strof strof
725
BLOG

Petroniusz dyktuje

strof strof Rozmaitości Obserwuj notkę 18


 

Żyliśmy tu i ówdzie i tak jak się dało.

Nic w nas nie zasłużyło na miano „doskonałość”.

Tunika była tkana na pokurczy miarę.

Taki los: ni w nagrodę, ani też za karę.

 

Patrzyliśmy jak burza rozrywa niebiosa,

Bardziej doglądając, aby pieśń miłosna

Miała wyrazisty rytm i błysk jedwabiu.

I sen ten, trzeba przyznać, nigdy nas nie zawiódł.

 

Przychodził, kiedy trzeba. Kleił zgasłe oczy.

Księżyc wschodził nowy. Świat bez nas się toczył.

Uważać trzeba było, by nie zgasnąć w sobie,

Kontemplując horyzont odziany w żałobę.

 

Lecz i na to się rychło znalazło lekarstwo,

Odkładane przez lata wciąż warstwa za warstwą,

Aż powstała skorupa. Popioły wystygłe.

Nie jest chlubą bezczynność, ale też nie wstydem.

 

Powstawały fortuny, umierały duchy.

Po zjawie nikt nie płacze. To sprawa kostuchy.

Lecz któż o śmierci myśli, ciało widząc młode?

Tylko przez to, że żyjesz, czekasz na nagrodę.

 

Znosiliśmy z godnością rządzących kaprysy,

Bardziej od sztyletów ceniący napisy

Na sypiącym się murze – nawet tu spóźnieni.

Twarz poorzesz bruzdami, ale dat nie zmienisz.

 

Upadały idee, wyła wojna wilcza

Tuż pod bokiem posągów. Ale marmur milczał.

Donosili posłańcy o kolejnej rzezi.

Zasada wzajemności. Krew w kolorze miedzi.


Tak czy owak, historia dotknęła nas lekko:

Ot, muśnięcie niewarte, by stać się piosenką

Choćby. (Teraz zresztą, trzymając kieliszek,

Wiem: o innej formie nikt tu nie chce słyszeć).

 

Jednak jestem spokojny. Nie istnieję – niemal –

Zatem nie mnie historia wbije w piersi medal.

Promyk trucizny słońca zabarwionej mleczem

Przetnie martwą skórę skażoną powietrzem.

strof
O mnie strof

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Rozmaitości