Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
1139
BLOG

Sprawa jest ważna. Nie mogę udawać i milczeć

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

- Zwolniłem się z Akademii Sztuki Wojennej, bo nie zgadzam się z polityką obronną ministra Antoniego Macierewicza – mówi w rozmowie z Onetem Romuald Szeremietiew.

Kamil Turecki: Jest pan zawiedziony?

imageRomuald Szeremietiew: Nie.

Nie ma pan żalu do nikogo?

- Naprawdę nie. To konsekwencja mojego myślenia. Uważałem, że tak powinien postąpić w sytuacji, kiedy mam inny pogląd na to, co trzeba zrobić z obronnością niż minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Akademia Sztuki Wojennej jest instytucją podległą ministrowi. Wydaje mi się, że byłoby to nieeleganckie z mojej strony, gdybym wyrażał inne opinie niż minister, a jednocześnie pracował w instytucji mu podległej.

Na Facebooku napisał pan: "Uznałem, że nie powinienem pracować w instytucji podległej MON skoro krytycznie oceniam to co robi, a zwłaszcza czego nie robi minister obrony". Mocne słowa.

= Jeśli faktycznie chcemy zbudować skuteczny i efektywny system obrony państwa, najpierw musimy opracować stosowną do tego strategię. Dokumenty, które pozostawili poprzednicy, są nieprzydatne.

Dlaczego nieprzydatne?

- Opisywały bowiem inne zagrożenia i stawiały w związku z tym inne zadania siłom zbrojnym. Stosownie do tego konstruowano programy technicznej modernizacji sił zbrojnych. Teraz trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której dokonujemy tej modernizacji – np. tworząc nowy rodzaj sił zbrojnych, czyli wojska obrony terytorialnej – nie dysponując tym podstawowym dokumentem strategicznym.

Brzmi to tak, jakby tej strategii dziś w ogóle nie było…

- Sytuacja jest dla mnie niejasna. Kiedy powstał rząd, zgłaszałem harmonogram działań, które trzeba podjąć, jeśli chce się zmienić sytuację w zakresie polskiej obronności. Kiedy publicznie podniosłem zarzut, że MON nie pracuje nad nową strategią, wówczas minister Macierewicz powiedział, że on taką strategię ma, ale Szeremietiew po prostu nie ma do niej dostępu, bo jest tajna. Uznałem, że skoro jest tajna, no to coś tu jest nie tak. W państwach demokratycznych, w Polsce również, takie dokumenty były zawsze dokumentami jawnymi. Co innego kwestia wykonania. Wówczas zgoda – pewne rzeczy trzeba utajniać. Jeśli jednak chodzi o koncepcję, sposób obrony, to nie ma czegoś takiego jak tajna strategia.

To był ten moment, kiedy przelała się czara goryczy i stwierdził pan: "czas już na mnie"?

- Nie zmienię swoich poglądów. Nie będę mówił, że wszystko jest w porządku, skoro w moim przekonaniu nie jest. Mówiąc, że nie jest w porządku i jednocześnie pracując na ASW, czułbym się niekomfortowo. Można by było mi wtedy zarzucić, że jestem nielojalny.

Na Akademii też się od pana odwrócono?

- Wręcz przeciwnie! Moi przełożeni wyrażali wielki żal, że odchodzę. Spotkałem się z wieloma dowodami sympatii. Nawet oficjalnie podziękowano mi za pracę. Na terenie Akademii nie było żadnych przesłanek, bym musiał zwijać manatki. Kontekst jest szerszy. Dotyczy spraw zasadniczych. Różnię się z panem ministrem i uznałem, że będzie lepiej dla mnie i dla niego, jeśli nie będzie między nami zależności służbowych.

To w czym konkretnie nie zgadza się pan z ministrem Macierewiczem?

- Żeby skonstruować prawidłowy system obrony kraju, trzeba opracować nową strategię. W niej podstawowe pytanie, na które trzeba znaleźć odpowiedź, brzmi: "Czy mamy sposób działania, jeśli nie otrzymamy pomocy sojuszniczej?". Cały czas, mniej więcej od 1921 roku, opieramy nasze strategie bezpieczeństwa narodowego na tym, że otrzymamy wsparcie sojusznicze. Wiadomo, jak wyszliśmy na tym w okresie II wojny światowej. Teraz liczymy na NATO.

To źle? Na tym przecież opiera się NATO. Wzajemne zaufanie, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

- Opieranie naszego bezpieczeństwa na elementach od nas niezależnych, na czynniku zewnętrznym. Dobrze, że wojska NATO, zwłaszcza amerykańskie, są w Polsce. Trzeba się o to starać. To jasne. Zdajmy sobie jednak sprawę z tego, że to nie my decydujemy o tym, że te wojska tutaj są. O tym decyduje np. prezydent USA.

Minister Macierewicz cały czas mówi o tym, że trzeba budować potencjał do własnej obrony. Ja tego nie widzę w jego działaniach. Nowej strategii po prostu nie ma. Jak wejdziemy na stronę MON, to jest tam zakładka: "Hierarchie dokumentów strategicznych, ważnych w obszarze obronności". Jak tam zajrzymy, to spostrzeżemy, że powołuje się na strategię bezpieczeństwa narodowego i strategię rozwoju sił zbrojnych do roku 2022, które opracowali poprzednicy tego rządu. A to, jak wspominałem, dziś już jest nieprzydatne. Tymczasem one nadal obowiązują. Skoro nowej strategii nie ma to w oparciu o jakie przesłanki konstruuje się model sił zbrojnych i system dowodzenia silami zbrojnymi? Do tego dochodzi jeszcze kwestia uzbrojenia.

Co w tych strategiach obecnie obowiązujących jest nieaktualnego?

Wszystko. Zakładały, że mało prawdopodobny jest konflikt zbrojny, jeśli chodzi o nasze granice, a wyzwania, przed którymi stoimy to udział w różnych misjach stabilizacyjnych na świecie. Koncepcja była zatem następująca: nieliczna armia zawodowa, wyposażona w taki sposób, by mogła te misje wykonywać. Postawiono nacisk na lekkie uzbrojenie. Rozwijano zdolności transportowe – kupowano samoloty CASA czy Hercules. Dlaczego w programie śmigłowcowym wybrano wówczas Caracale? Bo są w stanie wziąć na pokład największą liczbę żołnierzy.

Pana zdaniem grozi nam konflikt o charakterze konwencjonalnym? W opinii wielu ekspertów taka wojna szybko przerodziłaby się w wojnę nuklearną – pierwszą i zarazem ostatnią tego typu.

- Wcale nie. Rosjanie utrzymują bowiem w gotowości bojowej nie tylko strategiczne siły nuklearne, ale rozwijają też taktyczną broń atomową. Ona nie wywoła konfliktu światowego. Powoduje wybuchy o małej mocy, które nie zagrażają pozycji np. Stanów Zjednoczonych.

To w jakim celu zaatakowano by taktyczną bronią atomową?

- W swojej doktrynie Rosjanie mają założenie, że jeśli ich siły konwencjonalne nie dają rady w jakimś konflikcie, należy wzmocnić je uderzeniami taktycznej broni jądrowej. To doktryna przedłożona jeszcze w czasach Układu Warszawskiego i Rosja to kontynuuje.

Ale atak najczęściej kończy się odwetem.

- Jakim odwetem?

NATO byłoby bezczynne?

- Według Heritage Foundation Stany Zjednoczone nie mają zdolności do uczestnictwa np. w dwóch konfliktach zbrojnych naraz. W przypadku jednego dużego konfliktu zbrojnego muszą zgromadzić siły i to musi trochę potrwać, zanim będą do tego zdolne. Gdyby pojawił się w tym samym czasie kolejny konflikt, sprawa się komplikuje. Wyobraźmy sobie, że dochodzi do wojny na Dalekim Wschodzie, konkretnie w rejonie Korei Północnej. Jak, mając na uwadze dane amerykańskiego think-tanku, zachowałyby się Stany Zjednoczone, gdyby Rosja zdecydowała się na konflikt zbrojny w Europie Środkowej? Nie chodzi więc o to, czy chcą, czy nie chcą. Chodzi o to, czy będą w stanie. Traktując poważnie kwestie bezpieczeństwa, Polska musi tego typu uwarunkowania uwzględniać.

Umiesz liczyć, licz na siebie?

- Tak. To podstawowa zasada.

Na co powinniśmy w takim razie postawić? Oczywiście zdając sobie sprawę z naszych ograniczeń. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego wyprodukować i wszystkiego kupić.

- Proponuję, by budować maksymalny system defensywny, tzn. taki, który pokazuje nieprzyjacielowi, że opanowanie Polski będzie bardzo trudne, wręcz niemożliwe. Stąd ja mówię o masowej, a nie ograniczonej obronie terytorialnej. O tym mówił niegdyś prof. Edward Luttwak, doradca wojskowy prezydenta Busha seniora. Mówił, że jeśli Polacy będą zaznajomieni z bronią, mieli zdolność obrony własnych domów, niezależnie od międzynarodowych układów, wtedy nieprzyjaciel dwa razy zastanowi się zanim tutaj wkroczy. To wszystko, na czym powinniśmy się skupić.

Pojawiają się takie głosy, że masowa obrona terytorialna w przypadku wojny będzie stanowić mięso armatnie. To oznacza wysłanie ludzi na rzeź. Tym bardziej dziś, biorąc pod uwagę możliwości technologiczne, np. drony, które dokonują precyzyjnych uderzeń.

- Czy w tych miejscach, w których toczą się konflikty, nazwijmy je asymetryczne, nowoczesne armie wyposażone w drony poradziły sobie w warunkach bojowych?

Wojna asymetryczna, czyli partyzancka kojarzy mi się z Wietnamem. Tam oczywiście dronów nie było. Później na pełną skalę nie było takiej wojny. W Iraku i Afganistanie tak naprawdę odbyły się pierwsze próby z użyciem dronów. Później starano się doskonalić precyzję uderzeń.

- A dlaczego wracamy z Afganistanu? Okazało się przecież, że misja stabilizacyjna zawiodła. Talibowie odbijają terytorium kraju.

Wojna w Afganistanie zaczęła się jakieś 15 lat temu. Teraz jesteśmy o 15 lat do przodu, również pod względem techniki. Nie przekonuje to pana?

- Nic nie wskazuje na to, żeby przy pomocy dronów udało się kontrolować jakiś okupowany teren. Wszędzie musi być żywa siła okupacyjna. Jeśli jej nie ma, nieprzyjaciel zawsze będzie mógł prowadzić działania asymetryczne. To oznacza przedłużający się konflikt ze wszystkimi tego konsekwencjami. Patrząc z perspektywy czasu, siły zbrojne państw demokratycznych przegrywają wojny asymetryczne. Prowadzenie wojny asymetrycznej jest tanie. Zwalczanie działań asymetrycznych przy pomocy nowoczesnych armii to bardzo kosztowne przedsięwzięcie.  Dlatego uważam, że jeśli pokażemy, że jesteśmy w stanie prowadzić wojnę asymetryczną, nieprzyjaciel nie będzie miał ochoty walczyć. To będzie czynnik odstraszający.

W którym momencie, pana zdaniem, minister Macierewicz popełnił błąd w związku z konstruowaniem wojskowej obrony terytorialnej?

- Tworząc komponent ograniczony i budując regularne jednostki jako element wsparcia dla sił operacyjnych. Tymczasem potrzebna jest obywatelska armia. Tak, to powinni być żołnierze, ale ich zadaniem nie powinno być przygotowanie np. do odbicia lotniska, jak to miało miejsce w ostatnich ćwiczeniach. Ich zadaniem powinna być obrona swoich domów.

Czyli opowiada się pan za nieograniczonym dostępem Polaków do broni.

- Za ograniczonym, ale to wszystko musi być rozsądnie rozwiązane. Należałoby przyjąć rozwiązanie szwajcarskie. Tam broń może posiadać obywatel, który przeszedł przeszkolenie wojskowe, jest w cywilu, ale jednocześnie w razie potrzeby staje się żołnierzem. To nie jest tak, że każdy obywatel Szwajcarii albo każdy, kto tam przyjeżdża, otrzymuje karabin. Takich rzeczy nie ma. Broń musi być zatem u nas przeznaczona w zaufane obywatelskie ręce. Uważam, że Polacy zasługują na tego typu zaufanie. Mamy przecież w Polsce ok. 120 tys. myśliwych, którzy mają broń. Jakoś nie zauważyłem, by nawzajem do siebie strzelali. Owszem, zdarzają się wypadki, ale nie ma sytuacji, w której broń byłaby masowo używana. Prawda jest taka, że kiedy dochodzi do użycia broni, przestępca tego pozwolenia nie potrzebuje…

Czym pan będzie się teraz zajmował?

- Zatrudniłem się na prywatnej uczelni. Nadal będę zajmował się kwestiami bezpieczeństwa. Zobaczymy też, co jeszcze będzie działo się w polityce.

Co pan chce przez to powiedzieć? Czyżby powrót do polityki na pełną skalę?

- Bardzo chciałbym zrealizować koncept obrony kraju, o którym mówimy. Nie oznacza to jednak, że będę miał ku temu sposobność. Uważam, że sprawa jest tak ważna, że nie mogę milczeć i udawać, że wcale o to mi nie chodzi i ewakuować się z tej dziedziny. Będę się tym nadal zajmować.

Z kim pan najchętniej by współpracował?

- Jestem w formacji Polska Razem, którą tworzy wicepremier Jarosław Gowin. W jej ramach zajmuję się kwestiami obronnymi. Przygotowałem nawet dla naszego ugrupowania fragment dotyczący obronności. Chcę pokazać, że może być inna koncepcja budowy i modernizacji systemu obronnego, niekoniecznie taka, jaką reprezentuje obecny szef MON.

Jest pan brany pod uwagę w nowym rozdaniu premiera Gowina? W listopadzie ma być ogłoszona jego nowa formacja.

- Sprzyjam temu, co chce zrobić premier Gowin. Uważam, że to jest sensowne rozwiązanie.

Jaką funkcję chętnie bym pan objął?

- Nie wiem i nawet nie chcę spekulować. Jak człowiek zgłasza tego typu deklaracje, to później znajdą się tacy, którzy będą krytykować i oskarżać, że chcę zrobić nie wiadomo jaką karierę. Nie chcę uczestniczyć w odbywającej się bijatyce. Trzymam się swojej profesji i tym się zajmuję.

KAMIL TURECKI (17.10.2017)

================

Polecam też Radio Wnet

http://wnet.fm/2017/10/17/sprawach-reform-wojska-tracimy-czas-mowi-profesor-romuald-szeremietiewpierwszy-poranek-wnet-87-8-ukf/



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo