Harley Porter Harley Porter
948
BLOG

Paradowska i Wołek - antypatrioci poprawni

Harley Porter Harley Porter Polityka Obserwuj notkę 14

Gdyby w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym roku, Lech Wałęsa powiedział stoczniowcom, że Polacy po to odzyskują wolność (inna sprawa czy ja naprawdę odzyskali),aby nie móc decydować o swoim kraju i o polityce, jaką władze Rzeczypospolitej będą prowadzić,  owi stoczniowcy rozdarli by elektryka, który miał niewiarygodne szczęście w totka, na sztuki i taki byłby koniec jego drogi od Bolka do prezydenta. Niestety, wtedy te słowa nie padły i nie wybrzmiały obawy, jakie mieli mądrzy ludzie, przed kapitalistycznymi przemianami, jakie w dużej części zafundowali nam kapusie z pseudonimami i przerobieni w tempie ekspresowym na demokratów, komuniści.

Owe słowa, że Polacy nie będą mieli nic do gadania o tym w jakim kierunku idzie ich kraj, nie padły jeszcze długo. Nie mówiono o tym wtedy, gdy wchodziliśmy do NATO, ani kiedy przystępowaliśmy do Unii Europejskiej. Na dobrą sprawę nie mówiono tego do dzisiaj. Co prawda, kiedy Lech i Jarosław Kaczyńscy chcieli doprowadzić do tego aby z się nami  liczono, przynajmniej za Odrą i spróbowali pójść inną drogą niż życzyłaby sobie Unia, politycy i redaktorzy opcji obecnej, werbalnie i medialnie kręcili wielkie koła na czole i udowadniali, że trzymanie się zasad unijnej uległości, to jedyna mądra rzecz, jaką powinniśmy zrobić, bo przecież tamci wiedzą lepiej. Robiono wtedy z braci Kaczyńskich wariatów, gdyż tylko wariaci mogli przeciwstawiać się wielkiej Brukseli – najmądrzejszej z mądrych.

W dwa tysiące piątym roku, czyli dwa lata po przestąpieniu Polski do Unii Europejskiej, wszyscy wiązaliśmy z nią wielkie nadzieje. Liczyliśmy na gigantyczne środki, fundujące nam niemal high life za darmo dla każdego. Kontestacja tego przez Kaczyńskich wzbudzić więc musiała wyjątkową niechęć środowisk pro platformerskich oraz sprzęgniętych z nimi, mediów. Nie mniej, wierzono jeszcze wtedy, że Polska prowadzi własną politykę gospodarczą i społeczną, która przez to, że jest właściwa, idzie w parze z tą unijną. Środowiska próbujące narzucić Polakom wzorce obyczajowości Unii Europejskiej były jeszcze słabe, więc  w społeczeństwie istniała wiara, że idziemy drogą, która jest dla nas doba, a przede wszystkim, że sami ją sobie wyznaczyliśmy

Mimo, że spodziewany raj stał się jedynie rajem dla niektórych, a własny wkład, jaki trzeba było dołożyć aby móc korzystać ze środków unijnych, rujnował miasta i gminy, zaś afery finansowe co rusz  wstrząsały opinią publiczną, nadal wierzono, że  pro unijna spolegliwość jest to wybór dobry dla Polski. Nie widziano niczego niewłaściwego w wykonywaniu wszelkich dyrektyw, zaś przenoszenie ciężaru władzy do Brukseli uznawano za rzecz jak najbardziej normalną. Nie widziano, albo nie chciano widzieć, że wielkie państwa, takie jak Niemcy, Francja czy Anglia nadal prowadzą politykę niezależną, czyniąc z Brukseli jedynie fasadę.

Za rządów Tuska prawda o micie niezależności Polski od Unii Europejskiej, zaczęła powoli parcieć i odpadać, na co z pewnością wpływ miały charakter i wyobraźnia polityczna samego Tuska, całkowicie wiążące jedyną nadzieje z Brukselą i liczące na możliwość zrobienia dalszej kariery politycznej na jej łonie. To za jego czasów całkowicie obumarła inicjatywa polityczna zwana Trójkątem Wyszehradzkim, promująca naszą niezależność i pozycję lidera w Europie środkowej. To za czasów Tuska zrezygnowaliśmy z własnej polityki wschodniej, oddając pole i inicjatywę Unii Europejskie, stawiając się tym samym w roli klienta Brukseli i Moskwy. Nadal jednak mówiono, że to co czynimy, a raczej to, czego czynić zaprzestaliśmy, to właściwy kurs i  jedyna tak zwana real politic, na jaką nas stać.

I wreszcie dzisiaj, to jest w piątek dwudziestego czwartego kwietnia, na falach radia TOK FM, ustami Janiny Paradowskiej i Tomasza Wołka usłyszałem to, co powinien powiedzieć nam Wałęsa w osiemdziesiątym dziewiątym, a mianowicie, że nie po to walczyliśmy o wolność aby sami o sobie decydować.

Oboje dziennikarze, w swoim stylu, to jest przy użyciu ponad programowej ilości przymiotników negatywnych, uznali, wypowiedź kandydata PiS na prezydenta RP Andrzeja Dudy, który stwierdził, że Polska powinna wybrać swoją własną drogę polityczną, w domyśle, mającą promować i dodawać splendoru Polsce, a także, co najważniejsze, czynić ją silną i niezależną, uznali tą wypowiedź za fantasmagoryczną i wypraną z politycznych realiów. Zwłaszcza Tomasz Wołek, moszczący się powoli w butach Urbana, jako główny apologeta PRLu bis, z niezawodną oratorską swadą antypisowską, udowadniał, jak to niegodni jesteśmy aby być wielkim narodem. Jednym słowem to, co do tej pory przemilczano i czym nie epatowano, a więc stanowiskiem „elit” odnośnie naszej pozycji w Europie, zostało przez Wołka i Paradowską wyartykułowane, przy jednoznacznej aprobacie pozostałych dwóch tuzów apologii Unii  Europejskiej i anty apologii Polski – Władyki i Lisa.

Pozostaje nam więc przywyknąć do tego, że jesteśmy narodem zdeprecjonowanym i podbitym europejską Real politic, narodem, który zdaniem powyższych rozmówców, trzeba wytrzebić z ojczyźnianego kołtuństwa i  romantycznego mesjanizmu. I nie dlatego, że owi burzyciele dotychczasowych wartości mają rację, tylko dla tego, że z powodów mi bliżej nieznanych, tego właśnie chcą.

 

 

 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj14 Obserwuj notkę

Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka