Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber
129
BLOG

Karpiński: Parytety. Czy rzeczywiście są potrzebne?

Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber Polityka Obserwuj notkę 0

Przy okazji ubiegłorocznego Kongresu Kobiet Polskich rozgorzała dyskusja o wprowadzeniu parytetów na listach wyborczych. Aktywna działalność środowisk feministycznych zaowocowała stosownym projektem obywatelskim, który zyskuje coraz większe poparcie społeczeństwa i środowisk naukowych – swoją aprobatę wyrazili chociażby prof. Piotr Winczorek i dr Tatiana Chauvin.
 
Kilka tygodni później organizatorki kongresu dostały zaproszenie do Pałacu Prezydenckiego, by przedstawić swoje postulaty. Po spotkaniuSekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP, Ewa Junczyk-Ziomecka stwierdziła, że w opinii prezydenta "parytety mają szansę" i jeśli taka ustawa trafi na jego biurko, to Lech Kaczyński z pewnością ją podpisze. 
 
Z kolei po spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem, Henryka Bochniarz, prezydentPolskiej Konfederacji Przedsiębiorców Prywatnych Lewiatanpowiedziała, że szef rząd zadeklarował poparcie dla ustawy wprowadzającej parytety. Jak dodała prof. Magdalena Środa, była pełnomocniczka rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, Donald Tusk zaznaczył, iż optuje wyłącznie za parytetem, gdyż w innym przypadku, np. 30-proc. kwoty, mogłoby to być dla kobiet upokarzające.
 
Działaczka partii Zieloni 2004 stwierdziła: „Gdyby czekać, aż przyjdzie to naturalnie, to trzeba jeszcze jakichś 90-100 lat. Wszędzie na świecie, gdzie wprowadzono mechanizmy kwotowe, kobiety weszły do polityki. A pojawienie się kobiet w polityce sprawi, że zmieni się agenda problemów – kwestie socjalne staną się ważniejsze, nie będą marginalizowane tak, jak w tej chwili”.Wypowiedź ta głęboko podważa kompetencje i obiektywizm prof. Środy, zważywszy choćby na obecny projekt budżetu, który przewiduje wyższy nakład na wydatki socjalne (budzi to zresztą sprzeciw ekonomistów, szczególnie planowane dopłaty do kredytów mieszkaniowych) kosztem inwestycji, co wydatnie wpłynie na wzrost podatków i stopę bezrobocia. Notabene, jeśli polski rząd chce iść drogą Irlandii, to musi zrozumieć, że Zielona Wyspa stała się ucieleśnieniem cudu gospodarczego pod koniec lat 80' przede wszystkim dlatego, że zredukowała państwowy fiskalizm.
 
Dla uściślenia tematu warto dodać, że parytet to równy, 50-proc. podział na liście wyborczej czy radzie nadzorczej, zaś kwota – stosunek o każdej innej wielkości.
 
Wolna konkurencja – lepsza kadra
 
Zmiany legislacyjne wprowadzające parytet bądź kwoty stanowiłyby pogwałcenie wolnej konkurencji w polityce. Ludwig vov Mises pisał, że w gospodarce niechęć do liberalnej formuły rodzi się w emfazie rozżalenia nad własnym sponiewieranym losem, która pojawia się w tandemie z poszukiwaniami czegoś na kształt tzw. „sprawiedliwości społecznej”.
 
Warto zwrócić uwagę, że postulat wprowadzenia parytetów posiada rodowód środowisk etatystycznych, a więc odrzucających indywidualizm jednostki na płaszczyźnie zróżnicowań. I to nie tylko w aspekcie możliwości intelektualnych, ale także nabytego wykształcenia czy też cech polityczno-wolicjonalnych, które kształtują aktywność obywatelską począwszy od organizacji pozarządowych, na partiach politycznych poprzestając. W efekcie, opisywane środowiska chcą kreować rolę kobiety oraz, a jakże, mężczyzny (zwiększając liczbę kobiet w parlamencie, zmniejsza się liczbę mężczyzn) na fundamencie legislacyjnego podziału wedle kryterium innego niż merytoryczne. Narusza to wolność wyboru uczestnictwa w życiu publicznym – tym samym upośledza rozwój demokracji.
 
Wolna konkurencja, także w polityce, powinna być realizowana wyłącznie na drodze pracy, samokształcenia, samodoskonalenia podyktowanego ambicją partycypacji w polityce. Głęboką niesprawiedliwością jest natomiast ograniczanie dostępu do stanowisk publicznych (na razie miejsc w parlamencie) z uwagi na niezmienną, podyktowaną genetycznie płeć człowieka.
 
Ponadto rekrutacja prowadzona według innych przesłanek niż merytoryczne, obniża poziom kadry. Nie da się też ukryć, że forsowanie parytetów ubliża samym kobietom, wskazując, że tylko odgórne zapisy pozwolą im zaistnieć w polityce. Błyskotliwe kariery Margaret Thatcher, Hanny Suchockiej, Hanny Gronkiewicz-Waltz czy Angeli Merkel ośmieszają fantazmaty feministek.
 
Podobne wątpliwości wyrażają także badacze społeczni.Zdaniem dr. Jarosława Flisa, przywódcy partyjni w coraz większym stopniu panują nad tym, kto konkretnie z listy dostanie mandat, a w takich okolicznościach wprowadzanie kobiet, których nikt nie będzie wspierał, przysporzy prominentom kolejne narzędzie do ekspediowania z list osób o słabszym statusie w partii.Sugestia innej znanej socjolog, prof. Izabeli Bukraby-Rylskiej, także dewaluuje koncepcję parytetów: „Czyżby feministki uważały, że bezrobotny mieszkaniec osiedla popegeerowskiego ma większe szanse  w wyborach niż pani profesor z Uniwersytetu Warszawskiego?”
 
Wojna płci?
                                                                                                                    
Artykułowanie w tonie Orwellowskiej antyutopii wyimaginowanego konfliktu płci jest nasycone marksistowską filozofią, postrzegającą świat na płaszczyźnie dychotomii walki dwóch klas. Jest to konstatacja zupełnie niewytłumaczalna, by kobiety stanowiły jakąś spójną zbiorowość społeczna posiadającą własne, hermetyczne interesy, tożsame idee, które mogą zostać zrealizowane tylko i wyłącznie przez nie same. Czy można odnaleźć wspólny mianownik parlamentarnej działalności w politycznych życiorysach Joanny Muchy, Beaty Kempy i Joanny Senyszyn? Publicysta Piotr Kwieciński zwrócił uwagę, że ich polityka jest całkowicie zbieżna z aspiracjami partyjnych kolegów.
 
Nie jest zatem uzasadnione zabieranie głosu przez feministki w imieniu wszystkich kobiet w Polsce. Doskonałym przykładem kontestacji takiej retoryki jest Forum Kobiet Polskich, stowarzyszenie działające od 14 lat i zrzeszające 57 kobiecych organizacji. FKP zainicjowało akcję sprzeciwiającą się wprowadzeniu parytetów (parytety.pl). Pomysł ten zyskał już poparcie wśród osób dużego formatu, m.in. prof. Jadwigi Staniszkis. Jednak żadna z przedstawicielek FKP nie została zaproszona na Kongres Kobiet Polskich.
 
Jedna z organizatorek akcji, Monika Michaliszyn, w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” tłumaczyła pomysły feministek: „Parytet nie jest wcale neutralną propozycją, ale efektem walki o reanimację lewicy. W postulatach Kongresu Kobiet oprócz parytetu są idee, pod którymi nie podpisałoby się wiele kobiet, na przykład pełna laicyzacja szkół czy refundacja operacji zmiany płci przez państwo. Cała akcja parytetowa, jak również spora część jej liderek jest powiązana ze środowiskiem Krytyki Politycznej, albo szerzej z projektem Nowej Lewicy. Należy się tylko otwarcie do tego przyznać i przedstawić go jako projekt polityczny określonego środowiska”.
 
W tej samej rozmowie publicystka, filolog Liliana Sonik dodała: „Idea parytetów jest niemądra. Oznacza regres demokracji. Przecież demokracja opiera się na założeniu, że każdy człowiek ma identyczne prawa i równą godność. Lekarka i murarz, biedak i milioner mają równe prawo uczestnictwa w życiu publicznym, bo niezależnie od różnic statusu czy płci łączy nas wspólny los i wspólne cele. Parytet temu zaprzecza. I ustawowo dzieli ludzi na kategorie. Tymczasem nasze prawo oparte jest na prawach człowieka, a nie na prawach grup”.
 
Przeciwniczką wprowadzenia parytetów oraz systemów kwotowych jest obecna pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania kobiet i mężczyzn, Elżbieta Radziszewska, co dobitnie argumentowała w wywiadzie dla radiowej Trójki: „Żeby wprowadzić dobrą terapię, czyli zwiększyć odsetek kobiet w polityce, trzeba postawić diagnozę, dlaczego jest ich tak mało. Kobiety są mniej aktywne niż mężczyźni. Jest ich mniej na listach, bo jest ich mniej w partiach. (…) Cztery lata temu w moim okręgu wyborczym w Piotrkowie były dwa puste miejsca na liście. I nie mogliśmy znaleźć ani kobiet, ani mężczyzn, którzy chcieliby kandydować. Zabrakło nam 240 głosów i przegraliśmy mandat. (…) Jestem posłem 12 lat. I za każdym razem byłam liderką listy. Nie czekałam, aż ktoś mnie wskaże palcem. Tylko mówiłam wszystkim panom, że zasługuję na zaufanie. (…) Gdy kobiety w siebie uwierzą, przekonają do siebie wyborców. Bo z samej obecności na liście jeszcze nikt nie został wybrany. (…) Kobiety zawsze mają równe szanse w wyborach, bo nikt nikomu nie broni być aktywnym i wpisanym na listę wyborczą”.
 
Europa wcale nie kłania się parytetom
 
Postulat o wprowadzenia parytetów i kwot utrzymywany jest w tonie ostatnio bardzo popularnej retoryki, którą streszcza hasło: „bo tak jest w Europie”. Tymczasem ustawowy podział wprowadzono jedynie w siedmiu krajach Starego Kontynentu (Belgii, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Słowenii, Norwegii oraz Islandii), z których dwa nie należą do Unii Europejskiej. W Norwegii system kwot wyborczych został wprowadzony jeszcze w latach 70-tych XX wieku przez socjalistów. We Francji parytety wprowadzono w 2000 roku . W Hiszpanii od 2007 rokuna mocy ustawy o równym statusie mężczyzn i kobiet obowiązuje system kwotowy – liczba kandydatów jednej płci nie może być niższa niż 40 %, ani przekraczać 60%. Ogólnie, patrząc z perspektywy sukcesu wyborczego kobiet, efekt zwykle jest mizerny. Dla przykładu w słoweńskim parlamencie zasiada zaledwie 14 proc. kobiet (kwota 33 proc.), zaś we francuskim, gdzie ustanowiono przecież parytet – 18 proc. kobiet. Dla porównania, w polskim parlamencie – 16,5 proc, zaś w szwedzkim i fińskim, gdzie także nie ma parytetów ani systemów kwotowych – odpowiednio 47 i 42 proc.
 
Kwota w rządzie
 
Idealnym przykładem zgubnych następstw wszelkiego rodzaju odgórnych podziałów jest Waldemar Pawlak, który – co nie od dziś wiadomo – dzierży tekę ministra gospodarki oraz zaszczytną funkcję wicepremiera z przyczyn, delikatnie rzecz ujmując, dalekich od merytorycznych. Platforma Obywatelska, w imię porozumienia koalicyjnego z Polskim Stronnictwem Ludowym, była zmuszona rozstać się z choćby jednym istotnym resortem i pech chciał, że realizacją „liberalnego” programu gospodarczego PO zajął się przedstawiciel partii agrarnej. W efekcie, w rządzie znajduje się wicepremier, a zarazem minister, o którego istnieniu w gabinecie Rady Ministrów nikt nie chce słyszeć.
 
Nie oznacza to wcale, że minister gospodarki wywodzący się z PO nie byłby równie nieporadny jak Waldemar Pawlak, jednakże wypada wierzyć Donaldowi Tuskowi, że w przypadku objęcia samodzielnych rządów przez Platformę Obywatelską tekę ministra gospodarki powierzyłby doświadczonemu ekonomiście związanemu ze środowiskiem liberalnym, czyli (jak można było mniemać na podstawie wyborczych deklaracji) bliskim sercu niedoszłego Prezydenta. Chyba, że Donald Tusk faktycznie głęboko wierzy w kompetencje dwukrotnego premiera i byłby skłonny złożyć ciężar realizacji programu PO przedstawicielowi ludowców w imię ponadpartyjnych podziałów.
 
Zróżnicowanie pięknem i siłą, nie ciężarem
 
Wyraźniejsza obecność w życiu publicznym energicznych przedstawicielek wrażliwszej płci zwiększyłaby różnorodność polskiej sceny politycznej. Jednakże zmiany głęboko zakorzenionej obyczajowości powinny przebiegać na drodze naturalnych przeobrażeń uwarunkowanych obywatelską edukacją, a nie artyficjalnych rozwiązań legislacyjnych, stanowiących nic innego, jak dyskryminację pozytywną. Sukces wyborczy (przyjmijmy, że w łonie jednej partii, by zbytnio nie rozszerzać zagadnienia) posiada znacznie większą wartość, jeżeli został zbudowany na fundamencie nieskrępowanej, uczciwej rywalizacji (polityka ze swej natury nigdy nie gwarantuje tejże uczciwości, ale wszelkie ograniczenia automatycznie ją wypleniają), zaś blamaż w owej batalii oznacza, że dla takiej osoby nie ma miejsca w polityce.
 
W definiowaniu świata podział na grupy i zbiorowości społeczne jest bardzo przydatny, ale nie może być jedynym wyznacznikiem jego interpretacji. Zróżnicowanie społeczeństw nie powinno oznaczać, że miarą sprawiedliwości jest proporcjonalny podział w ciałach przedstawicielskich, państwowych spółkach czy prywatnych przedsiębiorstwach, gdyż każdy człowiek jest inny. Można oczywiście wskazać pewne prawidłowości, ale nigdy nie są one na tyle jaskrawe, zwłaszcza w obrębie jednego 40-milionowego kraju, by koniecznym było sięganie po skrajne rozwiązania. Dlatego też nie ma wystarczającego uzasadnienia, by kobietom, emerytom, homoseksualistom, osobom czarnoskórym, muzułmanom, niedowidzącym, widzom Polsatu, leworęcznym czy zakładającym rolkę papieru toaletowego od spodu ustawowo przyznawać ściśle określona liczbę miejsc w jakimkolwiek organie publicznym.
 
Adam Karpiński
 
----------------------------------------------
 
Tekstu ukazał się w ostatnim numerze Gońca Wolności.

 

www.koliber.org Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski. Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo. W naszej działalności dążymy do: I Realizacji idei wolnego społeczeństwa. II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym. III Obrony suwerenności państwowej. IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa. V Rozwoju samorządności. VI Poszanowania tradycji i historii. VII Uznania szczególnej roli Rodziny Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki. Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy. Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka