Mianowicie nie rozumiem co lekarz ma do orzekania o ewentualnym ubezpieczeniu pacjenta i jego prawie do refundacji.
Przecież to nie lekarze zajmują się ubezpieczeniami tylko jakiś ZUS. To nie lekarze ganiają z gotówką za ubezpieczenia w pysku do NFZ tylko ZUS przesyła je łączem od jednej maszyny liczącej do drugiej maszyny liczącej.
Skoro tak, to wszelkie obowiązki dotyczące dostarczania prawidłowych informacji spadają na ZUS i NFZ.
Lekarz i aptekarz mają tylko sprawdzić w maszynach matematycznych ustawionych w ich gabinetach i aptekach dane o pacjencie dostarczone przez ww akronimy.
A tak w ogóle mam pytanie czy recepta elektroniczna w Polsce działa? To wygląda mniej więcej tak: lekarz wypisuje receptę w takiej małej maszynie matematycznej ustawionej w gabinecie lekarskim. Każdy lekarz, uspołeczniony czy prywatny ma oczywiście taką maszynę do dyspozycji a niej dostęp do danych o pacjencie, zarówno dzienników jak i info o ewentualnym ubezpieczeniu, wystawionych receptach, numerze Pesel i NIP (na cholerę zreszta dwa numery, nie wystarczy jeden?), adresie itp.
Na elektroniznym blankiecie w specjalnym formacie lekarz wypisuje receptę, do której ma dostęp każda apteka w kraju w milisekundę po jej wypisaniu. Każda apteka ma również dostęp do danych pacjenta lub osoby upoważnionej do odbioru leku.
Czego lekarz i aptekarz natomiast nie robią to podejmowanie decyzji o tym czy pacjent ma prawo do leku, czy jest ubezpieczony jak również jaki poziom refundacji mu się należy.
A jesli już jesteśmy już przy refundacji. NIe rozumiem zupełnie tych różnych stawek procentowych dla tego samego medykamnetu. Nie rozumiem zresztą samej idei stawek procentowych refundacji. Wydaje się, że znacznie odporniejszym na zakłócenia, prywatne widzimisię lekarzy i spory z refundatorem o zasadności użycia takiej a nie innej stawki procentowej byłby system pełnej odpłatności za leki refundowane do pewnej wysokości, np 400 zł w okresie bieżących 12 miesięcy. Po wykupieniu w ciągu 12 bieżących leków refundowanych za 400 zł pozostałe leki byłyby refundowane w pełni, aż do rozpoczęcia nowych miesięcy nierefundowanych.
Więc powtarzam - nie rozumiem awantur wokół ustawy refundacyjnej.
Czy chodzi o to, że brak komputerów w gabinetach lekarskich i aptekach, czy o co?
PS. O służbie zdrowia i pomysłach na jej uzdrowienie pisałem kilkakrotnie:
tekstykanoniczne.salon24.pl/195278,o-prywatyzacji-szpitali-czyli-zle-sie-stalo
gdzie opisuję pozytywne rezultaty prywatyzacji w Szwecji.
W jednym z komentarzy do dyskusji napisałem proroczo:
"System emerytalny wywali się pod własnym ciężarem, nie trzeba do tego pomocy innych czynników.
Mogę wyliczyć trzy konieczne i palące reformy, o których cichosza:
1. Zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
2. Likwidacja przywilejów emerytalnych różnych grup zawodowych.
3. Likwidacja KRUS.A jako bonus - podniesienie wieku emerytalnego do np 67 lat.
STAROSTA MELSZTYŃSKI 2822709
Tutaj zaś pisałem o wprowadzeniu odpłatności za usługi służby zdrowia:
tekstykanoniczne.salon24.pl/339927,oburzajaca-propozycja-w-celu-usprawnienia-sluzby-zdrowia
Albowiem: "duża cześc z klientów przychodni to ludzie, którzy są tam bez potrzeby. Częśc z nich w ogóle nie jest chora i wizytę w przychodni traktuje jak okazję towarzyską, częśc przychodzi z banalnymi przeziębieniami i opieki lekarskiej nie wymaga"
STAROSTA MELSZTYŃSKI 2822709
Inne tematy w dziale Polityka