… dla Sławomira Sierakowskiego, Ryszarda Petru, Grzegorza Schetyny, a nawet Janiny Paradowskiej, której antycypacje, jak wiadomo, należy traktować zawsze jako już dokonane fakty medialne.
Przez całe dwudziestosześciolecie pookrągłostołowe, a szczególnie w ostatnich ośmiu latach tworzyło się nam społeczeństwo coraz bardziej indoktrynowane nową ideą demokracji nie mającej ponoć alternatywy, gdyż wszystko inne, jak słyszeliśmy nie raz nie dziesięć, było obciachowe, kołtuńskie i zacofane. Zwłaszcza ta ostatnia cecha stawała mocno, gdyż demokracja liberalna, bo to o niej mowa, tak jak homo sapiens na drodze ewolucji, miała się jawić jako najwyższe stadium rozwoju i dojrzałości społeczeństw.
W sposób niemal magiczny demokracja liberalna dała radę pogodzić korporacjonizm i dyktat wielkiej finansjery z niebywałą wolnością obyczajową i dowolnością moralnych wyborów. Gotowa też była ubogacać się nowymi ideologiami, takimi jak gender czy „oryginalnymi” pomysłami transformacji naszej seksualności z tej normalnej na tą wyzwoloną z, na przykład, kazirodczych „okowów”.
Także i ideom wyższym pozwala się krzewić liberalnie i demokratycznie, nasze czasy to przecież jeden wielki, wrzący kocioł różnych teorii naukowych – kwantowo strunowych i filozoficznych zadumań nad człowiekiem, jego głową, rękoma i kroczem. Na wszystko to pozwala owa demokracja, pod jednym wszakże warunkiem, że nie będziemy zajmować się pieniędzmi bankierów i korporacji. Właściwie nie ma tu już mowy o żadnej warunkowości. Zdanie przedostatnie powinno brzmieć: pozwala na każdą transformację naszej moralności, seksualności i ideowości inie pozwala redystrybuować środków finansowych, czyli banki i korporacje nie zezwalają zajmować się samymi sobą!To jest właśnie clou liberalizmu – wolność rozporka, niewola portfela.
W tak skonstruowanym świecie kapitalizm, czyli kilkuset najbogatszych ludzi i parę milionów nieco mniej bogatych (ale równie obrzydliwie) tych, którzy mnożą i utrzymują bogactwo najbogatszych, może zwielokrotniać swój dochód nieustająco i na coraz większą skalę, zaś para niezadowolenia miliardów wykorzystywanych ludzi idzie w gwizdek, a raczej w rozporek ich moralno seksualnej wolności – prawdziwy majstersztyk!
Wszystko, co mogło by zakłócić ów układ zamknięty, rugowane jest i zwalczane z całą bezwzględnością. Nie można przecież zakłócić przepływu pieniądza i zablokować ów rozporkowy gwizdek. Głównym oponentem owego liberalno demokratycznego wzorca jest katolicyzm, z założenia broniący słabszych i nakazujący dzielić się z tymi, którzy potrzebują. I o ile protestantyzm został przez pieniądz oswojony, a hasła, że Bóg sprzyja tym których kocha – sprzyja materialnie rzecz jasna, a więc najbogatsi są najbardziej przez Stwórcę ukochani, oraz drugie, że jeśli nie pracujesz to nie jesz, są niemal wyryte na ścianach każdej protestanckiej bożnicy, o tyle katolicyzm nie daje się oswoić mimo wielkich zabiegów ultra demokratycznego w swoim liberalizmie papieża Franciszka.
Tak więc to co niesie ze sobą katolicyzm jest wyszydzane i dezawuowane. Idee wiary i poświęcenia dla drugiego człowieka przedstawiane są jako nieżyciowe i wrogie pełnej ekspresji człowieczego bytu, zaś katolickie wzorce zachowań prezentowane są jako te nienadążające za rozwojem ludzkości. Jednocześnie aby nie blokować ludzkiej potrzeby gnozy i duchowości, demokracja liberalna zezwala na rozkwit neopogaństwa z całym sztafażem New Ege, wróżbiarstwa i czarnej magii – ot kolejny gwizdek w który ma uciekać para.
I tu wracamy na rodzinne podwórko do Sławomira Sierakowskiego i Ryszarda Petru. Czyż strażnikami wyżej opisanego ładu obaj się nie jawią? Pierwszy to głosiciel lewackich idei, nie mający skrupułów aby sprzedać własna matkę byśmy tylko odwrócili się od tradycji, wiary i wynikających z nich zachowań społecznych. Drugi – pan naszych portfeli, w swej trosce o dobrobyt klasy posiadającej, gotowy wyfiletować nas z każdego socjalu i ukrzyżować każdego oponenta aby tylko nie doszło do innej dystrybucji środków materialnych. I to właściwie tyle, bowiem cała reszta dzisiejszej opozycji parlamentarnej oraz służąca im medialna klaka, to tylko mniej lub bardziej aktywni żołnierze walczący po stronie demokracji liberalnej.
Jeśli jednak owi dowódcy i żołnierze liberalizmy, wszystkie te paniczyki od nowinek i sfeminizowane dziennikarki oraz środowo płatkowe megiery od wszystkowolnizmu sądzą, ze owa demokracja liberalna to najwyższa faza rozwoju ludzkości, muszę wyprowadzić ich z błędu. Przed nami bowiem kolejna mutacja demokracji pozbawionej hamulców zdjętych jej przez wielki kapitał i służące mu media – demokracja libertyńska, usankcjonowana masakra przyzwoitości i moralności w imię sfałszowanej równości , wolności tylko dla bogaczy i kainowego braterstwa. Już teraz przecież wielu, spuszczonych ze smyczy przez kapitalizm libertynów, tworzy podstawy pod taki ustrój, spójrzcie na Schulza, Cohn -Bendita czy Verhofstadta. Bez społecznych hamulców, bez wielkiego społecznego buntu, być może nie bez przelewu krwi i wielu poświęceń zwykłych, przyzwoitych ludzi, owa demokracja będzie dalej mutować do jakichś przerażających, ohydnych form nie mających już nic z człowieczeństwa.
W tym kontekście zastanówmy się proszę komu służy Petru, Schetyna i reszta opozycji, komu słuzy Lis, Żakowski czy Paradowska?1 Nam, czy im, no komu?
Inne tematy w dziale Polityka