Gdyby polityczną rozmowę można było jakimś cudem przetransponować na seksualne zbliżenie, to tą jaką dziennikarka Karolina Lewicka przeprowadziła z byłym premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem można było by porównać do obrzydliwego pornosa ze zdemoralizowanymi pseudo aktorami, gotowymi przed kamerami zrobić wszystko, choćby najbardziej analno fekalną inscenizację.
I właśnie jako analno faekalna inscenizacja jawi mi się ta rozmowa, w której przegrany politycznie i osobiście człowiek tokuje przed służalczo oddaną, podrzucającą coraz bardziej obrzydliwe frazy, dziennikarką. O ile Marcinkiewicz, snując swoje domorosłe nie oparte na niczym innym jak tylko na osobistej niechęci do Kaczyńskiego, przemyślenia, najzwyczajniej brzydzi to Lewicka przeraża obłudą i świadomym zakłamaniem, odrzucającym niczym niepotrzebny bagaż podstawę dziennikarskie zawodu czyli wiarygodność. Dla niej nie liczą się ani didaskalia ani kamienie milowe polityki PiS, kontestuje wszystko w imię tego aby było jak przedtem. Mówi o skoku na OFE, choć za Tuska mimo jego skoku dla mediów skoku nie było, wypowiada zdania o domniemanej interesowności kościoła, podbija bębenka odnośnie wydumanego konfliktu między Dudą a Kaczyńskim, wreszcie ogłasza, że prezydent Duda oszukał frankowiczów.
Sam Marcinkiewicz pławi się tych opiniach Lewickiej i „twórczo” je rozwija. Swoje zaprawione żółcią antycypacje podnosi do rangi pewników i wyciąga „twarde” wnioski wypowiadając je głosem nie uznającym sprzeciwu. Oboje spijają sobie z dziobków. Marcinkiewicz wymyśla współczesnych księży patriotów, Lewicka podchwytuje to i mówi o łasym na dobra doczesne kościele. Marcinkiewicz wspomina o obecnej Polsce jako o PRL i wskazuje pierwszego sekretarz, Lewicka usłużnie podrzuca nazwisko Kaczyńskiego.
Obydwoje uczestników to frustraci, ukarani przez los i ludzi za polityczną obłudę i polityczne kłamstwo, jedno kopem z polityki, drugie kopem z wiodącego medium. Wspólnie stworzyli parę zamieniającą polityczno dziennikarską opowieść w pornograficzną narrację gdzie uczestnicy czyniąc sobie dobrze zohydzają prawdę tworząc z niej łgarstwo skończone. Obydwoje zatracili umiar, ich rozmowa poprzez sposób i ilość kalumnii wylanych na PiS, Kaczyńskiego i Dudę staje się kabaretowa, groteskowa wręcz, tak jakby Jasia Fasolę zmiksować z Teresą Orlowski i pozwolić na wszystko. W takim właśnie kierunku zaczęła zmierzać Gazeta Wyborcza i jej medialna przybudówka TOK FM i choć czytając i słuchając wyprodukowane przez nie treści coraz częściej człowiek ma odruchy wymiotne, to nie martwię się obie bowiem zmierzają tam, gdzie ich miejsce – do politycznej kloaki.
Inne tematy w dziale Polityka