Widać coś takiego jest w polskiej atmosferze, że po kilku dniach oddychania nią człowiek, jakby od niechcenia - a przecież się zarzekał, że on nigdy, przenigdy - zaczyna myśleć tym najbardziej zgranym szablonem polskiej dyskusji politycznej: bo w normalnym kraju, to...
Obejrzałem więc wywiad z kandydatem na prezydenta Andrzejem Dudą. Po co ja to nieszczęsny zrobiłem, ojojoj, mogłem wyciągnąć któryś z kryminałów z rozpakowanej właśnie biblioteki i oddać się słodkiej lekturze, albo zrobić coś pożytecznego z prowizorką i chaosem ze wszystkich stron napierającymi na mnie.
http://vod.tvp.pl/audycje/publicystyka/dzis-wieczorem/wideo/04052015/19647208#
Widzę, że dzielne brygady poparcia kandydata Dudy już się szykują z widłami maszerować na siedzibę TVP (dziwny budynek na ulicy biskupa Woronicza), inni lżą dziennikarkę najgorszymi słowy, wyzywając ją od prostytutek. Gratuluję kandydatowi zwolenników.
O co poszło? O to co w normalnym kraju jest codziennością. To nie jest tak, że w dojrzałych demokracjach (kolejny szablon myślowy, którym ignoranci wymachują jak maczugą) nie ma partii populistycznych, obiecujących wszystko za darmo, zmniejszone podatki i zwiększone wydatki. Ale żądna z tych partii nie pretenduje na poważnie do objęcia władzy i wprowadzania w życie swoich pomysłów. Gdzieś tam w centrum są dwie poważne, nudne partie, które debatują na podstawie ekspertyz (a, kandydat Duda nie potrafił powołać się na żadne ekspertyzy - o, jaka szkoda) o podniesieniu podatków o 2% i zwiększeniu wydatków o 10 miliardów lub odwrotnie. Wtedy przedstawiciel partii konseratywnej pyta z krzywym uśmieszkiem - a skąd weźmiecie na to pieniądze? - a przedstawiciel partii socjaldemokratycznej odpowiada - podniesiemy podatki dla najbogatszych - i już w tej samej chwili rozumie, że jego partia przegrała wybory, bo ci najbogatsi to między innymi elita robotnicza, a oni nie lubią jak im urocze wille w uroczych okolicach obkładają podatkiem katastralnym.
Noale są też partie populistyczne, jakaś skrajna lewica, jacyś zieloni, i jeśli wynik wyborów tak zdecyduje stają się członkami koalicji rządzącej, a wtedy większość społeczeństwa nastawia się na przetrwanie tych najbliższych 4-5 lat do nastęnych wyborów.
No więc żadne z tych populistycznych partii nie śmiga nawet w pobliżu 30% poparcia z możliwością wygrania wyborów - chyba, że jesteśmy w Grecji.
Więc dziennikarka Beata Tadla zapytała kandydata Andrzeja Dudę o to skąd ten zdobędzie środki na realizację swoich obietnic i przedstawiła swoje ekspertyzy, te ekspertyzy, których kandydat zapomniał wykuć na blachę, bo ich nigdy na oczy nie widział, z których wynikało, że koszt reform wyniósłby 250 miliardów zł w ciągu prezydenckiej, pięcioletniej kadencji. Na tym, moi drodzy, polegało jej niebywałe chamstwo, że zapytała kandydata w jaki sposóbb obciąży nakładami swoich wyborców, by zrealizować nierealne/kosztowne obietnice. Cios był poniżej pasa, udawała podstępnie, że bierze Dudę na poważnie.
Wyszło z Dudy, że on nigdy nie uprawiał rzeczywistej polityki i pytania były dla niego abstrakcją. Kandydatura go przerasta. Na nic zdadzą się wysiłki sztabu, skoro kandydatowi brak doświadczenia w kuchni politycznej.
Noale za kandydatem Dudą czają się jeszcze bardziej egzotyczni kandydaci, piosenkarz Kukiz czy pani od historii Magda Ogórek.
Sami tego chcieliście.
Inne tematy w dziale Polityka