Nie chodzi mi o nieńców pisanych z dużej litery czyli o naród Samojedów, zamieszkujący obecnie wschodnie tereny Europy i jeszcze dalej na wschód. Pisząc o nieńcach mam na myśli narody na zachodzie Europy, u zarania naszej państwowości i jeszcze wcześniej, kiedy to my Polanie i Słowianie, tak nazywaliśmy przybyszów zza Odry, których mowy nie rozumieliśmy, i których w związku z tym nazwaliśmy nieńcami – niezrozumiałymi, aby później z potrzeby fonetycznego ułatwienia określić ich jako niemcy. Niemcami, pisanymi z dużej, zostali z chwilą terytorialnego określenia i rozwoju grabieżczej potęgi dookreślonego już państwa. Tyle tytułem wstępu.
Jak się okazuje i dzisiaj mamy nieńców, czyli takich płci różnej, których nie rozumiemy choć mówią po polsku, a jeśli rozumiemy to i tak mamy wrażenie, ze mówią do nas jak niepolacy jednoczący się z tymi, którzy Polsce, tak jak eurodeputowany Guy Verhofstadt zaciśniętą pięść w geście Kozakiewicza pokazują. Bo czyż TOK FMowska Janina Paradowska ze swoim naczelnym Baczyńskim i Wrońskim, nie ubolewają jak to rząd Beaty Szydło i Jarosław Kaczyński i całe Prawo i Sprawiedliwość oraz Polskie Państwo słabo przez Komisję Europejską skopane zostało i jak to jedynym tym, co to umiał dokopać, ale czynił to o zgrozo pojedynczo, był Guy Verhofstadt znany polakożerca, skrajny do bólu liberał i były premier kraiku nieco większego od Wielkopolski? Czy można ich zrozumieć, a zwłaszcza zaakceptować ten fałszywy język Paradowskiej i podwójne standardy nakazujące jej złorzeczyć prawie i wygadywać na Beatę Szydło, uznając wszystko co mówiła premier na forum europejskim za kłamliwe, obłudne i złośliwe? Paradowska nie pamięta (może z przyczyny wieku) albo pamiętać nie chce, że zachowania Donalda Tuska, umiejącego owijać sobie wokół palca polski parlament i szydzić z opozycji, określała jako zgrabne, błyskotliwe i inteligentne. No cóż, najwidoczniej zasada Kalego dotyczy także Paradowskiej.
Nieńcy niczym dobrze naoliwione maszynki do gadania, swoją swadą, gorliwością i zapałem nadać chcą nowego ducha owej intrydze antyrządowej, bo przecież nie anty polskiej. Polskę bowiem owi sprzymierzeńcy Verhofstadta chcą pozostawić taką jaka była przed Kaczyńskim, czyli liberalną i ułożoną, grzecznie całującą dwie dłonie, jedną unijną, a drugą niemiecką, zapewniającą dobre życie pogrobowcom Magdalenki i słabą, bo moc i potęga według nich nie jest dla naszej Ojczyzny.
Trzeba było posłuchać Baczyńskiego, a raczej wsłuchać się w staccato jego głosu. Słowa bowiem były jak zwykle baczyńskie i parszywe - nienieckie, ale owo staccato głosu to już inna sprawa. Nowa artykulacja się bowiem pojawiła, gorliwie europejska i zaprzańczo antypolska, kolaborancka, utrwalająca przywileje pogrobowców magdalenki – ot lizusowska i ponaglająca muzyka zdrady narodowej, co by prędzej te Niemcy i ta Unia z Polska porządek zrobiły. Myślę, że właśnie kolaboracją ów stan ducha polskich nieńców trzeba nazwać. I choć przecież także czyny i niezrozumiała dla przyzwoitości nowomowa targowicka ową kolaborację czynią, to właśnie stan ducha jest najważniejszy. Ów „nowoczesny patriotyzm” przemieniony w niepolskość i nieprzyzwoitość, zaś na końcu przepoczwarzony w kwintesencję nienieckiego Europejczyka, o tyle groźnego, że z zapałem akolity, plującego na Polskę.
Kolaboracja jak ta Vichy marzy się wszystkim moralnym Baczyńskim z pozorem niezależności i fasadą demokracji osadzonymi jak chorągiewki w dupie czekoladowego orła w erzacu prawdziwego państwa. Ale dla nich to nie jest istotne. Dla nich liczy się liberalizm pana Verhofstadta i samoprzerobienie się na podobnych jemu Europejczyków. Polskę zszarganą – krzyczą nieńcy – racz nam zwrócić Unio!
Inne tematy w dziale Polityka