Harley Porter Harley Porter
2347
BLOG

PiS - czy okaże się godne swoich czasów?

Harley Porter Harley Porter PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 86

Pytanie postawione w tytule notki jest chyba jednym z najważniejszych w nowożytne historii Polski, zaś trafna odpowiedź na nie zdeterminuje przyszłość naszego narodu. Nie, nie mam kryształowej kuli i nie znam odpowiedzi. Co najwyżej mogę jedynie spróbować omówić niektóre przesłanki, ale z pewnością nie zamierzam pretendować do roli Wernyhory.

Marszałek Piłsudski wyraził trzy opinie (rzecz jasna wyraził ich znacznie więcej, ale te trzy są dla mnie znamienne), "Wy tej Polski nie utrzymacie. Ta burza, która nadciąga jest zbyt wielka" powiedział i radził także przyszłym rządzącym Polską: "Balansujcie tak długo jak się da, a gdy się już nie da podpalcie świat!" Słowa te są znamienne i wyjątkowo przystają do dzisiejszych czasów. Są one jednak niepokojące i nie niosące otuchy. Józef Piłsudski powiedział także, że "Polska będzie albo wielka, albo nie będzie jej wcale". Także i ta myśl tego wielkiego Polaka jawi się jako memento - ponura zapowiedź, że nasze losy są zero jedynkowe, zdeterminowane na dwie opcje i, że nie ma trzeciej drogi.

Tak jak przed mileniami jesteśmy zamknięci między Rosją i Germanią, zmagający się z tym faktem i ściskani ich mniej lub bardziej jawną wrogością. Dzisiaj, dodatkowo flekuje się nas europejską poprawnością polityczną, indoktrynuje lewacką wizją człowieka gender i nienawidzi za nasz katolicyzm i tradycjonalizm. Szarpie nas żydowska chciwość i kłamstwo, a szukanie oparcia u amerykańskiego, pstrego konia nie przynosi spodziewanych korzyści. Słowa marszałka o balansowaniu sprawdzają się dzisiaj jak nigdy dotąd. Rządząca partia z Jarosławem Kaczyńskim czyni właśnie ten balans między coraz bardziej lewacką Unią Europejską, a polską  racją stanu, między Niemcami, a Ameryką, pomiędzy genderowo lgbtowskim szaleństwem, a tradycyjnym stylem życia Polaków i ich katolicyzmem. Polska, a może sam Jarosław Kaczyński jawi się jako szalony ekwilibrysta stojący na grzbietach dwóch galopujących bachmatów  i usiłujący robić wszystko aby mu się te bachmaty nie rozjechały.

Długo tak się nie da! Bachmaty  w końcu i tak się rozjadą, albo spadnie się z nich wprost na balansujący, szalony łeb. Po za tym, na siodle, tuż za ekwilibrystą usadowił się złośliwy gnom, reakcyjny, opozycyjny karzełek, który gryzie w łydkę jeźdźca. Trzeba w końcu wybrać właściwego konia, usiąść bezpiecznie w siodle i strącić gnoma. Dość już jednak tych hippicznych aluzji. Mówiąc zwyczajnie, balansować między różnymi siłami politycznymi i społecznymi i to takimi, które napierają z niezwykłą siłą, zbyt długa dać się nie da. Póki byliśmy spolegliwi, gotowi łykać, co tylko Unia i zachód nam podały było dobrze. Dopóki korzyliśmy się przed Moskwą, mającej  w Warszawie "swojego człowieka" było wspaniale. Gniliśmy co prawda wewnętrznie, stając się spolegliwym państwem fasadowym, bardziej obszarem niż krajem ale był spokój, ów specyficzny spokój rozkładu. Kojarzono nas z białymi "rumunami", a miejsce, w którym mieszkaliśmy z wielką montownię, jednak sprawnie działająca propaganda potrafiła zneutralizować ów smrodek zgnilizny, wciskając nam jednocześnie do głów liber lewacką ideologią i ustami redaktora Lisa, wmawiająca, że jeśli jej nie przyjmiemy, pozostaniemy pogardzanymi i wyśmiewanymi przez świat cały katolickimi kołtunami. Wielu owej propagandzie i praniu mózgów uległo. Traciliśmy dusze i zanikaliśmy jako naród niczym anorektyczka podczas głodowego ciągu.

Prawo i Sprawiedliwość zmieniło to. Zaczęliśmy walczyć o swoją podmiotowość i prowadzić politykę na jaką poprzednie rządy w swojej europejskiej służalczości nigdy by się nie odważyły. Ludzie, także, a może przede wszystkim, ci najsłabsi zaczęli wierzyć w państwo i odczuwać pozytywnie zmiany. Kraj począł się rozwijać, zaś ambitne projekty gospodarcze przerastały oczekiwania. Gospodarka w połączeniu z programami społecznymi tworzyły ciąg rozwoju wwindowując Polskę z "obszaru" do roli podmiotowego państwa. PiS, a właściwie cała zjednoczona prawica przygotowała grunt pod zaistnienie nowych czasów dla Polski, ciągu historii, która może okazać się łaskawa dla naszego kraju i wynieść go do poziomu europejskich decydentów. Tak mogłoby być i właściwie nie ma przesłanek aby historia nie zmierzała w tym właśnie kierunku. Coś jednak skrzeczy i woła aby nam się nie udało. Słowa marszałka rozbrzmiewają mimo upływu czasu niczym przepowiednie wiedźm z Makbeta. Opór materii tej zewnętrznej jak i wewnętrznej sprawia wrażenie nie do przebrnięcia. Pojawiła się pandemia i wewnętrzne niesnaski na prawicy. Zewnętrzni przeciwnicy także nie zasypiają gruszek w popiele, a opozycja coraz bezczelniej z nimi współpracuje. Sama prawica także zaczyna pozbywać się politycznych ciuchów pokazując nam tłuste fałdy i szpetne zmarszczki. Przedstawiciele partyjnych młodzieżówek, mający być przyszłością prawicy przypominają, tłustych eunuchów o niewieścich głosach, zaś ich starsi koledzy odrywają się od realiów codziennego życia narodu jak wahadłowiec od ziemi. Na prawicy (nie tylko na prawicy, ale w koalicji jako będącej na świeczniku jest to szczególnie widoczne) doskonale ma się zasada przedstawiona przez Winstona Churchilla, która nieco tylko zmieniona mówi, że partie opozycyjne to jedynie przeciwnicy polityczni, prawdziwi wrogowie znajdują się we własnej partii i koalicji. Tak więc dzieje się i to niekoniecznie dobrze.

W takich uwarunkowaniach toczy się Polska zaś kierunek, w którym zmierza okrywa mgła niejasności i niepewności, czy czasem w owej mgle nie czeka na nas coś przerażającego. Dwa bachmaty niosą nas w nią zaś balansowanie na ich grzbietach staje się coraz mniej kaskaderskie, a coraz bardziej tragiczne. Nadszedł czas aby się wreszcie opowiedzieć, aby okazać się, być może mało popularnym, ale za to działającym na rzecz narodu nie na pięć ale na pięćdziesiąt lat do przodu. Trzeba raz na zawsze przemyśleć swoją rolę i obecność w Unii Europejskiej, rozeznać w jaki skuteczny sposób, wbrew światowej opinii walczyć z gender i lgbt - albo nie walczyć, kładąc lachę na możliwość niewyobrażalnego przemodelowania naszego państwa i narodu w jakieś liber lewackie potworki bezrodzinne i bezdzietne z pulsującymi obscenią, wywalonymi na wierzch waginami i penisami. Na razie, w tej kwesti jedynie gadamy, zaś buńczuczność w owej materii samego Jarosława Kaczyńskiego jest jedynie nic nie znaczącym pustosłowiem, zapowiedzią bez realizacji, przypominajca biblijne cymbał brzmiący i miedź brzęczącą. 

Trzeba także, wreszcie i do końca, podjąć decyzję odnośnie trójgłowej abominacji, odbierającej siłę państwu i deprawującej maluczkich. Sądownictwo, nauczanie i media, to właśnie ta abominacja, której jeśli się nie poskromi, zadusi nas jak perz zawilce, hodując zamiast obywatela człowieka zdeprawowanego, niewierzącego w nic cynika, egoistę nakierowanego jedynie na swoje własne, odlotowe doznania i gotowego dla nich do niewyobrażalnych świństw.  

Umoszczeni w swoich wieżach z kości słoniowej, sędziowie, owa, jak sama o sobie mówi, kasta, biorąca początek w Polsce ludowej, zagnieżdżona w pookrągłostołowe rzeczywistości, przez dziesięciolecia niekontrolowana i nierozliczana ze swoich działań, wspierana przez międzynarodowe siły, pewne, że polscy sędziowie tak samo pojmują sprawiedliwość jak one, owa sędziowska kasta za Chiny ludowe nie chce zmian ograniczających jej rozpasanie. Bonzowie w togach na każdym kroku poprzez swoje zachowanie i wydawane wyroki podkreślają, że możemy im naskoczyć, zaś demontaż złotych wieżyczek to marzenie ściętej głowy i prezesa Kaczyńskiego, które nigdy się nie ziści. Zdemoralizowani do końca przez chłopaków od Tuska i całą Platformę Obywatelską , dla której gotowi byli układać składy sędziowskie i ferować "właściwe" wyroki (patrz Sędzia Rysiński sądzący skorumpowaną Beatę Sawicką ale także FOOZ i Wałęsę) wszyscy ci nazywani sędziami do końca istnienia ich niechlubnej kasty walczyć będą ze zjednoczoną prawicą, a z Prawem i Sprawiedliwością w szczególności. Bój trwa cały czas i nic nie nie zapowiada aby się szybkoskończył.

Podobnie rzecz się ma z polskimi uniwersytetami i szkołami wyższymi. Instytucje te pozostały prawie niezmienione od czasu zakończenia oficjalnych rządów PZPR. Przez blisko trzydzieści lat, zakonserwowane w nich PZPR-rowskie jaczejki zdążyły wyhodować tysiące lewicowych akolitów niosących kaganek lewackigo oświecenia, wśród studentów, a oni dalej do szkół średnich i podstawowych, stąd tak duża w nich niechęć do PiSu i kontestacja wszelkich, pozytywnych zmian. Lewactwo stało się emanacją uniwersytetów, dokładnie tak samo jak działo się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w krajach zachodnich, gdzie znużona trwaniem w dobrobycie młodzież z bogatych domów ulegając uniwersyteckiej "wolności" poglądów, często inspirowanej przez sowiecką KGB, dostała się pod wpływ, przekształconemu już na ich potrzeby i przekazywanym przez "oświeconych" profesorów, marksizmowi, a nawet maoizmowi, robiącym sieczkę poglądową w młodych umysłach. Tak samo obecnie dzieje się w Polsce, choć atak na młode umysły jest bardziej wysublimowany i póki co sklepy i samochody nie płoną. Nie mówi się już o obaleniu kapitalistycznej ideologii, ale o przewróceniu wszystkich, dotychczasowych zasad moralnych, tego wszystkiego, co dała nam cywilizacja judeo-chrześcijańska. To zaś obali cały dotychczasowy ład, także ten gospodarczy i prawny. Już teraz przecież kontestowane i nierówno traktowane są firmy nie wspierające lgbt, gender i całą tą oralno analną menażerię ( za przykład niech służą samorząd warszawski i poznański deklarujące współpracę w pierwszym rzędzie z firmami analno genitalnie pozytywnymi), zaś wszelkiej maści dewiacyjne dziwadła mogą więcej, na przykład pobić działacza organizacji pro live, a sądy zwalniają ich z aresztu jakby chodziło o kradzież dropsa. Profesorska brać nie ma nic przeciwko, a nawet wspiera wszelkiej maści lewackie indywidua, które wypączkowały spośród nich, takich jak Środę, Fuszarę, Hartmana. Ostania dwójka  wsławiła się chwalbą kazirodztwa, czy też queer dziwadło - Jej Perfekcyjność, prywatnie Marcisz Drozdowski socjolog i medioznawca na Uniwersytecie Warszawskim mający parcie na szkło, co przejawia się w prowadzeniu własnego programu, w trakcie którego, nomen omen, ciągnąc wódę, prowadzi wywiad z różnymi sobie podobnymi pod względem zapatrywań i anusolubienia, na przykład z młodym pederastą "gwiazdą" homoseksualnego porno. Tacy właśnie kształtują studentów na polskich uniwersytetach i pchają ich w świat aby chaos przenosili dalej. Orężem w walce z lewicową progeniturą zasłużonych dla PZPR i Związku Radzieckiego uczelnianych towarzyszy ma być ustawa deubekizacyjna znacznie zacieśniająca grono akademickiej menażerii mającej się jej poddać. Jednak i tutaj opór materii jest niebywały, tym bardziej, że tajemnicą poliszynela jest to, że na uniwersytetach i szkołach wyższych współpracownikami bezpieki nie były jedynie sprzątaczki.

Ostatnim łbem owego stowarzyszenia sił antypolskich, tej moralno-poglądowej abominacji są media w lwiej części przejęte przez kapitał zachodni, głównie niemiecki z wybijającymi się ponad przeciętną w lżeniu i szkalowaniu Polski  prasowym Newsweekiem i telewizyjnym TVN-em. I tak jak w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku medialną twarzą polskiej komuny był Jerzy Urban, tak twarzą dzisiejszych mediów liberalno-lewackich stał się Tomasz Lis, indywiduum na miarę Urbana, patologicznie nienawidzące  wszystkiego, co nie wywodzi się z  europejskiej sztancy, szczególnie zaś polskiej tożsamości narodowej i naszej racji stanu. Podobnych jemu jest więcej gorliwie wykonujących polecenia swoich, głównie niemieckich, pracodawców. Uwarunkowanie liber-europejskie u tych ludzi przekroczyło granice zdrowego rozsądku, powodując, że tak jak opozycyjni europosłowie są oni bardziej antypolscy niż ich mocodawcy. Trudno powiedzieć, czy jest to syndrom akolity czy też najzwyczajniejsze antypolskie sk,,,,nie, kubek kubek to samo jak niegdyś u przyniesionych na ruskich bagnetach polskich towarzyszy mających rządzić krajem?! Faktem jednak jest to, że stworzone zostały u nas warunki cieplarniane dla zaistnienia obcej prasy polskojęzycznej bowiem nie istnieją przepisy, które regulowałyby powyższą kwestię w sposób właściwy dla polskiej racji stanu. Jesteśmy chyba jedynym w Europie państwem nie posiadającym takich regulacji, w którym animowane z zachodu media mają tak wielki wpływ na wiele aspektów, także, a może przede wszystkim politycznych i moralnym w naszym kraju. Przez bez mała trzydzieści lat Niemcy, Austriacy i Szwajcarzy mówili nam, co jest dobre, a co złe, jak mamy myśleć i wychowywać nasze dzieci a nawet jak i ile razy powinno się szczytować. Z owych mediów dowiadywaliśmy się, że zdrada małżeńska nie jest niczym złym, a co najwyżej przełamaniem małżeńskiej rutyny zaś do stosunku analnego powinniśmy się przygotować robiąc sobie lewatywę.. Obca prasa polskojęzyczna drenowała nasze "katolskie" mózgi ateizmem moralnym i poglądowym, przycinając nas do ram współczesnego, zdegenerowanego Europejczyka. Polska miała zamienić twarz świętego Jana Pawła II na obleśną mordę konczity wurst (pisane tak specjalnie), co w pewnym sensie całkiem nieźle się udało. To, że polskie społeczeństwo prezentuje taki, a nie inny poziom, że do społeczeństwa obywatelskiemu brakuje mu tyle ile Sylwii Spurek do zdrowego rozsądku, zaś zasoby normalności wśród narodu od jakiegoś czasu zastąpione zostały zasobami zidiocenia, co gorsza, że cechy pozytywne i pożądane takie jak patriotyzm, trzymanie się zasad oraz narzucanie sobie pewnych ograniczeń traktowane jest przez wielu jako przejaw głupoty, naiwności i braku życiowej zaradności, zawdzięczać możemy w dużej części mediom. Wreszcie, że nasze dzieci przypominają poglądowe zombie mówiące językiem mediów i wyznające narzucone przez nie normy i poglądy to także wina rozpasanego medialnego bezhołowia nad którym nikt nie panuje.

Takie są właśnie problemy przed którymi stają Prawo i Sprawiedliwość oraz zjednoczona prawica. I można się cieszyć z tego, co prawica prowadzona przez Jarosława Kaczyńskiego dokonała, ale, jak napisałem na wstępie, trudno określić, w którym kierunku prowadzi on Polskę. Niestety wiedzeni przez Kaczyńskiego możemy przyglądać się krajobrazom społecznym i politycznym jakie mijamy i zastanawiać się, czy to, co widzimy z okien dziejowego pociągu na pewno nam się podoba?! Chyba najbardziej, co mi doskwiera to niejednoznaczność polityczna sił prawicy. Z jednej strony zapowiedzi i pewne działania organiczne, z drugiej ów wspominany przeze mnie im posybilizm, który tak uwierał Jarosława Kaczyńskiego u jego poprzedników. W Sądzie Najwyższym z nadania prezydenta Andrzeja Dudy jako pierwszy prezes zasiada Małgorzata Manowska, nasz człowiek chciałoby się powiedzieć, a jednak o emeryturach dla byłych ubeków decyduje sędzia Iwulski niegdysiejszy członek WSI i decyduje oczywiście na korzyść tych ubeków. Czy Małgorzata Gesdorf na pewno odeszła? Chciałoby się zapytać, a może właśnie to im posybilizm podnosi swój ohydny łeb? Przez blisko pięć lat Jarosław Gowin zarządzał polską nauką wyższą, okres ten wydawał się wystarczający aby rozpocząć przynajmniej wymiatanie lewackich złogów i nie mam tu na myśli kneblowania ust tym, którym lepiej myśli się lewicowo, tylko o pozbyciu się z uczelni ludzi narzucającym otoczeniu lewacki terror i lansujących pseudonaukowe dziedziny wymyślone przez poglądową progeniturę Róży Luksemburg. W 2018 roku powstała specjalna ustawa deubekizacyjna mająca oczyścić właśnie szkolnictwo wyższe z byłej agentury, jednak agenturalno lewicowi profesorowie nadal trzymają się mocno, zaś ich lewaccy wychowankowie pokroju Marcina Drozdowskiego w przebraniu - "Jego Perfekcyjność", pod nosem Gowina sieją pederastyczno-lewacką zawieruchę demontując na swoich pseudo naukowych wykładach polską tradycję i moralność. Czy i tam zagnieździł się klon Małgorzaty Gersdorf i z politycznego cienia kieruje polską nauką? A co z ustawą medialną? Jak widać pięć lat to za mało aby ją uchwalić, są przecież dobre wzorce z europejskich krajów, które na zasadzie "kopiuj, wklej" można przenieść na polski grunt. Niemożliwość uczynienia tego jest bardziej niż zastanawiająca. Czy i tu Jarosław Kaczyński chce balansować na politycznej linie podcinany bacikiem przez ambasador Mosbacher, która z uwagi na amerykańskiego właściciela TVN-u dba o amerykańskie interesy? Tak się przecież nie da, bowiem obywatel głupieje patrząc na tą coraz bardziej żenującą ekwilibrystykę. A przecież są jeszcze inne sprawy. Jest bezczelny Izrael i mienie pożydowskie, które tłuści, żydowscy bankierzy chcą nam ukraść, zupełnie jakby ich rodacy zabici w holokauście nie byli polskimi obywatelami. Jest związana z tym ustawa 447, w której nikt inni jak nasi sojusznicy Amerykanie deklarują się, że zrobią wszystko aby bezprawnie odebrać nam owo mienie. Są reparacje wojenne jakie winne nam są Niemcy no i  jest lgbt - dewiacyjna ideologia, za którą lejąc nas politycznie po pysku opowiedziało się ostatnio pięćdziesięciu ambasadorów akredytowanych w Polsce, twierdzących, że owa dewiacyjna nacja jest w Polsce prześladowana. Rzecz jasna, wśród ambasadorów brylowała  Georgette Mosbacher.

Zawsze dla narodu i polskiej prawicy był kościół katolicki. Jednak w dzisiejszych czasach nawet kościół nie jest opoką, nie tylko piotrową ale żadną. Przetrącony aferą pedofilską z papieżem, który porozumiewawczo mruga do imigrantów i pederastów oraz aktywnie wspiera episkopat Niemiec w kwestii dopuszczania do sakramentów rozwodników i aktywnych homoseksualistów oraz wyświęcania żonatych mężczyzn na księży. Wszystko to emanuje na Polskę, w której część kleru połknęła lewackiego bakcyla albo uległa liberalizmowi papieża Franciszka i jawnie opowiada się przeciwko swoim, kultywującym tradycyjną wizję kościoła, kolegom. Niby wszystko jest w porządku, biskupi wypisują listy duszpasterskie, w których traktują o grzechu sodomskim z całkiem niezłą emfazą, a jednocześnie ustami prymasa arcybiskupa Polaka (moim zdaniem najgorszego jak do tej pory prymasa) nawołują do przyjmowania emigrantów tak różnych kulturowo jak piec hutniczy różni się od piecyka w domowej kuchence, a co więcej każe nam płacić (mówiono o tym na ostatnich mszach niedzielnych) na spalone rękoma samych emigrantów osiedle domków na wyspie nomen omen Lesbos, wybudowane dla nich przez grecki rząd. Arcybiskup poznański Gądecki oraz inni jego episkopatowi koledzy zakazują zbierania na terenach kościelnych podpisów pod obywatelskim projektem ustawy "Stop lgbt" mającej zakazać afirmacji ruchów pederastyczno-dewiacyjnych. Jak to się ma do biblii jednoznacznie potępiającą sodomię? Po odpowiedź trzeba było pójść do samego arcybiskupa, który jako człowiek na ważnym, kościelnym urzędzie i bywały z pewnością wyjaśniłby nam ów fenomen, że Jezus mów, że Pan brzydzi się pederastiią - (zaczrpnięte z artykułu Tomasza T. Terlikowskiego) „Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi” (Rz 1, 26-28) – podkreśla św. Paweł, i nawiązując do katalogu występków uzupełnia, że „ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci”. (Rz 1, 30). zaś jego przełożony Franciszek mówi aby homoseksualizmem się nie przejmować, bo takimi niektórych ludzi stworzył Bóg. Sam ojciec kościoła św. Tomasz z Akwinu omawiając widzenie św. Katarzyny ze Sienny, twierdzi, że nawet demony przywodząc do samego grzechu z uwagi na swoją byłą, anielską naturę, odwracają wzrok od samego homoseksualnego aktu. One odwracają, papież Franciszek - nie! Ot św. Paweł i Tomasz z Akwinu swoje, a papież i arcybiskup swoje.

Taka jest właśnie Polska A.D. 2020. I w takiej rzeczywistości przychodzi działać zjednoczonej prawicy. Owa rzeczywistość staje się najzwyczajniej nieprzewidywana i groźna. Brak wsparcia pogubionego kościoła jest faktem zaś społeczeństwo demoralizowane trzydziestoleciem po okrągłostołowym jawi się jako niezdefiniowana i nieokiełznana magma gotowa na swojego wodza wybrać nawet Szalonego Kapelusznika. Co gorsza sama zjednoczona prawica zdaje się nie porządkować owej sytuacji, próbując grać na wielu fortepianach, co jest niemożliwe bowiem fortepianów jest zdecydowanie więcej niż rąk. Jak napisałem wcześniej werbalne deklaracje nie są popierane czynami, a sam Jarosław Kaczyński prezentuje jedynie, podawane stentorowym tonem, słowne zapewnienia o obronie polskiej racji stanu. Nie ma w prawicowej polityce determinacji ani gotowości do walki na śmierć i życie. Jest jedynie cwaniakowanie, za którym czai się strach i gotowość w przypadku międzynarodowej obstrukcji do powrotu na pozycje wyjściowe. Polityka to nie film i nie "Wystarczy być" (film z udziałem Petera Sellersa - szczerze polecam, bo dotyczy także polityki) zaś działanie jest po stokroć lepsze od inercji. Także balansowanie to sztuczka, której najzwyczajniej nie da się stosować bez końca o czym doskonale wiedział marszałek Piłsudski. Balansowanie nie jest bowiem czytelne dla narodu, który ogłupiały ostatnim trzydziestoleciem, może zgłupieć do końca. Ważne aby o owej możliwości wiedział Jarosław Kaczyński i cała zjednoczona prawica. 






Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka