Europę, a za nią Polskę toczą dwa nowotwory złośliwe, z każdym rokiem coraz bardziej zajadłe. Trudno z nimi walczyć, gdyż wytwarzają czynniki maskujące i ogłupiając organizmy zaatakowane. Pozornie, wydawać by się mogło, że to walczący ze sobą antagoniści. Nic bardziej mylnego. Chociaż działają w różnych rejonach zaatakowanego organizmu i nie są do siebie podobne, współpracują ze sobą i się wspierają.
Pierwszy nowotwór, rozrosły i naciekły( jak to mówią onkolodzy), nie tylko na Polskę, ale na Europę i na świat cały to - neokapitalizm. Tworzą go bankowa finansjera i wielkie korporacje . Jest on wpięty we wszystkie aorty świata, rozsiany (znowu onkologia) na całym globie i nieoperacyjny. Nowotwór widziany z kosmosu zdaje się być symbiontem, biorącym wiele z drugiego organizmu ale i równie wiele dającym. Jednak gdy zrobimy optyczne (optyką rozsądku rzecz jasna) zbliżenie, symbiont zamienia się w pasożyta, a gdy obraz jeszcze powiększymy, tak jak na mapach Google, rozrosły rak ukazuje nam się w pełnej okazałości.
Już widzę jak oburzyli by się wielcy ekonomiści na kontestację współczesnego kapitalizmu i jak uradowali by się komuniści, komunardzi i komsomolcy, gdyby wielkie nacje, bo przecież nie ja maluczki, krzyknęły miliardowym głosem, że neokapitalizm jest do dupy i bardziej przypomina neokolonializm oraz dawne, barbarzyńskie zdzierstwo Rockefellerów i Morganów niż godny dzisiejszych czasów kapitalizm humanistyczny (progenitura Rockefellerów i Morganów tarzała by się ze śmiechu słysząc takie określenie). Na nieszczęście owemu miliardowemu głosowi, nikt z rządzących i żaden z ich ekspertów nie przytaknie. Nikt z nich nie powie złego słowa na współczesny kapitalizm niosący z sobą najbardziej niesprawiedliwy w historii świata podział dóbr. Mało tego. Wszyscy, politycy, ekonomiści i dziennikarze (patrz EKG) będą go bronić do krwi ostatniej, gotowi odrąbać każdą dłoń podniesioną na ów nowotwór czy pasożyta, jak kto woli. W jego obronie, w obronie status quo wielkich korporacji i banków, gotowi są pozbawiać społeczeństwa zdobyczy cywilizacyjnych w postaci dni wolnych, ośmiogodzinnego dnia pracy, przyzwoitego okresu zatrudnienia, przywilejów socjalnych i branżowych. Wszystko w imię biznesu i pieniądza.
Owi przywódcy przysięgający na biblię i z Bogiem na ustach. będą okradać ludzi i dodrukowywać tony pieniędzy, aby tylko banki nie straciły i nie zachwiał się ustalony przepływ dóbr: od biednych - po przez banki i korporacje – do bogaczy. Ktoś powie: naturalna kolej rzeczy. I będzie miał rację ten ktoś, ale za nim się ucieszy przyznaniem racji, niech wie, że to nie zasada, ale skala owego przepływu i forma są bandyckie i nieludzkie.
Uzależnienie człowieka od banków i korporacji przypomina zawoalowane niewolnictwo. Całe życie ekonomiczne narodów zostało tak przez ów nowotwór ułożone, abyś nigdy nie był w stanie kupić istotnych dóbr materialnych z pracy własnych rąk. Nie będzie ci dane zaoszczędzić tyle aby nabyć mieszkanie, samochód, czy odłożył na szkoły dla dzieci. A jeśli już to latami będziesz, jak Chińczyk, wypruwał sobie żyły aby coś zaoszczędzić (chińska odmiana neokapitalizmu jest chyba najgorsza). Musisz więc pożyczyć od banku, związać się z nim, zaakceptować jego zasady. Twoja praca staje się własnością banku, zamieniającego ją na wieloletnie raty, które, gdy je podliczysz, przewyższają o multum, to, co od niego dostałeś.
Marudzisz – powiecie. Przecież zawsze tak było. Zawsze się pożyczało i zawsze oddawało, a za dwa koła na rękę świata się nie zawojuje. Macie rację co do ostatniej kwestii, ale może warto się zastanowić, dla czego praca jest taka tania, a pieniądz taki drogi? Odpowiem – nie mam pojęcia. Ale mam podejrzenia, graniczące z pewnością, że to ich macha i ich geszeft.
Neokapitalizmowi udała się rzecz niebywała. Do niedawna najważniejszym podmiotem naszego świata, przynajmniej tym werbalnym i deklarowanym, był człowiek. Ale to się skończyło. Neokapitalizm na pierwsze miejsce wypromował siebie. Z pomysłu jak garstka ma łupić wszystkich, uczynił ideę, ważniejszą niż ludzki duch i człowiecza materia. Dzisiaj nie broni się już ludzi i ich dobytku. Broni się ich stylu życia czyli możliwości bycia niewolonym przez banki i korporacje. Gdy wali się na nas kryzys, nie chroni się człowieka i jego mienia, chroni się banki i ich fundusze inwestycyjne (Goldman Sachs i wszystkie inne). Do tego, uzupełniająco niejako i wspierająco ideę neokapitalizmu jako czynnika nadrzędnego, słyszymy, że chciwość jest dobra, a z hasła: „bogaćcie się” – podszytego szyderstwem, czczego przekazu do milionów, uczyniono motyw przewodni, wezwanie i zawołanie dla bogaczy - bogaćcie się nieustająco.
Nikt nie podskoczy neokapitalizmowi. Ideowość, zasady moralne i chęć służenia społeczeństwom – cechy uczciwego polityka, nie mają szans w konfrontacji z grubymi miliardami, wyciąganymi z kapitalistycznych worów bez dna. Nie ma takiego, który nie ulegnie - zapytajcie Tuska (choć w jego wypadku określenie - uczciwy polityk, należy zaopatrzyć w wielki, jak maszty okrętowe, cudzysłów). Do tego, lansujący kapitalizm i chroniący go, świat mediów i reklam, wbijający nam w głowę co jest cool, czego potrzebujemy i jakie winny być nasze pragnienia. Takiego układu, owej swoistej trójcy z neokapitalizmem w roli boga ojca, światem polityki i mediami, nikt nie ruszy. Nasuwa się tutaj biblijne skojarzenie z apokaliptyczną bestią „I Bestii pokłon oddali mówiąc „któż jest podobny do Bestii i któż potrafi rozpocząć z nią walkę?” (Ap. Św. Jana 13.4). Jednak nie trzeba widzieć biblijnych podobieństw, aby uznać, że siła neokapitalizmu stała się przepotężna, a jego potęga bardziej destrukcyjna niż bomba atomowa.
Jednak żaden organizm nie przeżyłby tak rozrośniętego nowotworu, gdyby ten nie narzucił sobie samoograniczeń (może więc to nie nowotwór tylko pasożyt?!), a przede wszystkim nie aplikował organizmowi szpryc z morfiny, którą w tym przypadku stanowią różne fundacje i UNESCO’a mające dbać o biednych i dawać im „wędki” do chudych łapek. Owa szpryca to także retoryka bogactwa, wycyzelowana przez media tak misternie, że zamiast odrazy i niezgody na taki porządek świata, powoduje pragnienie dostania się do niego za wszelką cenę. Te wszystkie loterie, cadillaki do wygrania, pensje przez dwadzieścia lat oraz gadżety, gadżety i jeszcze raz gadżety, wciągające nas do zero jedynkowego świata równoległego i odciągające od rzeczywistości.
Czasami jednak organizm buntuje się, Wybucha jakaś rewolucja, obala się dyktatora czy nacjonalizuje banki i firmy. Odcina się część nowotworu i rozrywa jego krępujące macki. Przez chwilę jest dobrze, ale bardzo szybko komórki wolności potwornieją i ulegają przemianie w to, z czym walczyły. Tak jest zawsze, chwilowe rozluźnienie gorsetu, wycięcie zdegenerowanego mięcha, aby zrobić miejsce na nowe.
Czyżby więc taki stan rzeczy był naszym przeznaczeniem? Czy egzystowanie w świecie permanentnego wyzysku to konieczność dziejowa, karma wszystkich niebogatych? Pytanie egzystencjalne, na które nie ma łatwej odpowiedzi, tym bardziej, że neokapitalizm nie jest jedynym nowotworem toczącym naszą planetę. Być może, jeśli udałoby nam się zorganizować oddolnie i postawić na swoim czele jednostki naprawdę światłe i gotowe do poświęceń, a jednoczenie zdeterminowane, odważne i mądre, mielibyśmy szansę zmienić owe, zdawałoby się niezmieniane, kapitalistyczne paradygmaty. Uczynienie ogółu społeczeństwa Ziemi – społeczeństwem obywatelskim, jawi się jako jedyna możliwość zmiany obecnego neokapitalistycznego wektora rozwoju, na inny - proludzki i prospołeczny. Tutaj jednak czyha nowy twór – nowotwór, który nazywa się - ideologia lewicowa (lewacka). Ale o tym w następnej części.
Inne tematy w dziale Polityka