Dzięki wyborom dowiedzieliśmy się, że Prawo i Sprawiedliwość to znakomita partia z jednym defektem: źle dobiera człowieka, który robi „wewnętrzne sondaże”. Są to sondaże, które wieszczą zwycięstwo, ale – na skutek procedur wyborczych – zamienia się ono w klęskę. Stąd pierwszy pomysł na poprawę sytuacji: zamawiać sondaże u kogoś innego.
Fuszerka z sondażami to niejedyna przyczyna porażki PiS, ale jedyna, za którą ta partia odpowiada. Reszta przyczyn to okoliczności zewnętrzne, składające się na „jedno wielkie oszustwo”, czyli reguły gry obowiązujące w polskiej polityce. Są to reguły, które skazują PiS na porażkę we wszystkich wyborach, o ile – rzecz jasna – nie nastąpi kataklizm, który sprawi, że władza sama wpadnie w ręce Kaczyńskiemu.
Spisując powyższe uwagi, czerpałem z poglądów, jakie wyznają najgorętsi zwolennicy PiS. Z tym zastrzeżeniem, że – o ile się nie mylę – po wyborach nie mówiono w tych kręgach o „wewnętrznych sondażach”, które dotąd były PiS-owską chlubą.
Zdaniem wielbicieli PiS, reguły polskiego systemu politycznego są do tego stopnia oszukańcze, że – przyjmując poetykę Krzysztofa Kłopotowskiego – można je porównać do „grania z szulerem”. Takie granie zawsze ma ten sam finał: puste kieszenie i utrata majątku.
Co zrobić, żeby demokracja fasadowa, jaka – zdaniem PiS – panuje w naszym kraju, zamieniła się w demokrację „normalną”? Taką, w której Prawo i Sprawiedliwość miałoby szanse na zwycięstwo? Wydaje się, że tylko jedno rozwiązanie byłoby dla tej partii satysfakcjonujące. Chodzi o przeniesienie reguł gry panujących wewnątrz PiS – na poziom ogólnopaństwowy.
Innymi słowy, konkurencja polityczna między różnymi partiami i różnymi politykami zostałaby zastąpiona walką o względy prezesa. Niezależne media – z ich szemranymi założycielami i sprzedajnymi dziennikarzami – zostałyby zlikwidowane. Potrzeby informacyjne obywateli byłyby obsługiwane przez redaktorów strony internetowej pis.org., która – co jakiś czas – publikowałaby wywiady z Jarosławem Kaczyńskim.
Do kompletu, należałoby zaprowadzić coś, co – w języku Kaczyńskiego – zostałoby nazwane powszechnym wymogiem „elementarnego szacunku dla prawdy”. Taki wymóg obowiązuje wewnątrz PiS i polega na tym, że każdy, kto otwarcie, a nawet aluzyjnie krytykuje prezesa – wylatuje z partii. Po przeniesieniu tej zasady na poziom ogólnopaństwowy, gagatek dopuszczający się krytyki byłby wyrzucany z Polski. Mógłby, rzecz jasna, wrócić do kraju, ale tylko wtedy, gdyby skorygował swoją postawęmoralno-polityczną.
Takie zasady, już teraz, obowiązują wewnątrz PiS i znakomicie zdają egzamin. Dzięki tym właśnie zasadom na czele partii stoi osoba uczciwa, kompetentna i – jak nikt inny – zatroskana o dobro publiczne. Gdyby te same zasady przenieść do Konstytucji Państwa Polskiego, skorzystałaby cała Polska, a nie tylko politycy i działacze Prawa i Sprawiedliwości.
Jak do tego doprowadzić? Ciężkie zadanie, skoro sama natura obecnego systemu – przypomnijmy, że jest to demokracja fasadowa – skazuje PiS na kolejne porażki wyborcze i oddala perspektywę potrzebnych zmian. Dlatego– wyjąwszy wspomniany kataklizm– jedyną szansą jest zamach stanu. Późniejsza forma rządów jest do dyskusji, choć najlepsza wydaje się monarchia. Kto byłby królem? Ależ to proste: jedyna osoba, która jest tego godna...
Piotr Kaim