Od jakiegoś czasu widzimy, dzięki pojawiającym się co jakiś czas tekstom, kolejne fragmenty sporu, debaty, czy jak to inaczej nazwać, pomiędzy zawodowymi dziennikarzami a blogerami, sporu, debaty, czy jak to inaczej nazwać, o równouprawnienie przekazu zawodowego dziennikarza i blogera. Co jakiś czas jak fala magmy wulkanicznej przy kolejnym wybuchu pojawia się kolejny tekst na ten temat, w odpowiedzi pojawia się następny i tak w kółko. Najciekawsze jest to, że obie strony sporu, debaty, czy jak to inaczej nazwać nie są przekonywalne w żaden sposób do racji strony przeciwnej. Moim zdaniem cała ta historia jest biciem piany na temat zastępczy – to, że blogerzy stali się równoprawnymi uczestnikami obrotu informacyjnego jest faktem i żadne mękolenia i rozpacze dziennikarzy zawodowych już nic nie pomogą. Zresztą w mojej opinii zawód dziennikarza też już ma się ku końcowi, zawód w dotychczasowej formie. Jakiś czas temu Igor, przy okazji sprawy z Rutkowskim w TVN ponarzekał na kondycje mediów i dziennikarzy, wołał, że chyba zmieni zawód, teraz Kłopotowski powyklinał na chamstwo w necie – ależ Panowie, obu Was lubię i szanuję, ale wydaje mi się, że „spóźnione żale, daremne złorzeczenia” – media telewizyjne i prasa taka jak ją znaliśmy do dzisiaj, a zatem i zawód dziennikarza jaki znamy do dzisiaj, przykro mi to mówić, ale niestety trzeba się z tym pogodzić – idzie do piachu, a i publiczność nie specjalnie płacze z tego powodu. Po pierwsze dlatego, że mało to ludzi obchodzi, a po drugie – ci których to obchodzi, cała ta kwestia mediów, raczej się cieszą z tej zmiany niż jej żałują.
Od czasu pojawienia się Internetu było wiadomo, a ściślej od momentu gdy nauczono się budować systemy zarządzania treścią i wiązać je z kontentem multimedialnym było wiadomo, że tradycyjne media będą musiały ustąpić, zniknąć. Kiedy się to pojawiło w Polsce? Ano wtedy gdy w ATM Internet Komercyjny w Polsce, przemienionym w firmę ATOM SA zrobiliśmy system do kreowania usług internetowych za pomocą interfejsu webowego ATOMGate, a prawie równocześnie zrealizowaliśmy pierwszą w Polsce profesjonalną, stałą transmisję programu radiowego online w oparciu o streaming RealAudio i serwery SiliconGraphics. A stacją radiową, dla której to zrealizowaliśmy było Radio Maryja. I był to rok 1998. Nie RMF, nie Radio Zet, ale Radio Maryja. Tamte stacje zrobiły swoje streamingi jakieś trzy , cztery miesiące później. Byłem pomysłodawcą i project managerem tego przedsięwzięcia i dokładnie pamiętam, że przy dobieraniu technologii do projektu nagle zorientowałem się, ze mamy tu do czynienia z prostą, a nieograniczoną skalowalnością – tylko od wydajności maszyn (a Silicony w owym czasie to były prawie superkomputery – najwydajniejsze stacje graficzne i dlatego poszły do tego projektu), tylko od wydajności maszyn i przepustowości łącz zależy, czy będzie transmitowane audio i w jakim bitrate i video – z jaką rozdzielczością. Tak więc już wtedy, dla każdego, kto miał jakie takie pojęcie było wiadomo jak to się skończy.
Nieco później wymyślono mechanizm forum internetowego (najlepsze w tamtym czasie było (niestety czy o dziwo) na gazeta.pl, zaraz potem – pojawił się Wordpress w doskonalszej formie i chwilę później platformy blogowe – blox na GW i blogspot i tak dalej. Od tego momentu było wiadomo, że słowo pisane, czyli prasa też musi przejść do Internetu.
Na to wszystko należy nałożyć jeden czynnik, który właśnie jest przyczyną sporu o którym pisałem wcześniej, sporu pomiędzy zawodowymi dziennikarzami a blogerami – niezwykle niska bariera wejścia na rynek publikacji. Dzisiaj, można zaistnieć publikując (nie wnikając w to, czy ma się coś sensownego do powiedzenia) właściwie za darmo lub ponosząc niewygórowane koszty. Nie ma bariery wydawcy kwalifikującego teksty do druku i wpuszczającego je w maszynkę wydawniczo dystrybucyjną, albo jakiegoś redaktora mówiącego – to publikujemy, a to nie, to nadajemy, a to do kosza. Te czasy się skończyły i to w wielu mediach równocześnie – prasę publicystyczną wypierają blogi, to samo dotyczy programów publicystycznych, sektor general news zostaje zastępowany i przez blogi i przez portale typu Onet, które przejęły rolę dawnej żółtej prasy. Agencje prasowe usiłują się dostosować do zmienionej rzeczywistości tworząc serwisy tematyczne i pakiety multimedialne, ale na razie różnie im to wychodzi, najlepiej jak na razie radzi sobie z tym Associated Press i France Presse oraz DPA.
I w tym wszystkim muszą się jakoś znaleźć dziennikarze, którym, w ciągu dekady zawód po prostu zmienił charakter. Za życia jednej generacji z ludzi, którzy wyszukiwali informacje, podawali ich interpretację lub tylko oświetlenie z wielu stron, przy równoczesnym nabożnym stosunku publiczności do nich – stali się takimi samymi użytkownikami Internetu publikującymi w necie jak wszyscy inni i w dodatku ich teksty mogą być natychmiast publicznie kwestionowane i oceniane przez czytelników! Inaczej niż było do tej pory, gdy „listy do redakcji” ukazywały się po starannej selekcji i tylko od klasy ludzi prowadzących gazetę zależało, czy umieszczą na swoich łamach teksty wobec nich krytyczne. To wszystko zmieniło kondycję tego zawodu, do czego trzeba dodać specyficznie polskie warunki wynikające z oligarchicznego ustroju Polski, powstałego na skutek „transformacji” (to słowo jest zaiste kluczem do wielu zjawisk w Polsce po 1989 r.). Otóż, nie wchodząc w szczegóły biograficzne, o których ostatnio głośno – w zawodzie dziennikarza znaleźli się ludzie których rodziny, nazwijmy to tak, wiele zawdzięczają Polsce Ludowej, i w dodatku zrobili jak na polskie warunki zawrotne kariery. Czy wynikało to z pozycji rodzinnej czy osobistych zdolności każdy może rozstrzygnąć patrząc na ich wytwory, lecz faktem jest że istnieje dziwne zjawisko nieadekwatności jakości produkcji dziennikarskich do pozycji w hierarchii którą ktoś zajmuje w polskich mediach – eufemistycznie to nazywając. Oczywiście jest to całkowicie nie mieszczące się w aksjologii którą za sobą niesie Internet – dlatego, że w tradycyjnych mediach wypromowanie kogoś wiązało się z decyzją jakiegoś gremium, przynajmniej redaktora naczelnego, podczas gdy w mediach internetowych czyjaś popularność zależy bardziej od samego twórcy i jakości jego produktów niż decyzji jakichś jaśnie oświeconych. Tu natychmiast powyższe zdanie zostanie zakwestionowane przez czytelników poprzez przytoczenie kwestii zwijania notek przez redakcję S24 i prowadzenie w ten sposób jakiejś polityki wobec autorów. Nie wiem na ile ta polityka wynika z obawy przed wpadnięciem przedsięwzięcia biznesowego jakim jest S24 w czarny wór poglądów nazywanych przez jaśnie oświeconych jako „oszołomstwo” a na ile z obaw przed długimi rękami władzy, której jakieś teksty mogą się nie podobać. Jedno jest pewne, że polityka zwijania spowodowała mocną reakcję blogerów takich jak Seawolf, Ścios, Teresa Bochwic i kilku innych (to szczególnie po nieszczęsnym wydarzeniu z Osieckim). Ostatnia modyfikacja w postaci klawisza filtra na SG według mnie bardzo poprawiła sytuację – ja po prostu mam na stale odblokowane treści nie polecane przez Redakcję S24 (cokolwiek miałoby to znaczyć) i finito koguto.
I tu dochodzimy do sprawy najważniejszej, której filtry, zwijanie itd. są pochodną -
kwestii relacji pomiędzy blogosferą zastępującą powoli ale skutecznie tradycyjną prasę i media elektroniczne (telewizja w znanej nam formie pójdzie do piachu w ciągu dziesięciolecia), tą multimedialna blogosferą, gdzie szaleją niepokorni publicyści w rodzaju Seawolfa lub analitycy tacy jak Ścios, relacji pomiędzy ta ekspansywną magmą treści kreowanych przez ludzi będących poza kontrolą, a nawet otwarcie wrogich Systemowi, relacji pomiędzy „niepokornymi” a mainstreamem, a może szerzej – Systemem.
Coraz bardziej agresywna władza, która przeprowadza swoja wolę bez względu na protesty społeczne (zgromadzenia, szkolnictwo, prywatyzacja, umowa gazowa, koncesje na łupki, bankructwa po Euro itd.) nie liczy się z opinią ani „mediów oficjalnych”, ani tym bardziej blogosfery. W dodatku „media oficjalne”, ludzie tych mediów mają na sumieniu udział w hańbiącej nagonce na śp. Prezydenta i późniejsze manipulacje związane ze Smoleńskiem, i to jest faktem, którego nie da się w żaden sposób zasłonić, przykryć, wymazać. Dla części polskiej opinii publicznej, w tym dla blogosfery niektóre tytuły i niektóre nazwiska są doszczętnie skompromitowane i nic nie przywróci im wiarogodności (może z wyjątkiem publicznej ekspiacji na antenie w porze największej oglądalności ;)
Podział, który nastąpił po Smoleńsku na skutek działalności rozmaitych funkcjonariuszy medialnych, podział polegający na narzucaniu jednego spojrzenia, a eliminowaniu wszystkiego co w oczach Systemu jest niepoprawne politycznie, podział ten będący w istocie cenzurą i likwidowaniem wolności słowa w obiegu oficjalnym w połączeniu z represjami prawnymi (casusu Antykomor) – powoduje pogłębia proces, który ze względów technologicznych i tak by nastąpił – przejście znaczącej grupy odbiorców do warstwy internetowej mediów (tak to nazwijmy). Paradoksalnie, System będąc agresywnym wobec tej części społeczeństwa wypchnął ją ze sfery oficjalnego przekazu, w którym żywią się media mainstreamowe, sprzyjające Systemowi, czy nawet będące jego częścią. Ten wąż zjadający własny ogon dopiero teraz zauważył co się dzieje i stąd rozmaite zabiegi tonowania agresji systemu, przejawy dopuszczania nieco innych poglądów i wykorzystanie ostatniej afery z PSL jako okazji do pokazania krytycyzmu wobec rządzących (ale nie wobec Systemu).
Tak czy inaczej blogosfera będzie robiła swoje, media w dotychczasowej formie pójdą do piachu, a dziennikarze będą musieli zmienić zawód – to znaczy zrozumieć, że nie mają patentu na mądrość, i że jakiś anonimowy bloger może ich skrytykować. Co więcej, wygląda na to, że na skutek tej polaryzacji, tego podziału na „my” i „oni” publiczność będzie się coraz bardziej radykalizować i będzie wymagać od publicystów (wszystko jedno – dziennikarzy czy prostych blogerów) aby opowiedzieli się po którejś ze stron sporu politycznego rozdzierającego Polskę, ponieważ w sytuacji nadchodzącego krachu gospodarczego, a co za tym i politycznego czytelnicy i widzowie będą wymagali przekazu jednoznacznego. Będą pytać – „jesteś nasz czy ich?”. A ponieważ spór polityczny będzie się radykalizował to i tu będzie wymagana coraz większa jednoznaczność.
A technologia zapewne dorzuci jeszcze coś od siebie – na przykład jakiś system eliminowania cenzury na poziomie sieci IP i wtedy będą już zupełnie niezależne dwa obiegi informacyjne – jeden skromny, dziesięcioprocentowy „obozu patriotycznego” i ten duży „mainstreamowy” – dla reszty.
--- Zapraszam do subskrypcji mojego newslettera. Info o nowych tekstach i filmach