Jest zlecenie na Dudę. Widać to w telewizyjnych przekazach i radiowych pogłosach. Wszystko wokoło, a przynajmniej ta POwska część wszystkiego, woła, że Duda musi umrzeć medialnie, że trzeba wylać na niego taką ilość pomyj aby utonął w nich, jak rybak, który wypadł z kutra na środku Bałtyku. Przyzwoitość stała się monetą mocno zdewaluowaną dla wielu dziennikarzy obsługujących programy publicystyczne, te mainstreamowi, jak i te publiczne, teoretycznie obiektywne i odległe od antypisowskiej poprawności politycznej. Wszyscy oni, cała ta dziennikarska, zdegenerowana brać łącznie z internetowymi psiarczykami, starają się wystąpić przynajmniej, albo co najmniej w roli trującego kolca cierniowego wbitego w piętę kandydata PiSu.
Ostatnio, hołubioną i dopieszczaną informacją jest ta, że Andrzej Duda był niegdyś członkiem Unii Wolności. Wiadomość ta jest podawana z ręki do ręki przez nieprzyjazne Dudzie media jak niezwykle cenny artefakt, mogący przyczynić się do zmiany wyniku wyborczego. Operatorzy obecnego, politycznego status quo, usiłują przerobić tą informację na pocisk, którym można by odstrzelić pisowskiego kandydata na prezydenta. Dla potrzeb zleconego zadania zupełnie pomija się fakt, że niegdyś Ewa Kopacz, przed wstąpieniem do Platformy Obywatelskiej była członkiem ZSL, dla tych, którzy nie pamiętają skrótu przypominam – Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego – przybudówki dawnej PZPR (tego skrótu chyba nie muszę wyjaśniać?!), zaś POman Radek (dla czego starego konia nazywają Radek – ciągle będę zadawał to pytanie?!) Sikorski – nie wywodził się z PiS.
Jak widać, w tym medialnym rozdaniu fakty te nie mają znaczenia. Kopacz w ZSLu – furda, Sikorski w PiS furda podobna. Jednak To, że Andrzej Duda miał epizod w Unii Wolności furdą dla mainstreamowych dziennikarzy już nie jest. Do tego rozdyma się fakt, że Duda nie przyznał się do przypadku, iż jako młody człowiek, szukający swojej drogi politycznej, miał epizod przynależności do Unii Wolności w jej schyłkowym okresie. Jednocześnie nie eksponuje się informacji dziennikarzy Newsweeka, niefortunnie chyba rzuconej: Zadzwoniliśmy do pięciu byłych działaczy Unii z Krakowa. Żaden nie słyszał o aktywności Dudy w tej partii.
Kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta RP zapewne nie jest dumny z przynależności do partii, która stałą się matecznikiem obecnych włodarzy Polski. Wtedy, nie miał tej wiedzy, jaką ma dzisiaj. Zaś fakt, że nie przeszedł do dopiero co powstałej Platformy Obywatelskiej świadczy o nim jak najlepiej. Nie potraktowanie przynależności do Unii Wolności jako początku drogi politycznej całkowicie rozumiem. Unia Wolności rozpadła się w 2002 roku. Wtedy zapewne, młody Duda był przekonany, ze to koniec jego politycznych aspiracji. Zaistniał dopiero cztery lata później w 2006 roku jako ekspert w pałacu prezydenckim, wtedy już ze skrystalizowanymi poglądami jako wierny zausznik i przyjaciel Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej - Lecha Kaczyńskiego.
Inne tematy w dziale Polityka