Przydługi tytuł - wiem, ale adekwatny do tego, o czym chcę napisać. Litwa ogłasza bowiem powrót do poboru. Staje się to praktycznie z dnia na dzień. Litewski rząd dostaje do realizacji ustawę ratyfikowaną przez parlament i ma ją jak najszybciej zrealizować. Jednomyślnie, cała klasa polityczna Litwy uznała, ze zagrożenie sowieckim imperializmem jest tak duże, że nie ma czasu na subtelne przemyślenia i polityczne krygowanie się. Litwini gotowi są postawić na szali swojej niepodległości wszystkie siły jakimi dysponują, cały swój zapał i cały patriotyzm. Starają się wejść w rolę rosomaka gotowego odgryźć łapę rosyjskiemu grizli.
A my? Chciałoby się zapytać. Sowieci zapełniają Obwód Kaliningradzki nowymi iskanderami, na Krym przerzucane są ciężkie bombowce, a polska premier stwierdza spokojnie, że rakiety w Kaliningradzie zawsze były, zaś tuba III RP i wyrocznia mainstreamowego dziennikarstwa – Janina Paradowska zblazowanym głosem (nic na to nie poradzę, ze w eterze, ten jej manieryczny głos brzmi jak zaśpiew zepsutej do cna starej hrabini, przynajmniej dla mnie) ogłasza, że zawsze się gdzieś jakieś rakiety przesuwa. Co prawda nasz szogun Koziej wyraża pobożne życzenie, ze Polska musi stać się taka, aby Rosjanie nie weszli w nią jak w masło, ale wszystko to brzmi jak jakiś, wykastrowany z woli politycznej, manifest słabego kraiku idącego w głównym nurcie strachliwej Europy.
Bo taką właśnie jest ta nasza Polska – kraikiem wykastrowanym z woli politycznej, z wypłukanym patriotyzmem - patrz były minister Olechowski, który wszem i wobec deklaruje, że w razie czego wieje do Australii, z obcymi bankami, niemieckimi Lidlami i tuskowym zaśpiewem, ze nic się nie stało. Jak na czymś takim budować wolę polityczną i z takimi ludźmi u steru władzy? We wczorajszym „Tak jest” widzę byłego wiceministra Szeremietiewa sprzeczającego się z jakimś nawiedzonym pacyfistą z równie nawiedzonej organizacji, ględzącym, że chcemy wydać sto pięćdziesiąt miliardów na zbrojenia, a służba zdrowia, a szkolnictwo i Bóg wie co jeszcze… Ciekaw jestem co ów młodzian powiedziałby sowieckiemu pułkownikowi Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), który po napojeniu koni w Wiśle, przesłuchiwał by go aby ustalić, czy owa pacyfistyczna organizacja zagraża wielkiej Rosji czy nie? Też by mu wyjeżdżał z tekstem jak to sowieci zbroją się na przekór wolności, równości i braterstwa? Już to widzę.
Niestety, ów młodzian był wyrazicielem przekonań całej opcji fajnopolackiej, wykreowanej przez uciekiniera do Brukseli Tuska i podtrzymywanej na duchu przez obecny establishment Platformy Obywatelskiej. W końcu na takiej bezojczyźnianej wizji Polski, w której można wszystko, a patriotyzm spłukuje się do wychodka pod tytułem „koniec historii” doszli do władzy.
Tak więc premier Kopacz nuci w duchu fajnopolackim, a jej przyjaciółka Paradowska, jak pudło rezonansowe powtarza ów zaśpiew: nic się nie stało, Polacy. Nic się nie stało.
Inne tematy w dziale Polityka