Stanisław Lem
Stanisław Lem
Republikaniec Republikaniec
506
BLOG

Stanisław Lem o Fransie Timmermansie

Republikaniec Republikaniec Polityka Obserwuj notkę 9

W  epoce PRL-u istnienie państwowej cenzury wyznaczało ramy literackiej wolności słowa, nieco jeszcze węższe, niż aktualna, sprywatyzowana i rozproszona cenzura politycznej poprawności – przynajmniej póki co. Jedną z form ucieczki do własnego, wolnego świata było wówczas pisanie w modnej, szeroko czytanej, a możliwej do obrony przed zapisami przywożonymi na ul. Mysią z przez komisarzy z komitetu centralnego partii komunistycznej, formule science fiction. Obce światy rozrzucone po nieobjętych przestrzeniach kosmosu stosunkowo łatwo przekraczały granice zakreślone na urzędniczym biurku. Dziesiątki nazwisk, większych i mniejszych, wśród których jasną gwiazdą pozostaje nazwisko Stanisława Lema. Płodny twórca, obok dzieł głębokich i refleksyjnych pisał także rzeczy lżejsze, takie ot do śniadaniowej lektury – co wcale nie znaczy, że gorzej napisane i mniej błyskotliwe. Do nich należą liczne opowiadania z serii „Dzienniki gwiazdowe Ijona Tichego”, niestrudzonego gwiezdnego podróżnika po kosmicznych  światach.

Kiedyś ów planetetrotter wylądował awaryjnie na kosmodromie pokrytym warstwą wody. Kiedy wyszedł był ze swojej rakiety, klnąc na paskudne błotne mokradło, tubylcza policja usłyszawszy co mówi, natychmiast go zaaresztowała. Okazało się, że za poglądy, ale to jedyna analogia z ostatnimi brytyjskimi perypetiami znanego publicysty. O deportacji mowy nie było, niefortunnego turystę zataszczono przed sąd, który w szybkim i sprawnym oraz w pełni niezawisłym postępowaniu skazał go na kilka lat swobodnego rzeźbienia. Cała procedura odbywała się w środowisku wodnym, to znaczy wszyscy – podsądny, policja, sąd, podobnie jak zresztą wszyscy inni mieszkańcy planety, brodzili po nos w wodzie, od czasu do czasu zanurzając się z głową i głośno bulgocząc. Policja odstawiła skazanego do przyznanego mu na czas odbywania kary lokalu mieszalnego, pogrążonego oczywiście w połowie w wodzie, i pouczyła, gdzie jutro z rana ma stawić się do nakazanych zajęć. Polegały one, jak się okazało, na całodniowym rzeźbieniu posągów ryb, które następnie ustawiano wszędzie, gdzie znalazło się miejsce. Swobodnemu rzeźbieniu towarzyszył głos lektora lub lektoryni Planetarnych Wolnych Mediów, tłumaczący, że ryba jest najwyższą i doskonałą formą bytu, toteż ludzie powinni ewolucyjnie dążyć do stania się rybami. I tak co dzień. Na oko, postępy ewolucji w rybim kierunku nie były wielkie, cieszono się jedynie powszechnym reumatycznym pokręceniem populacji. Pewnym urozmaiceniem stawały się drobne zmiany ogólnej, progresywnej koncepcji – rezygnacja z obowiązkowego bulgotania (oczywiście bulgocący po staremu zasilali szeregi swobodnie rzeźbiących), a także zmiana ikonografii – rybom na pomnikach zaczęto odtrącać ogony, a doprawiać nogi. Po tej odwilży przyszła jedna nowa koncepcja. Nogi rybom znów nakazano obcinać, a przywracać ogony, zaś na gorącą prośbę ludu zwiększono o pół metra poziom wody. Co prawda wszyscy niżsi wzrostem w ciągu kilku dni gdzieś zniknęli, ale za to podwodne bulgotanie nadal zostało surowo potępione. Nakazane wyłącznie podwodne oddychanie, w braku skrzeli jakoś nie wychodziło. Wszyscy co jakiś czas wychylali się nad wodę, by zaczerpnąć powietrza, i tak samo wszyscy, z policją włącznie, owego jawnego odstępstwa od norm praworządności starali się nie zauważać.

Niewiele z tego wszystkiego pojmujący główny bohater, ciągle zadający pytania i usiłujący dociec dlaczego, za karę zostaje wrzucony w końcu do karceru. Ten, jak raz, okazuje się jedynym suchym i ogrzewanym miejscem na planecie. Tam Ijon Tichy dowiedział się od starego więźnia, skąd się to wszystko wzięło. Otóż planecie tej zaczęła zagrażać powszechna susza. Potwierdzili straszliwe zagrożenie naukowcy i klimatolodzy, przejęli się mieszkańcy i politycy. W powszechnej nieomal zgodzie przyjęto planetarny program nawodnienia, z wszelkimi stosownymi środkami tudzież restrykcjami, społeczną odpowiedzialnością i dyscypliną oraz wszystkim innym, czego potrzeba. Nad całością czuwać miała specjalnie utworzona wysoka Komisja, z maksymalnie szerokimi uprawnieniami. Przez jakiś czas wszystko szło nieźle, suszę powstrzymano, program nawadniania technicznie zakończył się pełnym sukcesem, ale – pomimo zwalczenia suszy – Urząd wysokiej Komisji po wypełnieniu zadania nie miał zamiaru się rozwiązać i oddać nieograniczonej władzy. Postanowił nawadniać dalej, z wiadomymi już skutkami. Uzasadnienie także znamy – ludzie to gatunek wsteczny, konserwatywny i niepoprawny, Komisja postawiła więc zadanie przyspieszonego ewoluowania ludzkiego gatunku w kierunku progresywnej i słusznej ideowo ryby.

Poznajecie w zwierciadle, ustawionym, nie pamiętam dokładnie, ale gdzieś koło 1970 roku, Fit for 55 podbijany spurkizmami z VAT-owskim młotem na niesłuszne ideowo żarcie? Ijon w trakcie dalszych perypetii zdołał porwać rakietę i zwiać z jednoczącego się w ewolucyjnej progresji domu wariatów, ale dla nas wszystkich takie wyjście wyjściem nie jest.

Wracajcie czasami do książek, które udowodniły, że się nie starzeją. Od prawie trzech tysięcy lat sięgamy z przyjemnością i refleksją po Homera. Nie dziwimy się, że współcześni, wysoko nagradzani tak często żółknąc obciążają  tylko coraz bardziej półki w księgarskich outletach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka