Mężczyzna bez... hm... tego, co znoszą kury... nie jest w świecie muzyki żadną nowością. Wręcz przeciwnie. To nawiązanie do bardzo starej - aż chciałoby się powiedzieć: "odwiecznej" - tradycji kastrowania, by publika mogła się dłużej napawać pięknym, wysokim, nie skażonym mutacją głosem. Tradycji dziś uchodzącej za barbarzyńską, stąd już nieco zapomnianej. I dlatego, dla co bardziej zapominalskich, niosącej "powiew świeżości".
"Kobieta z brodą" też nie jest w świecie rozrywki niczym nowym. To kolejny element "odwieczności". O ile jednak słuchanie śpiewu operowego kastratów było raczej rozrywką elit, o tyle "kobiety z brodą" występujące na jarmarkach to rozrywki typowo plebejskie. Nie uważane były nigdy za kulturę wysokich lotów. Dziś, w dobie egalitaryzmu, zaproszone zostały na salony europejskie.
Kreacja sceniczna polegająca na przebieraniu się mężczyzn w kobiece ciuszki to jeszcze jeden element naszej odwiecznej tradycji. A nawet "odtysiącleciej", biorąc pod uwagę, że teatr europejski wywodzi się z teatrów starożytnej Grecji, z ich zakazem występowania kobiet na scenie. Podobnie, jak w tradycyjnym japońskim teatrze kabuki, to mężczyźni grali role kobiece.
"Przebieranki" mężczyzn za kobiety nie zniknęły z rozrywki wraz z upadkiem starożytnej Grecji. Dalej bawiły one publiczność. I tę mniej wybredną, oglądającą na jarmarkach sztukę wędrownych komediantów. I tę bardziej wybredną, gdy Elżbieta I Tudor wraz ze swym dworem bawiła się oglądając przygody sir Johna Falstaffa w szekspirowskich "Wesołych kumoszkach z Windsoru". Nie mówiąc już o tym, że w teatrze elżbietańskim to mężczyźni wcielali się w postaci kobiece.
Od "przebieranek" nie stroniła również najmłodsza, X Muza. Przypomnijmy sobie choćby, jak bawiła nas "Tootsie" z Dustinem Hoffmanem... Wzruszał Robin Williams w "Pani Doubtfire"... Wzruszał i bawił niezapomniany Patrick Swayze wraz z Wesleyem Snipesem i Johnem Leguizamo w "Ślicznotkach"... Bawił i zmuszał do refleksji nad surową, peerelowską rzeczywistością Wojciech Pokora w "Poszukiwanym, poszukiwanej".
Tony'ego Curtisa i Jacka Lemmona w "Pół żartem, pół serio" nikt nie musi sobie przypominać, bo ich wszyscy pamiętają.
Mając to wszystko na uwadze - czyż możemy się dziwić, że wczorajszy konkurs Eurowizji wygrał mężczyzna w repertuarze i ubraniu divy operowej, śpiewający wysokim głosem? kobieta z brodą?
Czy może zaskakiwać, że "pan Kiełbasa został doceniony przez publiczność: Niemiec (1), Finlandii (1), Armenii (2), Azerbejdżanu (3), Francji (2), Gruzji (2), Grecji (2), Węgier (2), Irlandii (3), Izraela (2), Włoch (2), Malty (1), Norwegii (2), Portugalii (1), Rumunii (2), Rosji (3), Słowenii (1), Hiszpanii (2), Szwecji (1), Szwajcarii (1), Holandii (1) i Wlk. Brytanii (3)"?
Dziwić może jedynie uznanie - wzorem cytowanej przeze mnie Blogerki - kreacji pana Thomasa Neuwirtha za "dziwoląga". Pan Thomas Neuwirth nie epatuje nas dziwnością. Przeciwnie - pod płaszczykiem nowości odwołuje się do utrwalonych w naszej kulturze tradycji.
Ta tradycja sprawia, że patrząc na występującego na scenie artystę w gruncie rzeczy nie widzimy w tym występie nic szokującego.
Nowością jest jedynie dorabianie do tej rozrywki ideologii. Nawoływanie nas do tolerowania czegoś, co przecież tolerujemy. Od setek lat, a nawet tysiącleci. Co więcej - bawimy się przy tym.
"Europa zdała egzamin" - powtarzano na różne sposoby po ogłoszeniu wyników. Przepraszam bardzo, a ten egzamin to z czego? I do czego upoważnia? To nie kpina, tylko poważne pytania. Bo przecież nie był to egzamin z tolerancji, skoro tolerancja dla takich kreacji scenicznych kwitnie w Europie od wieków.
A sam występ pana Thomasa Neuwirtha? Podobał mi się. Nie był rewelacyjny... gdyby chodziło tylko o zaśpiewanie nastrojowej piosenki mocnym, głębokim głosem, wygrałaby Szwedka... ale był to jeden z lepszych występów na konkursie Eurowizji.
Broda u osoby w damskiej sukni nie raziła mnie nic a nic. Raziła mnie - i to bardzo mocno - przesada w "kobiecych" gestach. Swoiste "małpowanie", odbywające się głównie poza sceną, zanikające w czasie samego występu, gdy artysta zajęty był śpiewaniem. Nachalna próba epatowania kobiecym sex appealem, którego w tej postaci ani grama nie było.
No, ale - jak powiedziano w "Pół żartem, pół serio" - nikt nie jest doskonały...
O, przepraszam! Jest.
Eugeniusz Bodo śpiewający o kobiecej broni.
Inne tematy w dziale Kultura