Już w niedzielę Turcy pójdą do urn decydować o tym, kto będzie rządził ich krajem. Będą to drugie wybory parlamentarne nad Bosforem w tym roku, ponieważ po głosowaniu z 7 czerwca nie wyłoniła się koalicja zdolna do uformowania rządu. I na razie nie zapowiada się, by teraz coś miało ulec zmianie.
Ostatnie przedwyborcze sondaże opublikowano 21 października, czyli 11 dni przed wyborami. Potem zaczęło obowiązywać coś na kształt lżejszej ciszy wyborczej (swoją drogą świetny pomysł). Z tych ostatnich ankiet przeprowadzonych przez centrum Konda, które przed 7 czerwca pomyliło się najmniej, wynika, że niewiele się zmieni.
AKP dostaje 40,9% (+0,03 p.p. w stosunku do czerwca)
CHP 30,4% (+5,45 p.p.)
MHP 14,3% (-1,99 p.p.)
HDP 11,3% (-1,82 p.p.)
Pozostałe partie mają mikroskopijne szanse na przekroczenie 10% progu wyborczego). Jeśli wyniki tych sondaży się sprawdzą, a wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie, to 1 listopada Turcja będzie w tej samej sytuacji, co w czerwcu. Czyli Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), która przez 12 lat cieszyła się samodzielną większością w parlamencie, tym razem jej nie uzyska.
A pozostałe partie w życiu nie dogadają się, by stworzyć koalicję. Wszystkie nie lubią AKP, ale jeszcze bardziej nie lubią siebie nawzajem – szczególnie MHP, czyli tureccy prawicowi nacjonaliści i HDP, czyli lewicowi Kurdowie, którzy najbardziej skaczą sobie do gardeł.
Najbardziej prawdopodobny jest więc scenariusz dalszej destabilizacji sceny politycznej. Zresztą wywodzący się z AKP aktualny prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdogan już zapowiedział, że wybory będą powtarzane tak długo, aż ich wynik będzie „zapewniał stabilność”, czyli da większość parlamentarną jego ugrupowaniu.
Erdoganowi zresztą słabe rządy tymczasowe wcale nie przeszkadzają. Pozwala mu to bez przeszkód konsolidować władzę we własnych rękach, przez co opozycja już teraz nazywa go mało pieszczotliwie „sułtanem”. Jeszcze w czerwcu marzyła mu się większość konstytucyjna dla jego partii, by wprowadzić system prezydencki i móc zupełnie legalnie rządzić z pominięciem parlamentu. Teraz już otwarcie mówi, że system prezydencki w Turcji i tak w rzeczywistości już działa.
W tym momencie jedyny scenariusz, w którym AKP ma samodzielną większość to ten, w którym HDP nie przekracza progu 10% i nie wchodzi do parlamentu. Tak samo było w czerwcu. Opozycja dobrze o tym wiedziała i dlatego wówczas wielu wyborców republikańskiej partii CHP zagłosowało na Kurdów. Nie wiadomo, czy teraz HDP może liczyć na ten „pożyczony elektorat”.
O ogromnym znaczeniu wyniku HDP wie także Erdogan. Do tej pory Kurdowie, ludzie w dużej mierze wierni tradycjom religijnym, głosowali na konserwatywną Partię Sprawiedliwości i Rozwoju. Ale teraz, jak mają własną partię, to wolą jej oddać swoje głosy. I nagle znów stali się mniejszością prześladowaną, o czym pisałem też wcześniej.
Doszło nawet do tego, że komisje z terenów zamieszkałych przez Kurdów miano przenieść w „bezpieczne miejsce” ze względu na działania militarne tam prowadzone. Oczywiście chodzi o działania prowadzone przez turecką armię, takie jak oblężenie miasta Cizre, gdzie w czerwcu HDP miało poparcie 84%. Na szczęście turecki odpowiednik PKW się na to nie zgodził i głosowanie odbędzie się normalnie.
Erdogan próbuje stworzyć w obywatelach Turcji skojarzenie Kurd (przynajmniej ten świadomy) = terrorysta. Przy każdej okazji podkreśla powiązania HDP z kurdyjską partyzantką PKK, która jest wpisana na listę organizacji terrorystycznych. Warto dodać, że te powiązania nie są udowodnione, bo w przeciwnym razie HDP już dawno by zostało zdelegalizowane. Wydaje się, że ta technika jest skuteczna, bo wielu Turków rzeczywiście nie głosuje na HDP „bo to terroryści”. Ale też wielu Kurdów się mobilizuje widząc bombardowania. Ich wynik 1 Listopada jest więc nadal niewiadomą.
Mało prawdopodobny jest też scenariusz, w którym socjaldemokratyczna CHP i lewicowa HDP zdobywają tyle głosów, by stworzyć mającą większość koalicję rządzącą. Ale przy żelaznym elektoracie AKP liczącym 40% wyborców szanse na to są nikłe. Erdogan też przy każdej okazji podkreśla, że tylko samodzielne rządy AKP są w stanie zapewnić stabilność. Z tego powodu wielu ludzi może zagłosować na jego partię dla świętego spokoju. Swoją drogą fajnego mają apolitycznego prezydenta, który się nie angażuje w kampanie, a od Erdogana konstytucja też tego wymaga.
Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka