Pewnie wszyscy się zgodzą, że najlepszy jest schab pieczony. Trudno jednak wymagać od kucharza, by przy obecnych upałach włączał piekarnik ... stąd też schab z garnka. W smaku zresztą bardzo dobry, ale - w przeciwieństwie do piekarnikowego - wymaga kalorycznego wspomagania w postaci masła.
Potrzebujemy: schab (około kilograma; młody, cienki kawałek), garnek z przyktywką, w którym schab zmieści się w pozycji leżącej, masło - no niestety, około pół kostki - no przecież uprzedzałam! Oprócz tego - włoszczyzna: cztery duże marchwie obrane i pokrojone w plastry, dwie duże pietruszki, ditto, por (może być ta gorsza, zielona, część, umyta i pokrojona w plastry), cebula, obrana i pokrojona w niedbałe plastry, kawałek kapusty lub kalafiora w mniejszych kawałkach, kilka ząbków czosnku, obranych i pokrojonych. Jeśli ktoś nie jest uczulony - kawałek obranego i pokrojonego selera.
Schab myjemy, osuszamy, solimy i pieprzymy ze wszystkich stron. Lekko zbijamy tłuczkiem do mięsa ze wszystkich stron. Do garnka wrzucamy połowę masła, a na tym układamy wartwę wymieszanych, pokrojonych warzyw. Na to idzie mięso, a na mięso - reszta włoszczyzny. i masła. Można dodać dowolne aromatyczne dodatki - co kto lubi: lubczyk, świeży majeranek, garść kolendry itd. Garnek szczelnie przykryć, postawić na małym ogniu. Poczekać, aż wszystko się dobrze ogrzeje, i od tego czasu dość często przewracać - włoszczyzna opadnie na dno, ale trudno.
Jak w przypadku każdego schabu - najważniejsze, żeby go nie przegotować - po niecałej godzinie należy sprawdzić, wbijając długi, cienki patyczek (np. do szaszłyków) aż do środka: jeśli wypłynie sok przezroczysty - wyłączamy, a jeśli krwisty - należy dusić jeszcze trochę. Gotowy schab najlepiej zostawić w garnku do wystygnięcia pod przykryciem.
Oczywiście, można jeść i na ciepło, i na zimno - na kanapki jest chyba nawet lepszy, niż pieczony.
Gdyby ktoś chciać wykorzystać wywar, to trzeba go przecedzić, najlepiej schłodzić w lodówce i zdjąć cały tłuszcz z wierzchu, po czym dodać śmietany oraz np. przecieru pomidorowego lub adżiki, bo jest dość mdły - zupełnie inaczej, niż sos spod pieczeni.
Komentarze