Agnieszka Holland w stacji radiowej TOK FM przedstawiła swoje poglądy odnośnie tolerancji. I właściwie tak mógłbym skończyć tą notkę, dodając cynicznie uśmiechniętą „buźką”, gdyż z wyjątkiem pewnego szczegółu, retoryka znanej reżyserki nie odbiegała na jotę od tego co słyszymy, gdy tylko pani Agnieszka ma nieszczęście otworzyć usta.
Jednak jej przekaz, mimo, że znany, jawi się jako bardziej irytujący z powodu ostatnich francuskich wydarzeń i pęczniejącego, jak ciasto na kebab, islamskiego fanatyzmu, nad którym Agnieszka Holland, przemyka jak złodziej futer obok sex shopu, aby zraz wrócić do snucia opowieści o zwyciężającej wszystko tolerancji. Czyli nic nowego.
Owe szczegóły, o których wspomniałem, mające nieco zmienić dość podły klimat tego wyznania wiary niewierzącej, liberalnej Agnieszki, to - odwołanie się do chrześcijańskich wartości i Ewangelii. Jednak jak łatwo się domyślić, klimat pozostaje ten sam, bo pani reżyser owe chrześcijańskie wartości chce dodać w formie przyprawy do, upichconego z jej poplątanych poglądów i wątpliwych przekonań, dania głównego pod tytułem: „Tolerancja po mojemu” z Ewangelią w roli przystawki. A tam, w tym garze, w którym się pichci, już roi się od różnych nawoływań do dialogu z Muzułmanami, Żydami i pederastami rzecz jasna. Na próżno w owej retoryce znaleźć chociaż ślad refleksji przyczynowo skutkowej, uzmysławiającej, że w przypadku fanatycznego mudżahedina, dialog w duchu tolerancji poskutkował by tak sam jak wobec najeżdżającego Ziemię Marsjanina. To jednak pani Agnieszki nie zniechęca, nawet nie przystaje nad problemem głuchoty moralnej islamisty z kałachem. Przeczołguje się pod jego lufą jak zawodowy frontowiec po czym otrzepuje muzułmański piach i z chrześcijańskimi wartościami pod jedną oraz ewangelią pod drugą pachą zaczyna flekować złe katolickie wychowanie znieczulające nas na wszystko to, co Holland jest drogie, czyli na liberalno libertyńską Europę, nadstawianie policzka mudżahedinom oraz wspaniałe i ze wszech miar wskazane multi-kulti.
Trudno to wszystko ogarnąć. Do głowy przychodzi jedynie porównanie dzisiejszych „depozytariuszy kultury” a’la Agnieszka Holland do pożytecznych idiotów takich jak Sartre czy Chaplin, wychwalających stalinowski komunizm. Ale można sobie utyskiwać. Kiedy Holland ma pretensje do Polaków , że nie wsparli moralnie Francuzów i nie demonstrowali milionami przeciwko rozstrzelaniu lewackich obrazoburców, to ma pretensje o to, że nie zadecydowaliśmy się na to, czego chce laicka i zdegenerowana Europa. Holland niczym lewacki propagandysta szermuje wolnością, równością i braterstwem, „ideałami” rewolucji francuskiej wyciętymi w ciele narodu ostrzem świstającej gilotyny i zmutowanymi przez komunizm najpierw w system masowego zniewolenia, a później przez lewaków, w system masowego upodlenia człowieka i społeczeństwa nazwanym dla niepoznaki – wolnością. I o to właśnie chodzi, aby podnosić temat wolności jako przyzwolenia na wszelkiego rodzaju swawole ukryte pod pokrętną retoryką jak kupa pod białym pudełkiem, i wołać głośno, że właśnie to, ta swawola jest celem do którego zmierzało tysiące pokoleń ludzi.
Ja nie zamierzam podnosić białego pudełka, leżącego zachęcająco na europejskim bruku, mam nadzieję, że Państwo też.
Inne tematy w dziale Polityka