Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
562
BLOG

Roman Giertych redivivus

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Polityka Obserwuj notkę 10

Najpierw skrótowy wstęp, bo jedna z cech umysłu totalitarnego została już wielokrotnie opisana, najlepiej chyba przez Orwella w 1984.

Ktoś czyta jeszcze 1984? Zapewne niewiele osób, a szkoda, bo mimo, że przedstawiony jest tam mroczny, wydestylowany obraz najbardziej ponurego totalitaryzmu typu stalinowskiego, to przesłanie książki jest uniwersalne i często niepokojąco aktualne. Przypomnijmy, że Orwell pisał książkę wbrew zauroczeniu stainizmem, które opętało wielu intelektualistów lat czterdziestych i był jednym z nielicznych, którzy zachowali niezależny i niezmącony komunistycznym millenaryzmem ogląd rzeczywistości. Choć przecież systemu panującego w Związku Sowieckim nie znał z autopsji, jak inni krytycy, choćby Gide czy Koestler. Nie wymieniam tutaj krytyków z tzw "obozu", którzy poznali system od wewnątrz i nadaremnie, niesłuchani i zagłuszani próbowali dać świadectwo prawdzie. Gustaw Herling-Grudziński czekał prawie 40 lat, nim jego Inny świat  przebił się przez zmowę milczenia. Czterdzieści lat za późno, gdy System był już umierający.

To co Orwell miał do powiedzenia o Systemie odnosi się również do stanu pewnych umysłów w demokracjach. Ot choćby seanse nienawiści. Umysły totalitarne i sekty polityczne tak już mają, że dziś wielbią Emmanuela Goldsteina jak by się on nie nazywał, by w chwilę potem, na jedno zmarszczenie brwi Wielkiego Brata oklaskiwać wydany na niego wyrok śmierci. Nie chcę przypominać, wszyscy doskonale wiemy kto tutaj w S24 wykonywał tak piękne wolty, kto potrafił w sekundy po wydaniu odpowiedniego komunikatu, jak gdyby nigdy nic zaczynać kolejny analityczny wpis od: Nigdy nie ufałam... ... (w miejsce kropek proszę wstawić odpowiednie nazwisko, albo: Zawsze uważałem... ... za szkodnika/wroga/kreta/wtyczkę  lub: Nigdy nie ceniłam, zawsze podejrzewałem, nie rozumiem, co inni widzieli  - pisane w imperfekcie.*

Nie wiem co pisali dzisiejsi krytycy o Romanie Giertychu w czasach, gdy był wicepremierem, koalicjantem rządu Jarosława Kaczyńskiego. Widzę i czytam jedynie, co piszą dzisiaj , w seansie nienawiści.

A ja sięgnąłem do mojego dawnego wpisu z 6 listopada 2007 roku. Przytaczam go bez skrótów i zmian. Proszę zwrócić uwagę na ostatni akapit:

Dobrym zwyczajem odchodzących polityków jest pisanie na gorąco "jak było naprawdę".

Ważne zwłaszcza teraz, bo odchodzący w niesławie rząd zawiązany był niejawnie i sprawowany tajnie.

Kto miałby tego dokonać?

Moim kandydatem w tym towarzystwie szubrawców jest Roman Giertych. Nie jest z mojej opcji światopoglądowej, ale jako jedyny zachowywał standardy osobistej uczciwości, a w czasie drgawek przedśmiertnych rządu Jarosława pokazał zadatki na męża stanu, broniąc państwa prawa i reguł przyzwoitości i sprzeciwiając się psuciu państwa.

Do tego ciekawym ujawnienia kulisów i szczegółów jego dramatycznej rozmowy z JK, wiedzy na temat "gabinetu wewnętrznego trzech starych kawalerów", w którym zapadały najważniejsze decyzje państwowe - jeśli je oczywiście zna.

I na marginesie. Również Tuskowi przydałby się ktoś o integralności Romana, gdy nadejdą chwile trudne a z nimi pokusa łatwych rozwiązań.

A tutaj jeszcze jeden wpis z 13 sierpnia 2007 roku:

 

Dwa najważniejsze osiągnięcia rządów Jarosława K.(sąd nie zezwolił na ujawnienie danych).

1. Udupienie lustracji.

Lustracja jest trupem. Nikt nigdy już nie będzie nawet próbował na poważnie jej podjąć.

Owszem, jeszcze pewnie temat posłuży jako kłonica retoryczna. Zwłaszcza PiSowi, czy resztkom, jakie się ostaną w przypadku przegranej w ewentualnych wyborach.

Wysoce prawdopodobne też jest, że b. minister d/s siedmiu boleści Macierewicz dorabiał będzie do emerytury cykaniem papierów do prasy szantażowej w rodzaju GP
(jak to zdanie nie straciło na ktualności w świetle ostatnich wydarzeń!).

Ale to wszystko.

2. Rządzić można z byle kim.

Pisząc "z byle kim" nie mam na myśli LPR i SO. Zdumiał mnie ostatnio Roman Giertych refleksem odpowiedzialnego męża stanu. Czyżby i dla niego istniały granice psucia państwa?

Zaskoczył i Lepper.

Dolnej granicy standardów przyzwoitości ludzkiej i politycznej nie zna natomiast PiS.

Więc jeśli jakaś partia przymierza się do współrządzenia z PiSem to rządzić można z byle kim.

I jeszcze dla przypomnienia:

Nie będzie nowej ustawy lustracyjnej.

Nie będzie też poprawiania starej - bo nie istniała żadna przeszkoda by uwzględniając zastrzeżenia TK przepchnąć ją przez Sejm.


Ale będzie się tworzyła legenda, jak to wrogie siły uniemożliwiły PiSowi jej przeprowadzenie.

*Niech za komentarz posłuży cytat z 1984:

Zmienność przeszłości to podstawowy dogmat angsocu. Według partyjnej argumentacji, przeszłe wydarzenia nie istnieją obiektywnie, a tylko w formie zapisów i wspomnień. Przeszłość jest więc tym, co do czego zapisy i pamięć ludzka są zgodne. Skoro w rękach Partii znajdują się i wszelkie archiwa, i władza nad umysłami członków, przeszłość wygląda tak, jak życzy sobie Partia. Chociaż jest zmienna, twierdzi się, iż nigdy nie bywa zmieniana. Kiedy bowiem przybiera kształt w danej chwili pożądany, nowa wersja wydarzeń po prostu jest przeszłością; inna przeszłość nigdy nie mogła istnieć. Zasada ta sprawdza się nawet wówczas, gdy – jak to się często dzieje – ten sam fakt przerabia się całkowicie kilka razy w roku.

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka