Aneta T.
Aneta T.
Tatarka Tatarka
289
BLOG

Pan Dominik i podróż stopem

Tatarka Tatarka Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

PODRÓŻ I PAN DOMINIK
Niedawno odwiedziłam rodzinną wieś na kielecczyźnie położoną ponad sto pięćdziesiąt kilometrów od Warszawy. Na pokonanie owej odległości, bez własnego pojazdu, potrzeba pół dnia oraz trzech środków lokomocji. Potem pieszo dwa kilometry wzdłuż rzeki i dróżką między łąkami. Nie jest to miła przechadzka, kiedy siąpi lodowaty deszcz. Czasem droga jest w śniegu, w mleczach  czy w rudych liściach. Ale są to widoki, które się pamięta. To nasz luksus.
Gdy wiosenne światło ociepla ziemię widać garnące się życie w stronę światła. Buzują myśli, piruety się kręci na pustej drodze, roślinne hormony przyspieszają porost. Nim dojdzie się do domu rośliny są wyższe o parę centymetrów. Wtedy widzisz, że życie jest właśnie tutaj, tu a nie w zgiełku asfaltowych ulic czy przed witryną sklepu.
Kiedyś wychodząc ze sklepu, z zakupioną zieloną sukienką, zawirowałam radośnie przed człowiekiem z laską, mówiąc mu: dzień dobry. Zdziwiony nieznajomy przystanął i uśmiechał się dopóki nie wsiadam do szarpiącego nerwowo autobusu. To była namiastka życia.
Na następnym przystanku otrzymałam kuksańce od pasażerów, którzy dociskali mnie do innych pasażerów, jakbym była ziemniakiem w worku. Ale ta barwa życia jest cholernie ponura.
Wracam z siostrą do naszego miasta. Wracamy po kilkudniowych, mroźnych nocach w rodzinnym domu i dniach z porywistym, z suchym wiatrem, który aż do korzeni drzew się wwiercał wysysając z nich resztki wilgoci. Idziemy między niekoszonymi od kilkunastu lat łąkami, a tu i ówdzie rosną wybujałe samosiejki sosen, brzóz i dębów. Ogromna, bezludna przestrzeń aż po zakole rzeki Czarnej, znad której wieczorem wypełza kłębiące się sine cielsko mgły – choć przecież muślinowe, ulotne i tajemnicze jest. To też jest życie, ten luksus do zapamiętania. Bo są widoki, które wywozimy ze sobą.
Dojechawszy szkolnym autobusem do miejscowości z urzędem gminnym, z apteką, ze szkołą i trzema sklepami – idziemy na przystanek skąd mamy kursowy bus do powiatowego miasta. Na rozkładzie jazdy widnieje, że musimy czekać ponad dwie godziny, a mamy pilne sprawy do załatwienia w powiatowym mieście. Czekamy. Nerwowość powoli objawia się, chodzą stopy, ruszają się błyskawicznie palce rąk. Czekamy.
 - Musimy jechać stopem – mówię do siostry, która już zapomniała czym jest jazda stopem. Machnęłam ręką na dużego busa. Zafurczał, zakurzył i pojechał w dal. Niezniechęcona kontynuuję. Macham na super białe auto o sportowej sylwetce, które ma jakieś boczne, firmowe napisy, lecz nie wiem jakiej jest marki, bo po prostu się nie znam. To też jest fajne życie.
Samochód zatrzymał się i dziarsko wyskoczył trzydziestolatek, przeprosił, że musi opróżnić siedzenie z przodu i z tylu. Do obu siedzeń przypięte były dziecięce foteliki. Włożył swoje bagaże do bagażnika. Siostra wgramoliła się obok kierowcy a ja usadowiłam się za jego plecami. Kiedy ruszyliśmy mruknęłam, robiąc znak krzyża: -  Bogu niech będą dzięki.
Dwudziestokilometrowa przejażdżka minęła miło. To tez jest fajne życie.
Kiedy kierowca zatrzymał się w powiatowym mieście na wskazanym przez siostrę miejscu, siostra wyjęła pieniądze, chcą uregulować należność za przejazd.
- Proszę schować pieniądze. Bardzo panią proszę – poinformował.
Po krótkiej a grzecznej wymianie uprzejmości, powiedział do siostry:
- Jeśli panie są wierzące, proszę pomodlić się za mnie i za moje dzieci.
- A jak panu na imię – zapytała siostra chowając banknot do portfela.
- Dominik.


xxx



Tatarka
O mnie Tatarka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości