A car nasz, ojczulek – dobry. Niech inni ganią, a ja chwalę. A co mi tam. On wielki pan i myśli jego po wysokościach chodzą, inaczej niż nasze. Bo nasze, wiadomo, przy ziemi, kijaszkiem nie pogonisz, to i nie wzlecą. A nawet jak wzlecą, to zaraz spadną, takie to nasze myśli. Czasem tylko śni nam się goła Makarowa, a i to, po prawdzie, w cielistym gorsecie.
A car – mądry.
Najważniejsze, że przed anarchistami broni, podejść pod dom swołoczy nie pozwala, bo gdyby choć przez moment oczy zmrużył – to się i od anarchistów nie opędzisz. Ale knują, knują anarchiści i tak, wiem coś o tym. Ale co ja tam wiem… A co mi tam.
W zeszły piątek urzędnik przychodzi. – Więcej carowi dać musisz, Stiopa – powiada urzędnik. Dać zawsze można, jak się ma z czego, myślę. A urzędnik jakby w myślach czytał, bo uśmiecha się i przez ten uśmiech i wąs sumiasty do mnie prosto rąbie: – Ty się, Stiopa, martwić o nic nie musisz, bo jak nie masz, to mieć będziesz, a jak masz, no to masz, a pewnie i więcej ci się nadarzy.
Spodobało mi się, co urzędnik mówi, ale pytam nieśmiało: – A jak to będzie, że będę miał? Urzędnik już się nie uśmiechał, tylko rzucił słówko jak złotego rubla: – Głupiś, Stiopa. Jak mówię, że będziesz miał, to będziesz i już!
I poszedł sobie. Kołysze się urzędowa czapka za słonecznikami, chmury bodzie, słoneczniki falują jak morze, a czapka niby łódka przez fale żółte płynie, a ja myślę tak: źle nie jest, bo choć nie mam, to przecie sam słyszałem, jak cara wysłannik mówi: „Będziesz miał, Stiopa”.
Przychodzi za dwa dni urzędnik carski i pyta: – Masz oszczędności jakie, Stiopa?
Człek ze mnie, nie chwaląc się, przebiegły, więc mówię: – Nie mam, panie. – To daj – mówi urzędnik. Jak tak, to tak. Garniec wyciągam, tyle com z gliny go zdołał rękawem obetrzeć, a już się w dłoniach wypielęgnowanych urzędnika carskiego znalazł. – Głupiś, Stiopa, ale nie całkiem – powiada urzędnik. Wyrozumieć tego nie mogłem, bo zdawało mi się, że albo kto głupi do imentu, albo w ogóle. A tu słyszę: nie całkiem. – Nie całkiem głupiś, bo tych kilka rubelków dałeś. A jakbyś nie dał, to by ci anarchiści wzięli. A tak, Stiopa, to nie wezmą.
Oczy mi się otwarły: pół ze zdumienia, a pół na tę wielką prawdę, bo co racja, to racja.
Niedługo potem ukaz carski w świat poszedł, że nawet jak kto głupi, to nie głupi. Lepiej się poczułem, jakiś taki tęgi bardziej w sobie, lepszy.
Częściej zaczął bywać urzędnik carski we wsi. Ot, choćby wczoraj, na placu omłotowym nas zebrał i pismo od cara odczytał. Piękne pismo, z miłości do ludu płynące. Jest dobrze, car pisze, a nawet bardzo dobrze, ale jeszcze lepiej by było, gdyby nie anarchiści, którzy żadnej innej roboty poza knowaniem nie znają, a kłodę rzucić pod nogi to dla nich jak dla innego splunąć. I tu splunął urzędnik carski, rzeczywiście z łatwością.
Przeczytał potem, jakich niegodziwości by się anarchiści dopuścili, gdyby tylko – uchowaj Boże! – jakimś trafem się tutaj znaleźli. Aż się włos na głowie zjeżył.
Wasyl trochę się dziwował, jak to jest, że nam tak ci anarchiści zagrażają, skoro nikt żadnych anarchistów nie widział, ale podziwował się, podziwował i przestał. Formalności z przyznaniem mi obory Wasylowej żadnych nie było, a kuzyn z Krasnojarska jakiś czas później powiadał mi, że Wasyla widział, i że żyje mu się lepiej.
Nam takoż żyje się lepiej, dba o nas car, ojczulek nasz najmilejszy, otyłości w narodzie nie ma, duch zdrowy, ciała gibkie od rzepy się zrobiły. I zmiany są, a to najważniejsze, żeby w życiu był ruch. Iwanowego syna w rekruty wzięli, ale zawsze to lepiej, niż by miał do anarchistów przystać i knować. Puścili go zresztą wkrótce, wrócił do nas zmężniały, choć bez jednej nogi. Wiedział Bóg, co robi, ludziom parzystość dając.
Żeby czujności nie stracić i na przyjście anarchistów być gotowym, przebrałem babkę Anastazję za anarchistę. Protestowała na początku, a jakże, krzyk podniosła, rwetes się zrobił, alem z bukiem babkę wokół stodółki przegnał, to i później bardzo wiarygodnie anarchistę odgrywać się nauczyła i nawet sama brodę z capiego ogona sobie teraz dokleja. A knowa, ludzie wy moi, knowa ta babka Anastazja jak jaki, nie przymierzając, Bakunin!
Dobry nasz car, ojczulek. Narzekać nie można. Od narzekania tylko się w głowie mąci i myśli niedobre, anarchistyczne nie daj Boże, we łbie kiełkują. To już goła Makarowa lepsza. A jak nie można narzekać, to znaczy, że chwalić trzeba. To i chwalę, pewnie… Dobry nasz car, ojczulek. A co mi tam…
Inne tematy w dziale Rozmaitości