W Ankarze kolejna eksplozja zabiła 37 osób. To już trzeci zamach terrorystyczny w tym mieście w ciągu ostatnich 5 miesięcy. Zginęli zwykli ludzie, ale nikt z nimi się nie solidaryzuje.
„Byliście Charlie, byliście Paryż, a gdzie ruch je suis Ankara?”. Posty o mniej więcej takiej treści przetoczyły się przez tureckojęzyczne sieci społecznościowe po ostatniej eksplozji. I to wydaje się najbardziej boleć Turków. Gdy w gdzieś Europie wybucha bomba, cały zachodni świat się solidaryzuje z tym krajem. Tutaj coś takiego nie miało miejsca, więc nasuwa się wniosek, że Turcja nie należy do Europy – do zachodniego kręgu dzielącego te same wartości i kulturę. Turcja bardzo aspiruje, by do tego świata dołączyć, ale on go nie chce. Świetnie podsumował to mój kolega: „Europa nie jest przeciwko terroryzmowi, ona jest przeciwko terroryzmowi w Europie”
Zamach z 13 marca był inny od poprzednich, bo po raz pierwszy jego ofiarami były zupełnie losowe osoby. Nie służby mundurowe, zagraniczni turyści, ani uczestnicy politycznej manifestacji, ale ludzie, którzy po prostu czekali na przystanku na autobus, albo jechali samochodem do domu.
Wszystko wskazuje na to, że zamach wymierzony był w posterunek policji i po prostu się nie udał. Rozpędzony samochód wyładowany materiałami wybuchowymi wybuchł po uderzeniu w autobus, zanim zdążył dojechać do miejsca docelowego. Tę wersję na swojej stronie internetowej potwierdza organizacja TAK (Sokoły Wolności Kurdystanu), która przyznała się do przeprowadzenia zamachu. Oświadczyli, że cywile nie byli celem zamachu, ale ofiar wśród tej grupy nie da się uniknąć.
Tureckie służby o przeprowadzenie zamachu oskarżyły 24 letnią Kurdyjkę o nazwisku Seher Çağla Demir, która miała być zwerbowana do PKK w 2013 roku i przeszkolona w Syrii przez YPG (syryjskich Kurdów). I choć personalia zamachowca zostały przez TAK potwierdzone (tym razem, bo o poprzedni atak tureckie służby początkowo oskarżyły człowieka, który nigdy nie istniał), to pozostałe informacje już nie.
Jeden z założycieli rządzącej Rożawą partii PYD (YPG jest jej zbrojnym ramieniem) Saleh Moslem nie tylko zaprzeczył, by jego organizacja miała jakikolwiek związek z zamachem, ale jeszcze go potępił.
Tak jednoznacznego stanowiska nie zajęło PKK. Nadal uważają, że TAK to całkowicie od nich niezależni buntownicy, którzy odłączyli się od mainstreamu uznając go za byt łagodny i ugodowy. Ale jednocześnie nie odcinają się tak jednoznacznie od samego zamachu i nie potępiają jego sprawców.
Niezależnie od tego, gdzie w siatce powiązań znajduje się TAK, pewne jest to, że w Turcji działa organizacja gotowa wsadzać młodych ludzi za kierownice rozpędzonych samochodów wyładowanych materiałami wybuchowymi. Do tego robi to tak nieudolnie, że życie tracą niewinni ludzie. Ale z drugiej strony działa też armia doprowadzająca młodych Kurdów do takiego stanu, że oni do tych samochodów z własnej woli wsiadają wiedząc, że jadą zabijać. Turcja sama sobie zgotowała ten los.
Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka