Tomasz Sulima Tomasz Sulima
901
BLOG

Patron z dziejowego przymusu

Tomasz Sulima Tomasz Sulima Społeczeństwo Obserwuj notkę 11

Choć od "afery" wokół szkoły podstawowej w Narewce (powiat hajnowski, woj. podlaskie) i jego "kontrowersyjnego" patrona minęło już trochę czasu, chciałbym na jej przykładzie zaprosić państwa do rozważań na temat roli organów państwa polskiego oraz mediów w generowaniu waśni, atmosfery zagrożenia i kreowania wyobrażeń, które mają realizować politykę historyczną, choć są oderwane od rzeczywistości.

Narewka to niewielka, przed wojną żydowsko-polsko-białoruska, dziś już tylko polsko-białoruska mieścina na skraju Puszczy Białowieskiej. Zgodnie z wynikami spisu powszechnego gminę Narewka w 47,3% zamieszkuje mniejszość białoruska. Od 2009 roku w oficjalnych kontaktach z urzędem gminy miejscowi porozumiewają się językiem białoruskim jako językiem pomocnicznym. W Guszczewinie pod Narewką w 1928 roku urodziła się Danuta Siedzikówna ps. "Inka", słynna sanitariuszka V Brygady Wileńskiej AK, po 1945 roku poakowskich organizacji.

33 lata przed "Inką" w Zabłotczyźnie, po drugiej stronie Narewki, urodził się Aleksander Wołkowycki, Białorusin i twórca miejscowego szkolnictwa. Co łączy obie postacie? Dwa najważniejsze fakty. 17 kwietnia 1945 roku podczas ataku na miasteczko 1 szwadronu Zygmunta Błażejewicza "Zygmunta" i 4 szwadronu Mariana Plucińskiego "Mścisławia" z V Wileńskiej Brygady AKO pod dowództwem Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" Wołkowycki został zabity. Drugi fakt jest taki, że od kilku lat patriotyczne środowiska funkcjonujące poza gminą Narewka i regionem, starają się o zmianę patrona szkoły podstawowej, którym od 1963 roku jest właśnie Aleksander Wołkowycki. Nowym patronem te organizacje chciałyby ogłosić "Inkę". Zgodnie z obecnie panującą polityką historyczną. Wbrew pamięci historycznej mieszkańców oraz ich woli.

Ostatecznie, ku niedowierzaniu środowiska patriotycznego oraz regionalnych mediów, patrona zmienić się nie udało. Na nic się zdały pikiety pod Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku, publikacje na blogach oraz dziesiątki listów i e-mailów wysłanych do dyrektora szkoły. Okazało się, że ani dyrekcja, ani rodzice, ani radni gminy Narewka nie dostrzegli kontrowersji w życiorysie patrona szkoły. O co oskarżany jest Wołkowycki? I tu trzeba podzielić oskarżenia na fakty oraz pomówienia publikowane na internetowych blogach, co ciekawe obficie cytowane przez dziennikarzy TVP Białystok. Faktem jest iż Aleksander Wołkowycki był sekretarzem gminnej komórki PPR w Narewce. Był też członkiem Komitetu Białoruskiego, który "kolaborował" za okupacji niemieckiej. Nie ma żadnych dowodów na to, że był agentem Gestapo i NKWD oraz na to, że wydał matkę Danuty Siedzikówny.

Sam Wołkowycki - jak twierdzi jego rodzina i białoruscy historycy - od młodości chciał być nauczycielem. Nie było mu dane utworzyć szkolnictwa białoruskiego w II RP, ponieważ nie było takiej woli politycznej. Okazja nadarzyła się podczas okupacji. Elementem antysowieckiej walki III Rzeszy ze Związkiem Radzieckim było stworzenie struktur państwa białoruskiego, wsparcie dla prześladowanej Cerkwi prawosławnej, kultury, edukacji i życia społecznego dla narodu białoruskiego, które miało zdobyć przychylność Białorusinów i zmniejszyć ilość sympatyków komunizmu. Wołkowycki zrealizował swoje edukacyjne plany, bo mógł. Kontynuował pracę na rzecz białoruskiej oświaty za sowietów, ponieważ ci również mu pozwolili.

Wołkowyckiego "zlikwidowano" ponieważ - jak podaje się w notatce dowództwa brygady - był "organizatorem komunistycznym". W przeświadczeniu większości mieszkańców Narewki Wołkowycki zginął ponieważ chciał uczyć białoruskiego. Historyk IPN z Białegostoku Piotr Łapiński odnalazł w jednej z prac magisterskich sensacyjne dla niego świadectwo zapisane w rodzinie tego białoruskiego nauczyciela twierdzące iż wolałby pracować dla Białorusi aniżeli Polski. Biorąc pod uwagę powojenną politykę wojewody białostockiego Stefana Dybowskiego, który nie chciał u siebie Białorusinów (region opuściło po wojnie 38 tys. z nich), intencje Wołkowyckiego zdają się być zrozumiałe.

Białoruski historyk z Białegostoku Oleg Łatyszonek poddaje w wątpliwość typowo komunistyczne nastawienie Wołkowyckiego. Tłumaczy, iż białoruskie idee narodowe, czego częścią jest białoruskojęzyczna edukacja stała w sprzeczności z kolektywistyczną, internacjonalną ideologią komunizmu. Tłumaczy, że sowieci szczególnie mocno prześladowali właśnie takich "narodowych Białorusinów". Mimo usilnych starań, białostocki oddział IPN po dwóch latach poszukiwań nie doszukał się dowodów na to, że Wołkowycki był agentem Gestapo i NKWD. Ku ich rozpaczy ten fakt potwierdza teorie białoruskiego historyka, który - czego państwo z pewnością nie wiecie - jako solidarnościowiec był w stanie wojennym internowany. Aleksander Wołkowycki pozostał patronem szkoły w Narewce, bo tego chciała lokalna społeczność. Ta nie odbierała go jako komunistycznego ciemiężyciela.

Atmosfera w której obecnie przychodzi nam żyć, przypomina mi czasy polowania na czarownice. Na początku są emocje - krzywda narodu z powodu sowieckiej okupacji, skądinąd słuszna. Emocje materializują się po roku 1989, gdy już w nowej Polsce konstruuje się nowy rodzaj polityki historycznej, która kanalizuje owe emocje. W ostatnich latach uwidacznia się to w dość histeryczny sposób, czego przykładem jest "afera" w Narewce. Sprawę najchętniej komentują ludzie, którzy nigdy w Narewce nie byli i nie mają pojęcia na temat narodowościowej struktury regionu.

Podam dwa przykłady instytucji realizującej politykę historyczną państwa polskiego i kanalizującą społeczne emocje. Pierwszym jest Instytut Pamięci Narodowej. Organ de iure naukowy miał się zająć rewizją powojennej historii Polski czyli dekomunizacją, de facto zajął się budowaniem mitologii wokół żołnierzy poakowskich organizacji zbrojnych, czyli Żołnierzy Wyklętych.

Co historyk IPN uważa za jeden z zarzutów pogrążających Wołkowyckiego? Kwit zbrojnego podziemia, które samowolnie, wbrew decyzji dowództwa AK, postanawia walczyć dalej, a jej żołnierze w jednym ręku ucieleśniają władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Zapisano w notatce "organizator komunistyczny", więc zabity musiał nim być. Kolejnym, wspomnianym wcześniej, argumentem historyka IPN jest fragment pracy magisterskiej z cytatem-opinią kuzyna Wołkowyckiego.

Bez wątpienia celem Instytutu Pamięci Narodowej w tej konkretnej sytuacji nie jest odkrycie nieznanych kart historii, a "pomoc" patriotycznym organizacjom spoza gminy Narewka w zmianie patrona szkoły - bo takie są priorytety polityki historycznej. A więc szukają, być może jeszcze dziś, kwitów, które Wołkowyckiego pogrążą. Ich priorytetem jest "zainstalowanie" w szkole nowego, "słusznego" patrona, wbrew woli mieszkańców. Podobnie zrobiono kilka lat temu na Podhalu z Józefem Kurasiem "Ogniem" gdy IPN całkowicie zignorował wolę nie tylko mieszkańców, ale i żołnierzy AK, którzy tego bohatera mają za bandytę. Bo tego wymagała od nich polityka historyczna i polska racja stanu. W obu z wymienionych przypadków Instytut milczy na temat politycznych poglądów żołnierzy NZW czy NSZ, który można streścić jako "narodowy katolicyzm". Pomija się fakt, iż w Narewce ginęli Białorusini, a na Podhalu Słowacy. Bo tego wymaga polityka historyczna i polska racja stanu. Prościej się buduje mit bez odcieni, a zatem wszystkich wrogów Niezłomnych najprościej jest wrzucić do jednego worka z napisem "komuniści".

Emocje ciemiężonego narodu materializują się po 1989 roku również w mediach. Dziennikarzom TVP Białystok, którzy zrealizowali kilka materiałów na temat szkoły w Narewce wystarczyły wpisy na blogach jak ten (a były tam z formalnego punktu widzenia również pomówienia) i pikiety garstki osób pod Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku. Podkreślają iż "czasy się zmieniają, więc pora na zmianę patrona". Czy obchodzi ich zdanie mieszkańców? Pozostawiają wrażenie, że wytykają im brak "historycznego zaangażowania w sprawę", bo ci nie chcą "Inki". Media w służbie polityki historycznej. Przypominają mi się czasy słusznie minione gdy ludzie z telewizorów otrzymywali komunikat jak mają żyć i co sądzić.

IPN do spółki z mediami buduje mit Niezłomnych, rozpychając nim te miejsca, gdzie mit kuleje. Tworzy się legendy jak to, że Aleksander Wołkowycki miał wydać matkę Siedzikówny. Istnieje lista nazwisk osób w to zaangażowanych, ale wśród nich nazwiska patrona szkoły nie ma. Pozostaje żałować, prawda? Bo byłaby taka piękna historia "zwycięstwa dobra nad złem", gdy zły Białorusin ginie z rąk oddziału dobrego "Łupaszki", a córka mści śmierć matki. Ale rzeczywistość to nie są legendy i mity, przynajmniej jeszcze nie teraz. Za kilka dekad te "urban legends" - co konstatuję ze smutkiem - wylądują w naukowych książkach, przewodnikach, a kto wie - może i w podręcznikach. Słyszycie państwo ten chichot Orwellowskiego "roku 1984"?

Nie podoba mi się budowana w Polsce atmosfera. Odczuwam ją osobiście również tutaj, na Salon24 i jako radny otrzymując anonimowe donosy. Nie obwiniam tych z państwa, którzy nie są w stanie zrozumieć moich intencji i reagują agresją. Żałuję, iż jesteście państwo manipulowani przez otoczenie, również media. Rozumiem was, bo podobnie jak Wy, ja również chcę dekomunizacji - ale na miły Bóg! - nie kosztem niewinnych ludzi. Zdaję sobie sprawę ile naród polski wycierpiał od sowieckiego okupanta i ile w was tej goryczy pozostało. Niechętna postawa władz Federacji Rosyjskiej wobec bolących Polaków spraw z przeszłości tu nie pomaga.

W Polsce narasta wrogość, podejrzliwość, lata sowieckiej propagandy, które zbrojne podziemie nazywały wyłącznie "reakcyjnym podziemiem", też robią swoje. To świetna pożywka dla atmosfery linczu, której jestem świadkiem. Ale życie i historia mają swoje odcienie i choć odbieramy je w sposób uproszczony, są to zjawiska o charakterze złożonym. Domagając się dziejowej sprawiedliwości poprzez zmianę patrona szkoły możemy popełnić błąd. "Mieliśmy patrona z woli ludu, a będziemy mieli z dziejowego przymusu". Rewizyjność polityki historycznej odwraca tę myśl wmawiając nam, iż Wołkowycki był wybrany z przymusu, a dzisiaj to lud chce zmiany. A przecież to nieprawda, jest dokładnie na odwrót! Szkoda, że tak niewielu z nas to dostrzega.

Poniżej materiały filmowe:




 

Postanowiłem pisać o Żołnierzach Wyklętych. Nie o micie podtrzymywanym dziś przez większość środowisk i mediów. Chcę pisać o niewinnych ofiarach Niezłomnych, ponieważ nikt się za nimi nie wstawia. Również dlatego, że radni miasta Bielsk Podlaski w 2002 roku ufundowali pomnik na grobie niewinnych ofiar 3. Wileńskiej Brygady NZW. Zapraszam do merytorycznej dyskusji i bez osobistych wycieczek pod moim adresem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo