. Na peronie uwija się bodaj pięćdzisiątka bagażowych. Jak tylko mogą pomagają z wpakowaniem i wypakowaniem bagaży podróżnych. Wjeżdza mój pociąg - jego długi dziób jest dłuższy od TIRa! Zaraz za drzwiami maszynisty jest logo PKP i hasło "Pędzimy nawet 400 km/h". Skład robi wrażenie. Przestronne drzwi, do których może wjechać mały samochód. Nie ma problemu z wjechaniem wózkiem dziecięcym czy wózkiem inwalidzkim. Ciepłe, mleczne światło zaprasza do wejścia. Wysokie lotnicze fotele pozwalają na dobry sen. Siedzę przodem do dużego ekranu, na którym "Krzyżacy". Dużo mniejszy ekran w fotelu poprzedzającego mnie pasażera. Na małym ekranie ogląda się nawet lepiej niż na dużym. Obok monitora jakies pokrętła. To radio! kilkanaście stacji do wyboru. Trzeba tylko ze schowka wyjąć i podłączyć słuchawki. W schowku naklejka, że w wagonie jest wifi.
Spogladam przez okno. Bagażowi nadal się uwijają. Patrzę na zegar.Jest 11,38. Za dwie minuty odjazd. Ostatni pasażerowie moszczą się w swoich wygodnych fotelach. 11,40 - odjazd. Jest trochę dziwnego szumu. To hermetycznie zamykane drzwi. Chwilę potem wyrównanie ciśnienia. Mam dziwne uczucie jakby pociąg osiadł o jakieś 5-10 centymetrów. Kierownik wita podróżnych i życzy przyjemnej podróży. Pociąg startuje. Ale jak startuje! Żadnego szarpnięcia, żadnego zrywu. Start tak płynny, że powoduje zdziwienie. Następują lekkie wibracje - przyjemne jak dreszcze! To przejście bariery 150 km/h. Więcej nie możemy bo jesteśmy jeszcze w tunelu... 11.46 jesteśmy na Zachdniej. Punktualnie. Bez najmniejszych opóżnień, przeszkód etc. Równie płynne co start jest zatrzymanie. Delikatny szum do wyrównania ciśnienia i otwierają się drzwi. Co za jazda! Taką koleją nie jeździłem nawet w Chinach! Tak mi się spodobało, że pod Pałac także wrócę pociągiem! Omijajcie taksówkarzy, korzystajcie z naszych koleji!
To oczywiście nie jest tekst pana eksperta. Ten tekst nie był zamieszczony ani w Gazecie Wyborczej, zatrudniającej eksperta do spraw kolejnictwa ani w jakiejkolwiek innej gazecie (lub czasopiśmie)
Ekspert do spraw kolejnictwa ma jeszcze kilka kolei do obejrzenia: Japonia, Kanada, Australia, RPA. A i pewnie kilka krajów w Ameryce Południowej też ma ciekawe rozwiązania w tej materii. Sam chciałbym się dowiedzieć jak wyglada kolejowa podróż ma Machu Picchu..
Jak ekspert do spraw kolejnictwa odwiedzi te wszystkie kraje i zapozna się z kolejnictwem to teksty takie jak powyżej będziemy mogli poczytać raz w tygodniu (minimum).
Póki co życzę panu ekspertowi do spraw kolejnictwa Wesołych Świąt i jak najwięcej podróży. Bo nawet studia nie kształca tak jak podróże.
"Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: Święta prowda, Tyż prowda i Gówno prowda." ks. J.Tischner
A jo godom, że jest prowda, cało prowda i cało prowda całom dobem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka