Dzisiaj Turcja po raz kolejny wmieszała się w konflikt w Syrii i po raz kolejny nie po tej stronie,po której się tego oczekuje. Pierwszy raz siły tureckie zaatakowały pozycje YPG, czyli syryjskich Kurdów z Rożawy. Do tej pory atakowali tylko partyzantów z PKK we własnych granicach, albo w północnym Iraku.
Kurdowie z YPG są najważniejszą siłą zwalczającą Państwo Islamskie w Syrii. Dawali się Islamistom mocno we znaki stawiając im zaciekły opór. Aż do momentu rozpaczliwej obrony miasta Kobane. Po miesiącach walk miasto zostało całkowicie zrujnowane, ale obronione, a Kurdowie przystąpili do ofensywy, bardzo zresztą skutecznej. Dziś kontrulują większość terytoriów na północy kraju, w stosunkowo wąskim pasie przy granicy z Turcją i oddzieloną od reszty terytorium enklawę na pólnocnym-zachodzie w regionie Ifrin. Dziś postanowili rozpocząć nową ofensywę, by dojść do tej właśnie odizolowanej enklawy w Ifrin. Przekroczyli Eufrat i zostali zaatakowani, nie przez Państwo Islamskie, a przez państwo tureckie.
Premier Turcji Ahmet Davutoglu potwierdził dziś, że już wcześniej zapowiedział Kurdom, że przeprowadzi na nich atak, jeśli przekroczą granicę na Eufracie. I przeprowadził, dwa. Pozostaje pytanie dlaczego to zrobił. Gdyby Kurdowie faktycznie zdobyli zaatakowany obszar, odcięliby ISIS od Turcji, która jest głównym szlakiem zaopatrzeniowym dżihadystów, przez który do Lewantu napływają rekruci i prawdopodobnie broń. Zresztą sami Turcy wspólnie z Amerykanami jeszcze kilka miesięcy temu na tych terenach chcieli stworzyć strefę wolną od ISIS. Skończyło się na gadaniu, a ISIS dalej tam działa. Teraz, gdy Kurdowie mają szansę rzeczywiście ten cel zrealizować, są powstrzymywani.
Choć Turcy najgłośniej krzyczą, by odsunąć Assada od władzy i tylko oni wiedzą, jakie faktyczne działania przeciw niemu podejmują, to ich największym wrogiem są właśnie Kurdowie. Premier Davutoglu oskarża YPG o współpracę z domagającymi się wolności w tureckich granicach partyzantami z PKK i chce wpisania pierwszej z tych grup na listę organizacji terrorystycznych (druga już na niej figuruje). No i nie ma chyba dla turcji nic gorszego niż niepodległe państwo kurdyjskie tuż przy swojej granicy. Tego starają się uniknąć.
Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka