Harley Porter Harley Porter
390
BLOG

Komorowszczyzna

Harley Porter Harley Porter Polityka Obserwuj notkę 8

image

 

Patrzę z uśmiechem złośliwego rozbawienia jak polityczni i medialni opiekunowie prezydenta Bronisława Komorowskiego, próbują ukryć jego image i emploi, absolutnie nie przystające do aktualnych wyzwań i przyszłych potrzeb. Specjalnie używam obcych określeń, bo choć Polacy nie gęsi i swój język mają, to właśnie  odpowiedni image i emploi w wymiarze ogólnonarodowym i zagranicznym jest potrzebny, rzec by można „na gwałt” obecnemu prezydentowi.

Ciężki, pochylony chód spasionego jabłkami konia, który dawno nie wychodził ze stajni. Sposób mówienia wujka Edka na imieninach u cioci Peli, raczącego zebranych przaśnymi anegdotami. I geriatryczne otoczenie gaduł, udowadniających, że prezydenckie brzuszysko to wyćwiczony w siłowni sześciopak. Do tego cały zbiór prezydenckich „złotych” bon motów i pokracznych „szogunowych” zachowań, dopełniają zewnętrzny, prezydencki obraz.  

Obraz ten podkreślam szczególnie i dobitnie, bo w pamięci mam, jak strona fajnych polaków (pisownia przez małe p zamierzona)  z PO  drwiła i szydziła z każdego niemal słowa i gestu nieżyjącego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jak wyśmiewała ciepłe gesty i relacje między małżonkami - bez litości, bez zahamowań i bez przyzwoitości. Ile pomyj, ustami i piórem służalczych dziennikarzy opcji rządzącej, zostało wylanych na parę prezydencką, tych samych dziennikarzy, którzy teraz widząc zachowania i lapsusy językowe Komorowskiego, milczą jak zaklęci. Sądzę, że nie ma potrzeby odpowiadać na pytanie dla czego oczy czołowych dziennikarzy Polityki, Gazety Wyborczej, TVNu, Polsatu i paru innych mediów pozostają ślepe na wyczyny prezydenta Komorowskiego. Oprócz kontestacji, że tego typu dziennikarstwo, żadnym dziennikarstwem nie jest, tylko politycznie służalczą hucpą, skomentowanie tego typu zachowań tak zwanych dziennikarzy prorządowych, musiało by cechować się dużą ilością wulgaryzmów, albo groźbami karalnymi, więc poprzestańmy na tym.

Ale oprócz tak zwanej gęby, czyli tego, co widzimy i słyszymy odnośnie urzędującego prezydenta, jest także to, co najważniejsze, a więc clou (znowu obcojęzyczne słówko) rządów Komorowskiego, czyli wszystko to, co dała nam jego prezydencja, przed czym ustrzegła, a przed czym ustrzec nie zdołała.

Jeśli zapytać przeciętnego Polaka z czym kojarzy mu się prezydentura Komorowskiego, odpowie, że ze spokojem. Tym samym spokojem, tu już ja dopowiadam, który przez pięć lat tolerował mizerię polskiej armii, przyklaskiwał rządowi PO w jego mizianiu się z Rosją i spokojnie odmawiał zgody na pomnik upamiętniający Tragedię Smoleńską. Niestety, dla wielu z nas nicnierobienie i celebrowanie  dętych państwowych uroczystości dziejących się wśród szelestu śnieżnobiałych koszul i „dawania do dacha” przez generalską ciżbę, kojarzy się ze stabilizacją, jakże łatwo myloną z marazmem niespokojnego trwania, który w kontekście szykującej się do wojny Rosji, staje się zwodniczy jak ogniki na bagnach.

Co bardziej pamiętliwi obywatele powiedzą, że pięciolatka Komorowskiego to całkowita cisza medialna odnośnie jego rodziny, stojąca w całkowitej sprzeczności ze zwierzęcym jazgotem i laną cykutą na rodzinę Lecha Kaczyńskiego. Rodzina Komorowskiego, to dla mediów mainstreamowych rzecz nietykalna, o której, tak jak o ukochanym synu, popełniającym mezalians, nie rozmawia się wcale. I znowu diagnoza nasuwa się sama i narasta w ustach ślina aby splunąć pod nogi, a może nie tylko pod nogi, tym wszystkim symbolicznym Lisom i Paradowskim.

Owi pamiętliwi obywatele mogą także wskazać oskarżycielsko na ustawę o przedłużeniu wieku emerytalnego, jaką po POwskiej batalii w sejmie, raczył bezrefleksyjnie podpisać pan prezydent, ten sam, który teraz stawia na rodzinę, społeczeństwo, na jedność obywatelską i zgodę. Zaiste, doskonały przyczynek dla zgody i jedności.

Trwający nieustająco romans z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, napakowanymi  twardogłowymi, prosowieckimi komunistami, aby nie powiedzieć więcej i mocniej, to kolejny sznyt i znak rozpoznawczy prezydenta Bronisława. I nieważne, że Żakowski i kompani  z  piątkowych, propagandowych nasiadówek milczą o tym jakby im zaropiały struny głosowe, podobnie jak o rozprawie sądowej w sprawie tejże WSI, nacechowanej prezydencką amnezją. Fakty są faktami, a próby ich pomijania tylko dyskredytują apologetów komorowszczyzny.

Owa komorowszczyzna to właśnie ów narodowy balast nie pozwalający Polakom wzbić się ponad dziadostwo i beznadzieję ku wielkości. To konglomerat cech popychający nas bardziej do Sasa niż do Jagiellończyka i wikłający w europejską, unifikacyjną poprawność - zestrachaną i prosowiecką. To coś, na co nigdy nie zgodził by się Lech Kaczyński i nie chce się zgodzić żaden, prawy obywatel.

 

 

 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj8 Obserwuj notkę

Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka