Nie było stu dni spokoju. Dzika, bezwzględna walka z nowym rządem za pomocą wszelkich, dostępnych środków łącznie z angażowaniem obcych sił zewnętrznych i zaprzedanych unijnemu liberalizmowi mediów, trwa od pierwszej minuty zaprzysiężenia na prezydenta RP Andrzeja Dudy. Uderzenie sił antypisowskich nasiliło się w chwili wygrania wyborów parlamentarnych i utworzenia nowego rządu przez premier Beatą Szydło.
Pretekstem stał się Trybunał Konstytucyjny, którego prerogatywy ponoć Prawo i Sprawiedliwość wyrzuciło do kosza, sponiewierało, podeptało, czy co tam jeszcze w retoryce Schetyny, Petru czy innego Kosiniaka Kamysza, niecnego uczyniło. Grupa związanych z byłą partią władzy spasłych czynowników za grube tysiące, nie mających nikogo nad sobą i żyjących w jakichś odrealnionych Ogrodach Semiramidy zwanych Trybunałem Konstytucyjnym - wspierała swoimi wyrokami liberalną władzę Platformy Obywatelskiej, usprawiedliwiając ją zagmatwanymi do nieczytelności i niezrozumienia orzeczeniami i uzasadnieniami, zamieniając prawo w absurd. Trybunał Konstytucyjny był buddyjskimi małpkami gdy Platforma Obywatelska nieprawnie mianowała swoich sędziów – nic nie widział, nic nie słyszał i o niczym nie chciał mówić. Dopiero kiedy PiS chwyciło go za cohones i skręciło w kierunku przeciw platformerskim, zawył głosem prezesa Rzeplińskiego owego podstarzałego adonisa palestry przekonanego, że zawsze będzie żył w POwskim, rajskim matriksie.
Domek ze znaczonych kart, które jeszcze układał Donald Tusk zaczął się rozpadać trącany butem prezesa Kaczyńskiego. Przeczuwając dalsze kroki Prawa i Sprawiedliwości, opozycja parlamentarna zaczęła kąsać jak wściekły zombie oskarżając Prawo i Sprawiedliwość o wszystko o co tylko mogła. W swojej zajadłej sofistyce posunęła się się do poglądowych i werbalnych absurdów, które to telewizje lisolubne i paradowskopoprawne „uczciwie” przemilczały. Tak więc w dialektyce takiego Marcina Kierwińskiego – uroczo pucołowatego posła PO, na jednym oddechu można było mówić o domniemanym niedomykaniu się finansowo projektu 500+, a równocześnie żądać objęcia nim wszystkich dzieci, łącznie z pierwszym do ukończenia nie osiemnastego roku życia ale skończenia nauki, łącznie ze studiami. W tej ostatniej kwestii proponowałbym posłowi Kierwińskiemu aby wnosił o objęcie pięciuset złotymi także okres kiedy dziecko po skończeniu studiów doktoryzuje się, habilituje i zdobywa profesurę. Zgłoszenie takiego postulatu było by nawet zabawne i moglibyśmy obśmiać się po pachy z owej logiki formowania idiotyzmów podnoszonych do rangi postulatów, głoszonych z zajadłością pitbulla przez posła o powierzchowności susła, nienawidzącego partii rządzącej tak bardzo, ze gotów jest na każdy werbalny absurd.
Podobnie stało się ze służbą publiczną i mediami. Przejęcie mediów przez partię rządzącą i wymianę kadry urzędniczej, opozycja uznała za zamach na wolność narodu i niepodległość państwa. Niczym cudem wskrzeszeni i przeciągnięci na POwsko nowoczesną stronę, Robespierre, Trocki i Che Guewara z wielką emfazą, targając niemal, drogie koszule na swoich wypielęgnowanych ciałkach, politycy PO i Nowoczesnej rozwrzeszczeli się o krzywdzie jaka dzieje się Polsce i postanowili podjąć za nogi unijnych Schulzów, Timmermansów czy Verhofstadtów, prosząc aby coś zrobili z tym krnąbrnym rządem, a może i z całą krnąbrną Polską. A teraz rzucają nam w twarz, że czynią to wszystko dla naszego dobra i szczęścia pokoleń.
Raz twierdzą, że za wolno PiS realizuje swoje obietnice wyborcze, wszak trzy miesiące to kupa zmarnowanego czasu, jakby sami byli Speedy Gonzalesami w podejmowaniu politycznych decyzji, nie pamiętając, a jakże, lenistwa Donalda Tuska i samej Platformy w realizacji zapowiadanych obietnic wyborczych, których to lwią część nie dali rady wprowadzić przez dwie kadencje rządów. Ale co tam, przecież dla takiego Schetyny czy Petru relatywizm udowadniający, że osiem lat to mniej niż trzy miesiące, to rzecz najzupełniej normalna. Jednocześnie, stosują owi opozycyjni Katonowie logikę wymienianego wyżej okrąglutkiego posła Kierwińskiego, umiejącą bez mrugnięcia oka pogodzić sprzeczne w samym założeniu tezy. Twierdzą bowiem, że prace nad uchwalaniem nowych aktów prawnych toczą się za szybko odbierając dzielnym opozycjonistom noce i świty, które to przecież mogli by spędzać w spokoju na łonie żon swoich i rodziny. Jak więc widać opozycja bez problemu godzi za wolne ich zdaniem przedstawianie ustaw, wszak powinny być gotowe w pierwszym dniu urzędowania nowego sejmu, z za szybkim ich wdrażaniem. Czysty absurd panie kochanku, na miarę wyrachowanej nienawiści dawnego układu, mającego dla niepoznaki susłowatą twarz posła Kierwińskiego.
Inne tematy w dziale Polityka