z netu
z netu
Tatarka Tatarka
135
BLOG

Z WIZYTĄ U SZOPENA

Tatarka Tatarka Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Z WIZYTĄ U SZOPENA
Dziś 17 październik, a w 1849 roku zmarł Szopen w Paryżu.
*
Tego się nie zapomina.
Połowa października, około 1990 roku. Po raz pierwszy pojechałam do Paryża. Kuzyna, Polka urodzona w Paryżu, powiedziała:
- Jutro pójdziemy na cmentarz Pere-Lachaise.
- Co ty, Zosiu? Proszę, pójdźmy do Luwru lub na Wieżę Eiffla – usiłowałam negocjować, nie wiedząc co to za cmentarz.
- Nie! – zaoponowała kuzynka. – Zgodnie z tradycją mojego ojca, wszyscy Polacy z naszych rodzin, którzy do nas przyjeżdżają, najpierw idą na grób Szopena. Wyjrzyj przez okno w sypialni, zobaczysz gęstwinę drzew i wysoki mur. To właśnie jest cmentarz – oznajmiła.
Pobiegłam do drugiego pokoju, wracając wołałam gromkim głosem, zachęcona kolorami jesieni.
- Pójdziemy po obiedzie! Ale najpierw rozpakuję walizy, bo w ferworze zachwytów nad twoim domem, zapomniałam... O, proszę, mam coś dla ciebie.
Wyjęłam z torby prezenty: słoiki marynowanych grzybów i wianuszki suszonych oraz oczywiście słoiki kiszonych ogórków, które Zosia lubi najbardziej ze wszystkich smakołyków na świecie.
*
- To tu! – powiedziała krótko kuzynka, zatrzymując się przed dziełem Clesingera.
- Ileż kwiatów! –  zdziwiłam się – No i bałagan. – dodałam ciszej.
- Przecież mamy jesień!– usłyszałam ripostę. – Wczoraj były rocznica śmierci Szopena.
- Jutro tu przyjdę – oznajmiłam kategorycznie – Dasz mi szczotkę i łopatkę?
- Tak. Sama często przychodzę, choć jest ktoś, kto opiekuje się grobem – powiedziała Zosia.
Nazajutrz z odpowiednimi przyborami przyszłam do grobu Szopena. Długo błądziłam po tym wielkim mieście krzyży, pomników i pieczar. Dałam się wodzić duchowi cmentarza. Dzięki tablicom informacyjnym – trafiłam. 
Z kilku olbrzymich bukietów powyjmowałam zwiędłe, połamane kwiaty. Ułożyłam je w nowe bukiety. Zamiotłam zeschłe liście w kupkę. Spieszyłam się. Często ktoś podchodził do grobu, jak do najpopularniejszego obrazu w Luwr.  
Kiedy po raz drugi pojawił się na horyzoncie ten sam Japończyk z mapą w ręku szybko schowałam się za sąsiednim pomnikiem. 
Był niezwykle skromnym człowiekiem, nie chciał przeszkadzać mi pracach porządkowych.
Po krótkiej sesji zdjęciowej pomnika, Japończyk odszedł a raczej wycofał się. Szedł do tyłu jak rak. Nisko pochylił głowę. Zgiął tułów i tak oddalał się w pokłonach i w uśmiechu. Urzeczona jego pokorą również pokłoniłam się majestatycznie.
Byłam dumna, że jest Polką. Dumna z powodu tu leżącego, bez serca.... oto bowiem Właściciel ofiarował je Polsce. 
Serce Szopena jest wmurowane w pierwszy filar, z lewej strony głównej nawy kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. 
Stałam w zamyśleniu i patrzyłam w stronę oddalającego się Japończyka. Zniknął za zakrętem uliczki. Rozmyślałam o tym, że nikt nie kocha muzyki Szopena, tak bardzo, jak ci skromni, niewysokiego wzrostu ludzie z Japonii. 
Nagle od strony, gdzie zniknął Japończyk za lasem krzyży, dobiegł okropny, tubalny śmiech. Po sekundzie byli już widoczni: pięciu, młodych mężczyzn mówiących po niemiecku. 
Czyżby cofający się Japończyk zderzył się z Niemcami idącymi całą szerokością uliczki? A może wyłaniający się za rogu tyłek Japończyka spowodował salwę ich  śmiechu? 
Niemcy zbliżyli się w okolicę pomnika Szopena, na którego mimochodem zerknęli. Podeszli i kopnęli zmiecione w kupkę liście. Ot tak, niby niechcący. A może z nawyku? Może tę czynność wykonali już minutę temu? 
Ich śmiech był jak ryk zarzynanego wołu. Rzucili monetę obok rozkopanych liści. Była to jedna marka niemiecka.
Nie odezwała się. Byłam w szoku. Nogą podgarnęłam niemiecką monetę i wrzuciłam wraz liśćmi do worka na śmiecie. Zaniosłam do kontenera.


Tatarka
O mnie Tatarka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura