Jerzy Szygiel Jerzy Szygiel
570
BLOG

Egipt: chrześcijańskie słowo „rewolucja”

Jerzy Szygiel Jerzy Szygiel Polityka Obserwuj notkę 5

Zanim pod koniec stycznia Egipcjanie zaczęli skandować na ulicach miast słowo „rewolucja” było – jak donosiły wszystkie agencje - wykrzykiwane przez koptyjskich manifestantów na początku tego samego miesiąca. Warto to przypomnieć, tym bardziej, że wczoraj Gazeta Wyborcza opublikowała charakterystyczny artykulik Roberta Stefanickiego „Niestabilny Egipt może stać się wylęgarnią bojowników islamu”. Autor tak mocno trzymał się szczególnych recept publicystycznych, że całość wyszła co nieco groteskowo, jednak najciekawszy był właśnie wątek chrześcijański: redaktor pobił tu rekord ignorancji. 

 

„Ledwie miesiąc temu – pisze Wyborcza – ktoś zdetonował bombę w kościele w Aleksandrii, zabijając 22 chrześcijan – zdaniem władz egipskich była to sprawka Armii Islamu ze Strefy Gazy”. I nic więcej. W tej kwestii Wyborcza– jak gdyby nigdy nic - wierzy „władzom egipskim”. Gdyby któryś kopt to przeczytał, padłby ze śmiechu, o ile nie zjadłyby go nerwy.

 

Owszem, zaraz po zamachu prezydent Mubarak ogłosił, że zamach zorganizowały „obce [zagraniczne] ręce”, a rządowa prasa sugerowała, że to „Al-Kaida z Iraku”. Kiedy ministerstwo spraw wewnętrznych wyskoczyło w końcu z hipotezą palestyńską, śmiali się zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie. Oto szerzej nieznana grupka Palestyńczyków z zamurowanej przez Izrael i Egipt Strefy Gazy, nie mając innych problemów, miałaby przedostać się do Aleksandrii, by podłożyć bombę pod świątynię silnie propalestyńskiej i antyizraelskiej społeczności…

 

„Nie , nie, nie!” – to właśnie skandował wielotysięczny tłum koptów na pogrzebie ofiar zamachu, kiedy próbowano odczytać kondolencje prezydenta Mubaraka. Wcześniej, po zamachu, koptowie wyszli na ulice krzycząc „O, Mubarak, płoną koptyjskie serca!” i „Rewolucja!”. Doszło do krwawych starć z policją, która używała gazów łzawiących i strzelała gumowymi kulami. Nie można wykluczyć, że ludziom generała Sulejmana (dziś wiceprezydenta) zależało na tych zamieszkach, bo policja nie interweniowała, kiedy na początku koptowie zostali zaatakowani przez niewielkie grupy cywilów-„ormowców”. Rzecznik chrześcijańskich manifestantów Ishaq Habib jasno wyraził wtedy stanowisko swoich współwyznawców: „Rząd jest zamieszany w zamach. Chce nas nastraszyć, podzielić, bo nie podoba nam się Gamal Mubarak [syn prezydenta]”.

 

Nieco później doszło w Aleksandrii i Kairze muzułmańskich manifestacji solidarności z koptami – popierają ich nie tylko Bracia Muzułmanie, inne partie, ale i środowiska inteligenckie i artystyczne: znowu pojawiło się słowo „rewolucja” i skandowanie „Jesteśmy jednym narodem”. To wszystko, co działo się na początku stycznia, p. Stefanicki mógł znaleźć w ogólnie dostępnych, zachodnich przekazach prasowych, ale postanowił je zignorować, zgodnie z lansem komiksowej ideologii „zderzenia cywilizacji”. To akurat nie jacyś anonimowi islamiści hamowali w Egipcie budowę koptyjskich kościołów: zakaz został zadekretowany przez administrację Mubaraka i Wyborcza powinna była cokolwiek o tym słyszeć.

 

Oczywiście między koptami a muzułmanami nie zawsze jest różowo – dochodzi czasem (coraz rzadziej) do lokalnych konfliktów na tle małżeństw (czy związków) mieszanych. Kiedy miłosna afera dotyka środowisk konserwatywnych obu społeczności, młodzi ludzie uciekają gdzie pieprz rośnie. Ale to nie ma nic wspólnego ze stosunkiem zbuntowanych koptów (czy muzułmanów) do dyktatury, który jest po prostu identyczny - wyraża się tym samym słowem.   

  

 

    

 

     

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka