...czyli poniekąd pociąg do wina, a jednak w tym przypadku wino zdaje się trafia jedynie jako składnik potraw.
Dłuższy czas chodzi mi coś po głowie (nie mówię tu o istotach nożnych ani łupieżu) i jakoś wyjść z niej nie może. Czas taki dziwny nastał, że wskazówki pędzą, ale nie zostawiają minut ni sekund życia - a co dopiero godzin. Mija tak moment za momentem, chwila za chwilą i kolejna pełnia i następny uśmiech słońca lub mycie twarzy chłodnym prysznicem z chmur (dobrze, że nie z drzew, bo tutaj raczej trzeba by było wskoczyć pod kran po powrocie do domu). Bzdury, bajdurzenie, chęć napisania czegoś, ale jakoś wszystko do innych rzeczy podobne i nic spod piór z paznokciami nie wychodzi.
Chciałoby się może porysować, pomalować... czas na marudzenie poświęcony jednak się wydłuża i już nie starcza czasu nawet by blok rysunkowy wyjąć, choć ponoć wystarczyłoby na to kilka sekund. Jak już się blok wyciągnie, to ciężko sięgnąć po ołówek czy cienkopis, a znaleźć temat to już istna masakra (piłą mechaniczną - jakby ktoś nie wiedział). A jak już się znajdzie na to czas i temat do rysunku... to się okazuje, że trzeba już wyjść z domu i jechać do przedszkola. O! Albo obiad zrobić na którego zupełnie nie ma weny - przepis znaleźć, składniki wygrzebać z czeluści lodówki przepastnych...i co? I autobus uciekł. Heh... a żeby to jeden. Gdzie tam... z dziesięć.
No i to by było na tyle wywodów korkociągowych bez trunku ;)
Wybaczcie ewentualne błędy językowe i ortograficzne. Moja pamięć fotograficzna z racji zbyt dużego spędzania czasu przed komputerem i z ludźmi o charakterze dysleksyjnym, zapamiętuje różne rzeczy również te, które nijak są poprawne ;)
Pozdrawiam :)
Susełek