Żołnierze
Żołnierze
Republikaniec Republikaniec
632
BLOG

Smutny Wrzesień

Republikaniec Republikaniec Kultura Obserwuj notkę 60

Zaledwie dwa tygodnie dzielą w kalendarzu rocznice, tak różne dla nas w wymowie. Triumfalny, radosny 15 sierpnia, i tragiczny pierwszy dzień kolejnego miesiąca. 19 lat, okres w skali historii także krótki. Tyle samo, ile nas dzieli od powstania pierwszego rządu Donalda Tuska. Wielu spośród naszych przodków uczestniczyło czynnie w obu tamtych wydarzeniach. W tym wszyscy ówcześni aktorzy pierwszoplanowi. W obu zderzaliśmy się z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, ale z tak różnym skutkiem, że warto pokusić się o pogłębioną refleksję — dlaczego. Opierając się na faktach, zaś nie poddając mitom. Tylko prawda, nawet bolesna, może posłużyć nauce mądrości po szkodzie, a może i by w końcu w złym przypadku ustrzec się przed szkodą.

Wojna 1939 zakończyła się naszą upokarzającą klęską. Przegraliśmy  w tydzień. Do 8 września straciliśmy bezsensownie wysuniętą w okrążenie armię Pomorze, pobite i zdziesiątkowane armie Kraków, Łódź i Modlin cofały się z coraz mniejszymi nadziejami na zajęcie jakiejkolwiek linii obronnej, niemiecki klin wbity w prawie niebronioną lukę pomiędzy armiami Kraków i Łódź zniszczył na zachód od Wisły naszą jedyną nadzieję — armię odwodową Prusy. Zbawczej linii naszej największej rzeki nie było już czym i kim  bronić. Silną armię Poznań zabawiały w tym kluczowym czasie nieliczne grupy Grenschutzu. Na południu Niemcy zorientowali się, jak słaba jest nasza obrona Wału Karpackiego, toteż wspólnie ze swoimi słowackimi sojusznikami pędzili w stronę Lwowa, stawiając pod wielkim znakiem zapytania miraże utworzenia "rumuńskiego przedmościa".  Ocena brutalna, ale prawdziwa. Nie zmienią tego obrazu desperackie i bohaterskie walki naszego żołnierza przeciągające kampanię po pierwsze dni października. Tak, w tydzień wynik tej wojny był już przesądzony, mimo że niemieckie założenie z Fall Weiss zniszczenia całości WP na zachód od Wisły nie zostało zrealizowane. Sowiecki szakal przyszedł tydzień później na gotowe.

Jesteśmy przyzwyczajeni poddawać się usprawiedliwieniom, że przegraliśmy z najlepszymi, obrazom Tygrysów przeciwstawianym ułanom z lancami. Tyle, że ani nasi ułani we Wrześniu nie posługiwali się tą archaiczną już wówczas bronią, ani Niemcy nie jeździli czołgami Pzkpfw VI, których nie było wówczas nawet na deskach kreślarskich. Wehrmacht 1939, po czterech latach budowy to nie była jeszcze wielomilionowa machina ze szczytu II wojny światowej. W rzeczywistości żołnierz polski i niemiecki na poziomie podstawowym byli wyposażeni i uzbrojeni porównywalnie, znacząca przewaga wroga zaczynała się na poziomie artylerii, czołgów i lotnictwa.  Mimo nacisku na motoryzację, większość wojaków Hitlera przeszła tę kampanię na piechotę, a ich tabory i działa ciągnęły tak samo jak i nasze, poczciwe konie.

1 września wystawiliśmy 950 tysięcy żołnierzy, 4500 dział artyleryjskich, 600 czołgów, 400 samolotów. Niemcy - 1450 tys. (tyle przeciw nam, zmobilizowali 1850 tys.), 11000 dział, 2000 czołgów, 2000 samolotów. Przewaga techniczna oczywiście wielka, ale w sile żywej już nie tak bardzo. Według zasad sztuki wojennej, by odnieść sukces w natarciu, potrzebna jest 2,5 - 3-krotna przewaga nad obrońcami. I Niemcy taką osiągnęli, na swoich trzech głównych kierunkach natarcia skoncentrowali 80% piechoty, 80% artylerii, 100% czołgów. To dało im lokalnie przewagę 5- 6-krotną. Jak to było możliwe? Po stronie niemieckiej profesjonalne zaplanowanie kampanii, pod kierunkiem gen. Franza Haldera, po naszej straszliwy błąd. A błąd w sprawie takiej wagi dla całego państwa, to, jak wiadomo, więcej niż zbrodnia.

Oczywiście, atakujący ma przewagę wynikającą z możliwości wyboru miejsca. Zadaniem obrońcy jest to przewidzieć, i zastosować środki zaradcze. Wykorzystać przeszkody terenowe, umocnienia, odpowiednio uszykować odwody, które będą w stanie na czas wzmocnić najbardziej zagrożone odcinki. Co po naszej stronie poszło nie tak? Na najwyższym szczeblu, wszystko. Siły polskie zostały rozproszone ogromnym półkolem, ograniczając tym samym możliwości współdziałania poszczególnych armii. Dowódcy tych armii nie znali zamierzeń Naczelnego Wodza, ani nawet zadań sąsiadów. W trosce o tajemnicę. To nie fejk, gdzieś w latach 50., na emigracji płk Pragłowski pisał o awanturze, jaką urządził w sierpniu marszałek Rydz na wieść, że dowódcy sąsiadujących armii Łódź i Poznań zamierzają się wymienić swoimi rozkazami operacyjnymi. Wojskowe abecadło mówi, że taka wiedza jest dla dowódców koniecznością, nie fanaberią. Rozciągnięcie sił na zbyt rozległych w stosunku do ich możliwości przestrzeniach po prostu uniemożliwiało skuteczną obronę. Zasady są proste. Dla skutecznej obrony 1 kilometra linii frontu potrzeba tylu a tylu ludzi, karabinów, dział. Tak mówi regulamin, do takich warunków szkoli się żołnierzy i dowódców. Jeśli tej samej ilości żołnierzy nakaże się bronić 5 kilometrów, skutek przy zdecydowanym natarciu nieprzyjaciela może być tylko jeden. Winni porażki będą nie oni, a ten, kto im wydał taki rozkaz. Jak skutecznie wałczył polski żołnierz, i jakie straty zadawał przeciwnikowi tam, gdzie bronił dobrze przygotowanych pozycji, świadczą Westerplatte, Mikołów, Wizna...

Każde zwycięstwo ma swoją twarz. Klęska także. Marszałek Edward Rydz-Śmigły miał doświadczenie bojowe dowódcy armii, ale do roli powierzonej mu w 1935 roku nie dorósł. Wobec grożącej Polsce wojny, której charakter, o jakim informował wywiad, wnosząc z zakresu przygotowań i mobilizacji Niemców nie miał nosić cech konfliktu ograniczonego, przyjął nie wojskowe, a polityczne założenie obrony całości terytorium państwowego. Z wiadomym skutkiem.

Rydz przedstawiał się jako uczeń marszałka Piłsudskiego, ale z jego nauk nie skorzystał. A z pewnością na jego półce z książkami pokrywał się kurzem "Rok 1920", znakomity wykład sztuki wojennej w warunkach polskich. Zamiast przeczytać i zrozumieć, Rydz wolał celebrować i przemawiać. My sięgnijmy. Duża część teoretycznych rozważań, popartych przykładami, to wielkie ostrzeżenie i krytyka systemu kordonowego w prowadzeniu wojny. A ten właśnie zastosował jego następca, Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, planując kampanię roku 1939. Powołując się w tym napisanym w 1924 r. wykładzie nie tylko na własne doświadczenia, ale i odwołując do stałych i niezmiennych reguł prowadzenia walki, Piłsudski, przypominając podstawowe zasady ekonomii sił, które wyłuszczał i stosował Napoleon Bonaparte, konkludował: "..słabość duszy wodzów, dająca w rezultacie chęć, by być silnym wszędzie, co będąc ideałem nieziszczalnym, w skutkach daje odwrotną rzecz — wszędzie słabość" (wyd. 1937, s. 46).

Marszałek Piłsudski uczył, że wódz naczelny nie może się przywiązywać do żadnych punktów na mapie, choćby najdroższych sercu. Decyduje nie teren, a armia. Cofnięcie się, z zachowaniem sił zbrojnych daje szansę pozwolić na odzyskanie zajętych przez wroga miast, utrata tych sił to ostateczna klęska. Dlatego w lipcu 1920 roku oddał bolszewikom bez poważniejszej walki ukochane Wilno, i cofnął się aż nad Wisłę. Odbudował siłę, gdy przeciwnik ją tracił i rozciągał linie komunikacyjne. Kontratakował, i zwyciężył. Wytrzymał lipcowy kryzys, i nieszczędzone mu polityczne ataki, z zarzutami zdrady włącznie. Wojnę rozstrzygnął metodami sztuki wojennej.

Marszałek Rydz-Śmigły postawił wojsku zadanie polityczne, reguły prowadzenia wojny ignorując. Dzięki temu wojnę paskudnie przegraliśmy,  i to zanim padł pierwszy strzał. 


Straty osobowe wojsk obu stron konfliktu w kampanii 1939.

Polska: 70 tys. poległych, ponad 130 tys. tys. rannych.400 tys. jeńców (wziętych przez Wehrmacht) 220 tys (w niewoli sowieckiej).

Niemcy: 16,5 tys. zabitych (co trzeba zapewne powiększyć o ok. 500 zaginionych), 30 tys.rannych.


image

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (60)

Inne tematy w dziale Kultura