Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
376
BLOG

Przyczynek do autolustracji

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Rozmaitości Obserwuj notkę 6

W zamierzchłych latach późnosześćdziesiątych, chłopięciem będąc

dziewiętnastoletnim (niech jasna cholera polskie znaki diakrytyczne) byłem

hipisem.


Był rok 68, wiosna, jak teraz, koledzy szkolni znikali jeden za drugim, a ja

beztrosko zostałem dziecięciem-kwiatem.


Miła była zabawa, ciekawych spotkałem ludzi w tej przystani

nieodpowiedzialności od i za realny socjalizm za oknem. Prawdę mówiąc zupełnie

go nie zauważałem.


Ja wiem, że straszy się mną dzisiejszą młodzież (wszechpolską). Ale to

wszystko dość niewinne było. Niby "sex, drugs and rock´n´roll".


Tak naprawdę to jedynie to ostatnie - Hendrix, Cream, Donovan, Dylan.


Ci co chcieli odurzali się "klejem", czyli płynem do wywabiania plam "tri",

zdaje się szybko wycofanym ze sprzedaży, inni zażywali pochodną amfetaminy -

fenmetrazynę sprzedawaną bodaj bez recepty jako środek na odchudzanie, a

niektórym udawało się zdobyć przemycane z Zachodu (to się pisało wówczas dużą

literą) źdźbła konopi indyjskich. Przezornie nie używałem.


Być może i zwyczajne polskie konopie też by się nadały. Wywary z maku i inne

polskie osiągnięcia chemiczne to historia dużo późniejsza i nie mam z nią nic

wspólnego.


No a a sex - z tym było marnie. Były dziewczyny - ale z dobrych domów i

"szanujące się".


Zaraz też wzbudziliśmy zainteresowanie organów. W dość hermetyczne środowisko

trudno było jednak wprowadzić infiltratorów z zewnątrz. Rzuciły więc służby na

odcinek walki to co miały najlepszego - najmłodsze i najładniejsze

współpracowniczki.


Nietrudno było je zidentyfikować - odstawały od uduchowionych i wychuchanych

hipisek porażającym realizmem życiowym i niezbyt przyswajały sobie dewizę

"peace and understanding".


Modus operandi miały prosty. I bardzo szybko zaczęły go sobie doceniać. Z

pierwszym członem wzmiankowanej dewizy - "love" - nie miały dziewczyny zahamowań.


I tak oto pewnego wiosennego poranka, w promieniach słońca padających z okna

kawalerki na Nowolipkach 10 mieszkania 18, przeciągała się ziewając leniwie

stojąca obok łóżka szczęśliwa piękność z Pałacu Mostowskich, a ja spod

wpółprzymkniętych powiek podziwiałem cud Stworzenia.


Więc świadomie współpracowałem?

image

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości