marcinw2 marcinw2
1034
BLOG

Wyjaśnijmy kilka rzeczy, czyli odrzućmy nowomowę i zobaczmy, co jest epokowe

marcinw2 marcinw2 Badania i rozwój Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Urodziłem się w kraju, w którym nie zbudowano tak wielkich rzeczy jak promy kosmiczne czy lotniskowce (sam też nie stworzyłem czegoś podobnego), mimo to chciałbym podjąć się oceny, co możemy uznać za rzecz istotną, a co jest zwykłą wydmuszką.


W wielkim skrócie tak wyglądają „nowoczesnych” ludzi rozmowy. Rzeczy proste, znane od lat, ubierane są w słowa skomplikowane, i egzotycznie brzmiące. Robią to zwłaszcza ci, którzy nie mają zbyt dużo do powiedzenia (nie znający tematu, marketingowcy albo… politycy - i tak np. ostatnio słyszałem o postulacie, żeby „zrekalibrować” wolność słowa, a powiedziała to pewna australijska komisarz).

A jak to się ma do IT?

W kontekście nowych produktów często mówi się o nowej, lepszej ekonomii. I tak dużo z tego widać było przy kryptowalutach, które (cóż za zaskoczenie) okazały się bańką finansową. Ich idea jest poniekąd ciekawa. Z powietrza kreujemy liczby, które potem pełnią rolę umownego środka płatniczego. Rekiny wyczuły krew. Mieliśmy już spekulacje, i tworzenie ogromnych farm kart graficznych (zużycie energii i krzemu), mamy zakusy rządów, żeby wprowadzić oficjalne „pieniądze” na tym oparte.

Czy to zmieniło świat? Czy spowodowało, że wszyscy inaczej żyją? Chyba nie. A czy zmieni? Raczej nie wtedy, gdy transakcje nie są anonimowe (a do tego dąży się przy elektronicznej walucie).

Może więc rewolucją jest internet i szyfrowanie? Tak, to na pewno gigantyczna nowa jakość. I choć obecnie w oczy kłuje monotematyczność przeglądarek, przeładowanie reklamami czy złośliwymi skryptami, jak również obecność słabych treści zamiast czegoś wartościowego, to cudem jest możliwość przejrzenia jakiegoś rozkładu, wyszukania przepisu, czy poczytania czyjegoś felietonu. Jest to śmietnik, ale poniekąd cudowny śmietnik. I choć politycy mają zakusy na jego regulację, to poniekąd ciężko uwierzyć w to, że im się uda. Z ciemnych stron wymienić można chyba trzy rzeczy. I tak pamiętam jak swego czasu mówiono dużo o tworzeniu standardów, które automatycznie klasyfikowałyby treści (a skończyło się na tym, co mamy). Można tu narzekać na marnotrawienie energii, czy dostępność treści niemoralnych, ewentualnie na to, że jak coś się tu doda, to nigdy nie ginie, ale mimo wszystko… bez internetu świat był gorszy.

Myślę, że podobnie ważnym kamieniem milowym okazało się p2p, które poniekąd odsłoniło skłonność ludzi do dzielenia się. I nie chciałbym w tym momencie rozpoczynać dyskusji o prawach autorskich, kradzieży, stratach, ale prawda jest taka, że w dniu dzisiejszym wielu filmów nie ma w pierwszym obiegu.

A komórki? Niewątpliwie. Zmieniły wszystko na lepsze, i gorsze. Lepsza jest nasza dostępność, a gorsza… właśnie dostępność (i możliwość śledzenia), że o podejrzeniach o raka nie wspomnę (to był poniekąd główny argument przeciw 5G).

A sprzęt komputerowy w ogóle? Jeśli spojrzymy całościowo, to na pewno. Ale… jeśli mówimy o ostatnich latach, to już niekoniecznie. Już wyjaśniam. Gdy byłem mały, można było kupić takie komputery jak na wideo poniżej


Dzisiaj, po pewnym ich doposażeniu, można nawet „oglądać” na nich wideo (proszę to stwierdzenie potraktować z bardzo dużym przymrużeniem oka).

W tamtych czasach praktycznie każda nowa konstrukcja czy generacja coś wnosiła. I tak 8-bitowce czy 16-bitowce dawały możliwość zobaczenia, jak ta technika komputerowa wygląda. Część z nich była robiona z odpadów (np. ZX-Spectrum 16 miało kości pamięci z odrzutów)… ale była. Mieliśmy coraz więcej głosów, coraz więcej bitów, bajtów, i to rzeczywiście dawało się odczuć (pamiętam, jakim komfortem była przesiadka z XT na 386SX, a z niego na 486 albo Pentium).

Gdy mówimy o PC, to na początku były mocno siermiężne, ale przynajmniej pozwalały na dowolną konfigurację. Chcieliśmy dysk twardy? Wystarczyło wstawić kontroler, i napęd. Napęd dyskietek? Odpowiednia karta, i można było działać. Inna karta graficzna? Jak najbardziej.

Sprzedawanie i produkowanie kolejnych generacji spowodowało, że mieliśmy ochotę na więcej. Sprzęt stawał się coraz lepszy, aż w końcu dorósł, zszedł z piedestału, stał się codziennością nawet dla tych, którzy robia słit focie.

Niestety jest też czarna strona tego procesu – coraz więcej elementów jest zintegrowanych, i tworzonych przez bardzo wyspecjalizowane firmy, które muszą poświęcić na to ogromne pieniądze. I tak jak kiedyś można było dowolnie żonglować dodatkami, tak teraz praktycznie zawsze mamy masę potrzebnych, i niepotrzebnych elementów.

Producenci nie kryją się np. z parowaniem (części z Macbooka Pro z M2 fizycznie pasują do M1, ale nie działają, podobnie jest z dyskami z MacStudio, procesorami Ryzen w różnych konstrukcjach Lenovo i wieloma innymi rzeczami).

O części problemów w ogóle się wspomina, bo tak się do nich przyzwyczailiśmy. I tak w każdym systemie z procesorami Intela mamy cały czas działający system oparty na ARM, który nie wiadomo co robi. A karty Wifi? W płytach stacjonarnych są lutowane. A dziesiątki często niepotrzebnych złącz SATA albo USB?

W przypadku sprzętu od zawsze mieliśmy tanie lub średnio tanie maszyny, które wystarczają do większości rzeczy (zazwyczaj do domu), i mocno drogie konfiguracje, w których rzeczywiście można bić rekordy (firmy, serwerownie, itp.). W pierwszym przypadku oczywiście myślimy o super osiągach (i stąd kupujemy i7 czy i9), ale zwyczajnie są one nam niepotrzebne… producenci to doskonale wykorzystują, i wypuszczają kolejne „generacje”, które od starych lepsze są głównie w tym, że... są fabrycznie nowe (tu przypomina mi się mocna „nowa” karta Nvidii, porównywana do produktu z 2016 roku).

Weźmy znów Macbooka Pro, który dobija do 105C w stresie, i przy 256GB dysku w wydajności cofa się mniej więcej do 2019 roku. Dopisek Pro powinien do czegoś zobowiązywać. Słyszeliśmy, że odejście od Intela miało wprowadzić nową jakość, tymczasem rewolucja zaczyna zjadać własne dzieci. I proszę nie mówić, że to niedopatrzenie czy wypadek przy pracy. Korporacje takie jak Apple mają bardzo rozbudowane działy jakości, a tłumaczenie ich działań przypomina nieudolne próby zrzucania odpowiedzialności przez CD Projekt na firmy zewnętrzne (takie januszowanie).

Trend związany ze zwiększaniem zużycia energii jest ogólnie widoczny. Widać to przy kartach graficznych, podobny problem trapi M2, tak samo dzieje się z Ryzenami (podniesiono im TDP, i miejmy nadzieję, że realny wzrost wydajności to zrekompensuje). Ale to mały pikuś w porównaniu do zmian związanych z serwerami. I tak patrzę na rozpiskę nowych procesorów Epyc – np. model 9534 będzie miał zegar 2,3-2,4Ghz i TDP 360W, a jego poprzednik do 2,45Ghz (3,5Ghz w trybie boost) i TDP 280W. Teoretycznie lepszy proces wykonania powinien dawać energooszczędność, i 80W wydaje się mało, ale jeśli to przemnożymy przez czas działania 24h na dobę i ogromną ilość jednostek, to… ktoś może powiedzieć, że obecnie Intel robi bardzo dużo w tej dziedzinie. Niejeden benchmark pokazuje, że osiągnięcie wydajności znanej z Ryzenów wymaga znacznie większej energii… z kolei wprowadzenie kilku rodzajów rdzeni (wydajne, oszczędne, w przyszłości super oszczędne) niekoniecznie wiąże się z istotnym zwiększeniem wydajności na jeden watt (trzeba poczekać na wyniki niezależnych, niesponsorowanych testów).

Na pewno epokowe było wprowadzenie 32-bitów, 64-bitów czy trybu chronionego w x86, ewentualnie dodanie SATA albo NVME, czy USB. Za taką rewolucję można uważać ekrany AMOLED czy LCD, przy czym przy tych ostatnich trzeba jednak pamiętać o tym, że producenci wciąż potrafią wciskać mrugające podświetlenie, czy błyszczącą powłokę (jest takie powiedzenie, że syty głodnego nie zrozumie, i ten, kto z nimi nie ma problemu, nie powinien komentować moich słów).

Pęd do ciągłych nowości powoduje problemy również w dziedzinie oprogramowania. I tak okienka od Microsoftu zrewolucjonizowały świat, ale w najnowszej odsłonie przez chwilę mieliśmy problemy nawet z obsługą dysków NVME, albo z opóźnieniami w procesorach Ryzen (złośliwi powiedzą, że chodzi o odpowiedni zastrzyk gotówki ze strony Intela, i może coś w tym jest). To oprogramowanie przestało być rewolucyjne, pozostaje nim zaś idea… open source.

Obecny sprzęt stał się taką samą rzecz jak długopisy czy krzesła. On po prostu jest, i zdecydowanie nie budzi już żadnych uczuć. I o ile spektrusiów czy Amig było stosunkowo mało, to teraz tego jest za dużo, a ludzie nie potrafią nawet przepisać ulotek reklamowych albo zareklamować produktu (ostatnio czytałem o „rewolucyjnym” laptopie od System 76, który miał doskonale nadawać się do kompilacji i według Chip mieć 4 porty USB, co jest oczywistą nieprawdą - jest to kolejna generacja produktu Clevo, na którego wcześniejszej wersji mam przyjemność kończyć ten tekst, i produkt ten ma głośny wentylator, a do tego tylko trzy porty).

Szczerze mówiąc chciałbym się jeszcze doczekać super szybkich laptopów, które nie mają aktywnego chłodzenia, i nie dobijają do 100C w stresie. Albo tego, że baterie w kolejnych telefonach nie będą mniejsze od poprzedników. Czy obudów laptopów, które pełnią rolę radiatora, może układów scalonych naklejonych z tyłu ekranu (chłodzonych grawitacyjnie) albo zasilania energią fal radiowych (wiem, że prądy są niewielkie, ale dostępne cały czas), ewentualnie braku podziału na pamięć RAM i stałą.

Chciałbym doczekać rewolucji, dzięki której rzeczywiście będzie inaczej… i oczywiście jakiś postęp cały czas się dokonuje (tego nie neguję), ale równocześnie wiele „rewolucji” to obecnie zwykłe marketingowe zagrywki.

marcinw2
O mnie marcinw2

Pisał m.in. dla Chipa, Linux+, Benchmarka, SpidersWeb i DobrychProgramów (więcej na mwiacek.com). Twórca aplikacji (koder i tester). Niepoprawny optymista i entuzjasta technologii. Nie zna słów "to trudne", tylko zawsze pyta "na kiedy?".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie