W nocy ze środy na czwartek przed komendą policji w tureckim mieście Cinar eksplodował samochód-pułapka zabijając 6 osób. Bez wątpienia za zamachem stoją Kurdowie, ale nie do końca wiadomo którzy.
Zamach w Cinar w prowincji Diyarbakir znacząco różni się od innych, które niemal codziennie wstrząsają tureckim kurdystanem. PKK zazwyczaj na cel bierze funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa. Zaatakowana komenda jest budynkiem, w którym policjanci nie tyle pracują, ile mieszkają, razem z rodzinami. Skutek tego był tragiczny - spośród sześciu ofiar śmiertelnych eksplozji, aż pięć to cywile, z czego trójka to dzieci.
PKK walcząca o prawa Kurdów w Turcji jest wpisana przez większość państw świata na listę organizacji terrorystycznych. Ma ona bogatą historię mordowania tureckich cywili. Dziś jednak bojownicy podkreślają, że są zupełnie inną organizacją niż wtedy i odcinają się od tej krwawej przeszłości wręcz szczycąc się prowadzoną polityką nieatakowania cywili. A jednak, cywile zginęli. Co poszło nie tak?
Jeden z rzeczników PKK w rozmowie z holenderską dziennikarką Friederike Geerdink, specjalizującą się w sprawach kurdyjskich, przyznał, że zamach był błędem i cywile nie powinni ginąć. Od razu zaznaczył, że nie wie dlaczego zamach wyglądał tak, a nie inaczej, bo nie ma informacji od HPG - zbrojnego ramienia PKK, które w jego mniemaniu przeprowadziło zamach. Bez wątpienia jednak wiedzą powszechną było, że w zaatakowanym budynku mieszkali cywile.
Okoliczności zamachu są dość tajemnicze. Niepokoi trochę brak komunikacji na linii PKK - HPG, które może świadczyć o jakimś rozłamie wewnątrz struktur bojowników kurdyjskich. Zresztą rozłamy są coraz bardziej widoczne. Pro-kurdyjska partia HDP, która w ostatnich wyborach zdołała umieścić w tureckim parlamencie swoich posłów, stara się rozwiązać konflikt na drodze pokojowej. Każda osoba zabita w Kurdystanie, niezależnie od strony, jest ciosem wymierzonym w HDP, przez który jej działaczom osuwa się grunt pod nogami. Jej lider, Selahattin Demirtas zdecydowanie potępił atak i uznał, że osoby za niego odpowiedzialne powinny przeprosić. Tak zdecydowanych reakcji na działania PKK z jego strony jeszcze nie było.
Będąc w Kurdystanie tuż przed majowymi wyborami parlamentarnymi poznałem pewnego człowieka. Był wówczas pełen optymizmu, cieszył się, że HDP praktycznie na pewno wejdzie do parlamentu, chwalił się, że jego żona jest działaczką tej partii i mówił, że nareszcie konflikt zostanie rozwiązany i to na drodze pokojowej.
Od tego czasu konflikt nie został rozwiązany. Wręcz przeciwnie. Tureckie siły przez ostatnie kilka miesięcy zabiły już ponad 150 kurdyjskich cywili, bo prowadząc "operację antyterrorystyczną" niszczą przy okazji kurdyjskie miasta, w tym miasto rodzinne mojego znajomego, Cizre. Gdy pytałem go ostatnio o to, czy nadal wierzy w HDP odpowiedział krótko: Polityka w Kurdystanie się skończyła, teraz mamy tu wojnę, a PKK jest naszą ostatnią nadzieją.