Ultimatum postawione przez Prawo i Sprawiedliwość posłom Solidarnej Polski odnośnie ich powrotu na łono partii Jarosława Kaczyńskiego, przechodzi właśnie do historii polskiej polityki. Prezes jak i cała partia ze znanym tylko sobie uczuciem porażki może do całej kolekcji klęsk dopisać kolejną. Niestety, tak jak nie zadziałały słowa lidera Prawa i Sprawiedliwości na manifestacji w obronie telewizji Trwam, gdzie apelował do ZBYSZKA żeby wrócił, tak teraz nie zadziałał manewr z szantażem posłów Solidarnej Polski, który miał na celu rozbicie klubu parlamentarnego. Żeby to bardziej obrazowo opisać to parlamentarzyści pokazali prezesowi środkowy palec lub kto woli pokazali swoje cztery litery z okrzykiem na ustach - pocałuj nas w....wiadome miejsce.(!)
Strach i realizacja czarnego scenariusza zagląda coraz bardziej w oczy Jarosława Kaczyńskiego po wczorajszym dniu a widmo detronizacji lub bardzo dużego uszczuplenia elektoratu staje się powoli faktem. Gdyby prezes i partia nie obawiali się Solidarnej Polski to nie poświęcaliby temu ugrupowaniu tyle uwagi. Warto również w tym kontekście wspomnieć o tym, że do PJN-u nie podchodzono z takim respektem. Faktem jest to, że były minister sprawiedliwości jest obdarzany przez respondentów dużo mniejszym brakiem zaufania niż Jarosław Kaczyński, faktem jest to, że lider Solidarnej Polski depcze po piętach prezesowi w sondażach prezydenckich i w końcu faktem są sondaże uliczne, które dają przekroczenie progu wyborczego SPZZ nawet na poziomie 8%. Gwoli przypomnienia to na sondażach ulicznych opierał się Janusz Palikot w trakcie budowania swojej partii oraz podczas kampanii wyborczej, gdzie inne ośrodki badania opinii publicznej nie dawały mu miejsca w parlamencie. Janusz Palikot cały czas to powtarzał, ale nikt mu nie wierzył a wręcz był wyśmiewany. Co było potem wszyscy pamiętamy. Bardzo złe czasy dla prezesa i partii zaczną się wtedy gdy Zbigniew Ziobro "wykręci" dobry wynik np. w wyborach prezydenckich i Jarosław Kaczyński ma tego świadomość. Jeżeli ktoś wierzy w zapewnienia prezesa, że partia nie będzie już poświęcała uwagi konkurentom politycznym, którzy mu wyrośli po prawej stronie to jest w dużym błędzie. Myślę, że nawet w to nie wierzy nikt w samym jądrze Prawa i Sprawiedliwości. Próby marginalizacji oraz próby rozbicia czy kolejne stawiane warunki powrotu będą się powtarzały, a takie zachowania będą generowane przez kolejne badania opinii publicznej oraz przez to czy prezes wstanie lewą czy prawą nogą. Myślę, że wszyscy politycy którym przemknęła przez głowę myśl powrotu mają świadomość tego, że w maratonie wyborczym jaki się zapowiada za dwa i pół roku zostaną skoszeni równo z trawą na listach wyborczych lub najzwyczajniej się na nich nie znajdą. Przy spadającym poparciu dla Prawa i Sprawiedliwości - wynik procentowy w 2011 roku w porównaniu do 2007 zmniejszył się o 2.22% - można być pewnym, że walka o miejsce na listach wyborczych będzie szła na noże.
Odejście dwóch posłów z czego jeden już wczoraj podpisał akces do Prawa i Sprawiedliwości nie jest praktycznie żadnym osłabieniem. Po Bartoszu Kownackim można się było tego spodziewać, ponieważ reprezentuje rodziny smoleńskie więc siłą rzeczy musiał przyjść do prezesa w worze pokutnym, klęknąć przed nim na grochu i ucałować w obie stopy, gdy nadarzyła się taka okazja żeby finansowe źródełko smoleńskie nagle nie wyschło. Temat odejścia z Solidarnej Polski dwóch posłów będzie zapewne przez kilka dni komentowany w mediach, dlatego ciekawi mnie jak bardzo będą musieli się sfajdać intelektualnie posłowie Prawa i Sprawiedliwości żeby przekuć porażkę w sukces, bo niestety ale "Zbyszki" nie wróciły.
Inne tematy w dziale Polityka