Mimo iż Soderbergh zarzekał się w wywiadach, że jego pragnieniem jest nakręcenie filmu obiektywnego, materiał, który widzowie mają okazję zobaczyć na kinowych ekranach, to czysta agitka pol
ityczna przypominająca socrealistyczne produkcyjniaki o „walce z wrogiem klasowym”.
Steven Soderbergh to cudowne dziecko amerykańskiego kina. Debiutanckie „Seks, kłamstwa i kasety video” zdobyło Złotą Palmę na festiwalu w Cannes w 1989 roku. Kolejne lata to zarówno sukcesy komercyjne, jak chociażby „Co z oczu to z serca” utrzymane w klimacie filmów Tarantino, jak i artystyczne poszukiwania („Kafka”, „Underneath” czy „Król wzgórza”). Przełom tysiącleci to udane połączenie kina komercyjnego i artystycznego, czyli obsypane Oscarami „Traffic” czy „Erin Brockovich”. Później przyszedł olbrzymi sukces komercyjny za sprawą trylogii o sympatycznych włamywaczach pod wodzą Danny’ego Oceana (w tej roli George Clooney). Soderbergh jednocześnie kręci ambitną, choć nieudaną ekranizację „Solaris” według prozy Stanisława Lema, postmodernistyczny „Full Frontal” czy stylizowanego na kino noir „Dobrego Niemca”.
Ukoronowaniem tej drogi była premiera dwuczęściowego filmu opartego na pamiętnikach Ernesto de la Serny, znanego jako Che. W zamyśle miało to być obiektywne, szerokie spojrzenie na postać „zawodowego rewolucjonisty” i ikony współczesnej lewicy i… popkultury. Ze względu na ogrom nakręconego materiału epicką opowieść podzielono na dwie, trwające po dwie godziny, części.
W tym miejscu pozwolę sobie na pewną dygresję dotyczącą wyboru bohatera recenzowanego filmu. Mój przyjaciel w rozmowie o tym filmie stwierdził, że lewicy ciężko w dzisiejszych czasach uzasadnić powstanie filmu gloryfikującego Lenina, Stalina czy innego Pol Pota. Zbyt wiele ujawniono prawdy o zbrodniach wyżej wymienionych dyktatorów, by obraz był wiarygodny dla widza. Film krytyczny nie cieszyłby się jednocześnie powodzeniem. Zostaje więc postać „szlachetnego rewolucjonisty” walczącego o „interes ludzi pracy”. Mimo obfitej literatury dotyczącej zbrodniczej działalności argentyńskiego guerrilla-mana, Che nadal cieszy się estymą wśród środowisk lewicowych na całym świecie.
Mimo iż Soderbergh zarzekał się w wywiadach, że jego pragnieniem jest nakręcenie filmu obiektywnego, materiał, który widzowie mają okazję zobaczyć na kinowych ekranach, to czysta agitka polityczna przypominająca socrealistyczne produkcyjniaki o „walce z wrogiem klasowym”. Pierwsza część filmu to opowieść o kubańskiej rewolucji. Czego to nie zobaczymy na ekranie! Che podczas walki odkładający karabin by opatrzyć rannego towarzysza. Che uczący kubańskich chłopów trudnej sztuki pisania i czytania. Ernesto jako zadumany intelektualista czytający książki podczas postoju w dżungli. Po prostu „Lenin w Poronienie”. Drugim wątkiem jest wizyta Guevary na forum ONZ w Nowym Jorku. Pojawiają się co prawda migawki Kubańczyków protestujących przeciw tej wizycie pod gmachem Narodów Zjednoczonych, ale głownie obserwujemy El Commendante podczas wygłaszania tyrad przypominających wywody towarzysza Wiesława.
Druga część filmu to opowieść o partyzanckiej walce w Boliwii. O ile pierwsza część opisana powyżej ma swoje tempo i – choć z trudem – da się ją obejrzeć (mimo zgrzytania zębami), to druga odsłona tej „epopei” jest nudna jak przysłowiowe flaki z olejem. Przez dwie długie, ciągnące się jak zużyta guma do żucia godziny obserwujemy Che wraz z grupą rewolucjonistów snujących się bezładnie po boliwijskich górach. Z miejsca na miejsce i z powrotem. Jedyna zaleta tych scen to kilka malowniczych widoków. Trochę mało, jak na sto dwadzieścia minut. Czary goryczy dopełnia nieprawdziwa, niezgodna z przekazem świadków, zmitologizowana, scena śmierci argentyńskiego pistolero. Jest to kolejny kamyczek do ogródka hagiograficznej biografii, którą otumania się ludzi od kilkudziesięciu lat. Całe szczęście, że film się wreszcie kończy.
Benicio del Torro, który wcielił się w role Che Guevary powiela stereotyp wykreowany przez media. Jest sztucznym namalowanym obrazkiem. Nie jest człowiekiem. Jest postacią ze zdjęcia. Smutne, że ten zdolny aktor dał się sprowadzić do tego poziomu. A może zrobił to w zgodzie z własnym sumieniem?
Najciekawsze jest to, że film ten nie wzbudził entuzjazmu ani krytyków, ani widzów. Wpływy w box Office w USA były mizerne (2 miliony $ wobec 70 mln kosztów produkcji). Film nie wzbudził też zainteresowania na festiwalach. Widocznie widzowie, wbrew temu, co się czasem sądzi, mają swój rozum i nie dadzą się ogłupić tanią (w tym przypadku zarazem dość kosztowną finansowo) propagandą. Dzieło Soderbergha to film na wskroś nieudany. Monotonny, bezpłciowy, nużący. Kolejnym zarzutem jest sposób przedstawienia postaci urągający prawdzie, hagiograficzny i wpasowujący się w rozpropagowany przez lewicę stereotyp. Nie tędy droga panie reżyserze.
Che, Part One (The Argentine) – 134 min (2008)
Che, Part Two (Guerrilla) – 131 min (2008)
Reżyseria – Steven Soderbergh
Scenariusz – Peter Buchman, Benjamin van der Veen na podstawie „Dzienników boliwijskich” Ernesto Che Guevary
Zdjęcia – Steven Soderbergh
Muzyka – Alberto Iglesias
Występują – Benicio del Torro, Demian Bichir, Rodrigo Santoro, Catalina Moreno, Joaquim de Almeida
www.koliber.org
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski.
Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo.
W naszej działalności dążymy do:
I Realizacji idei wolnego społeczeństwa.
II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym.
III Obrony suwerenności państwowej.
IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa.
V Rozwoju samorządności.
VI Poszanowania tradycji i historii.
VII Uznania szczególnej roli Rodziny
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki.
Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy.
Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura